Artykuły

Śmiać się trzeba na farsie

W roku 1932 Jaracz wystawił "Da­my i huzary". Przyprawione przez Zarubę ogromne nosy podkreślały gro­teskowy charakter postaci. Tę "pro­fanację" powitały głosy oburzenia sfer endeckich i klerykalnych. Zabawny chwyt reżyserski przedstawiono jako Obrazę Narodu, Obrazę Matek-Polek i Córek-Polek. Jest bowiem zasadą po­dobnej papkinady, iż wielkie słowa są tarczami, za którymi bezpiecznie kry­ją się harcownicy, radzi - po zakoń­czeniu ataku - wrócić na upatrzone stanowiska.

Nie bez rozczulenia czyta się po la­tach takie oto oceny: "Zrobiono wszyst­ko, co można, by fredrowski świat krotochwilnych figur przybrał wygląd ja­kiegoś ponurego koszmaru... Czym to psychologicznie wyjaśnić? Chyba jakąś podświadomą antypatią do świata fre­drowskiego. Antypatią do tych figur z ukochanej Fredry dziedziny, antypa­tią do żołnierzy polskich spod Napo­leona. Za co?"...

W roku 1968 Adam Hanuszkiewicz wystawił "Damy i huzary". Bez przy­prawionych nosów. Za to z zespołem Hagaw, muzyką Kurylewicza, cytatami z innych utworów, scenami przenie­sionymi z innych sztuk. Słowem - z cyrkiem i fajerwerkiem. Dowcipu i pomysłowości.

Jak dotąd, nikt nie uderzył na trwo­gę. Nikt nie rozdarł szat. Nikt nie za­protestował. Więc może... może jednak nie jest tak całkiem źle z naszym po­czuciem humoru. Może przyswoiliśmy sobie zasadę, wyłożoną w związku z inscenizacją Jaracza na łamach "Cyrylika" przez Jerzego Paczkowskiego:

...znam naród, wiem z czego się

śmieje.

Śmiać się trzeba na farsie, a

modlić w katedrze!

Nowatorskie odczytanie starej ko­medii pokazało równocześnie niezmien­ność męskiego świata. W czasach Fredry - kobiety musiały wysłuchiwać tyrad o koniach. Udawać zaintereso­wanie. Dziś szanująca się panna ska­zana jest na opowieści o samocho­dach. Zmieniły się rekwizyty, lecz du­chy majorów i rotmistrzów ciągle w nas pokutują i straszą. Może właśnie to sprawia, że śmiejemy się na Fre­drze bez owego poczucia dystansu, ja­kie rezerwujemy dla współczesnych, niezbyt licznych, na szczęście, komedii.

Z bardzo dobrej obsady - prawdzi­wą niespodzianką stał się dla mnie Mariusz Dmochowski (major). Po "Hrabinie Cosel" i "Lalce" nigdy bym go nie podejrzewał o tak żywiołowy zmysł komizmu. Wolę go rozbawione­go na tle dekoracji Xymeny Zaniew­skiej niż płaksiwego na tle Beaty Tyszkiewicz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji