Damy i Huzary Aleksandra Fredry, w wykonaniu Zespołu Teatru Warszawskiego Kwadrat, na Trójcowie, ub. weekendu
Komedia Aleksandra Fredry, często grana w Polsce, nie straciła z biegiem lat na popularności. Dziś może, w epoce "ruchu wyzwolenia kobiet" jest jeszcze bardziej aktualna, wykazuje bowiem, że perswazją, lamentem, powodzią łez, podstępem i niewinnym kłamstwem (panna Aniela, rozmiłowana w koniach), a przede wszystkim niezawodnym kobiecym wdziękiem (Zosia), można bardziej skutecznie opanować płeć brzydką niż marszami i protestami.
"Damy i Huzary" zostały wystawione na Trócowie staraniem naszego impresaria Jana Wojewódki, który, z okazji "Roku Fredrowskiego" sprowadził do Kanady i USA zespół Teatru Polskiej Telewizji "Kwadrat", z Warszawy. Frekwencja publiczności, która na wszystkich przedstawieniach wypełniła salę Trójcowa po brzegi, wybuchy śmiechu i ustawiczne oklaski, są najlepszym przykładem, że dobra sztuka, w doskonałym wykonaniu nie jest mniej "kasowa" od stereotypowych składanek (niejednokrotnie wątpliwej wartości).
Intuicja Wojewódki, który niedawno obchodził 30-lecie pracy na polu kulturalno artystycznym, rzadko zawodzi. Nie zawiodła i tym razem. Miejmy nadzieję, że inni impresaria pójdą za jego śladem i bez obawy fiasca sięgną po inne, stare, a przecież nigdy nie starzejące się perełki sztuki polskiej.
W "Damach i Huzarach" wszystkie role są zasadniczo główne, ale jedna, czołowa rola Majora jest najbardziej popisowa i najtrudniejsza. Jeszcze bardziej trudna, gdy aktor grający tę rolę jest równocześnie reżyserem. Edward Dziewoński, wybitny aktor scen polskich, nie jest obcy publiczności chicagoskiej. Pochodzi ze znanej rodziny aktorskiej, jest bratankiem śp. Elżbiety Dziewońskiej-Krzemieńskiej, która zmarła tragicznie w Chicago w ub. miesiącu, w parę dni po przyjeździe z wizytą, z Polski.
Na roli Majora skupia się uwaga widowni. Dziewoński świetnie zagrał tę rolę, stwarzając postać naturalną, przekonywującą, bez cienia szarży. Jemu należy się największe uznanie, gdyż jako reżyser także stanął na wysokości zadania.
Jaremę Stępowskiego znamy przeważnie z rewii. W całkowicie odmiennej roli - kapelana, b. dobry. Rotmistrz - Jan Kobuszewski; porucznik Włodzimierz Nowak, Andrzej Fedorowicz (Grzegorz) i Włodzimierz Press (Rembo), w mniejszych rolach - doskonali.
Jeżeli chodzi o "Damy", pierwszeństwo należy się Gabrieli Kownackiej, pełnej wdzięku, b. naturalnej i uroczej w roli Zosi. Alfreda Sar-nawska, Barbara Rylska i Hanna Zebrzuska - siostry majora - nieco szarżowały. To samo można powiedzieć o Wandzie Koczeskiej, Barbarze Sułkowskiej i Halinie Kowalskiej (Józia, Zuzia i Fruzia). Były to jednak drobne usterki, uchwycone przez zawsze krytycznie nastawionego recenzenta. W całości przedstawienie jak najbardziej udane, piękne mundury huzarskie, efektowne dekoracje. Wszystkich wykonawców oklaskiwano z zapałem, a liczna obecność przedstawicieli młodego pokolenia na widowni, była wymownym dowodem, że dobra sztuka w dobrym wykonaniu zawsze będzie miała powodzenie w Chicago.