Damy i Huzary
"DAMY I HUZARY" są dobre na wszystko, zdaje się przekonywać Wojciech Pilarski, proponując na rozpoczęcie sezonu Teatru Nowego w Łodzi tę komedię Aleksandra Fredry. Boy, będąc świadkiem warszawskiej inscenizacji w Teatrze Narodowym w 1925, w setną rocznicę premiery, wykrzykiwał: "A cóż to za klejnocik czystej wody! Niby to drobne, niby to błahe; ale kiedy się wpatrzeć w misterne dzierganie nitek, kiedy się wsłuchać w rytm dialogu, kiedy się wczuć w to przedziwne zmieszanie sentymentu z humorem, doznaje się tego, co może wyrazić tylko jedno słowo, wytarte, co prawda, przez nadużycie w mniej szlachetnych okolicznościach: słowo rozkosz!"
Stefan Jaracz zaś w 1932, tuż przed reżyserowaną przez siebie w Teatrze Ateneum premierą "Dam i huzarów", wołał głosem wielkim: "Od trzydziestu lat oglądam na scenach naszych Fredrę i od trzydziestu lat widzę publiczność, która... ziewa. Im staranniejsze przedstawienie, im więcej pietyzmu, tym większa nuda. Celebruje się Fredrę od święta, mrozi się go jakąś nieokreśloną bliżej tradycją, jakimś tajemniczym stylem, konserwuje się wszystko - tylko nie wesołość. Otóż Fredro bez wesołości nie jest Fredrą!"
Wsłuchując się w ton tych postulatów, bardzo jesteśmy ciekawi Fredrowskiego entree w nowy sezon Teatru Nowego.