I cóż dalej Józefie O.?
MORDERCY, dusicielki, kanciarze, aferzyści, złodzieje. Zmieszany, wielogłosowy chór: "Wysoki Sądzie proszę...", "Wysoki Sąd raczy...", "Wysokiemu Sądowi samemu..." - pokornie, ostro, prosząco, filuternie. Bełkoczą, seplenią, wygrażają, kłapią opadającymi szczekami. Stają za barierkami, wyciągają ręce, wykonują dramatyczne gesty. Robi się śmiesznie, strasznie i smutno. Ta ława oskarżonych, śmietanka zgarnięta przez Agnieszkę Osiecką i Andrzeja Jareckiego z warszawskich sądów, starannie zwiedzanych; archipelag świństwa, kilka den upadków, śliskie płaszczyzny wykroczeń, kolekcja upersonifikowanego zła i głupoty...
Stop. Ten tłum wypełniają właściwie dwie postacie. W centralnej części widowiska STS-u "Oskarżeni" na scenie znajduje się Alina Janowska na zmianę z Zofią Merle oraz Wojciech Siemion. Prawem swobodnej transformacji kreują oni wielopostaciową ławę oskarżonych. Tę część centralną poprzedza i zamyka sprawa Józefa O. Uważni czytelnicy prasy pamiętają być może historię uciekiniera z Białostocczyzny, który spędził dwa lata w leśnej ziemiance i został siłą przywrócony społeczeństwu. Czy słusznie? To prowokujące pytanie stanowi nić przewodnią widowiska. Józefa O. (znów Siemion w otoczeniu ansamblu STS-u) otacza jego wieś: krewni i znajomi rozjątrzeni i zabobonni, chciwi ziemi i zapiekli w nienawiści do "głupiego". Wyszedłszy dobrowolnie poza nawias jest on teraz wypchnięty, wyklęty i odrzucony. Czy znalazł wyjście? Jak ocenić jego postępowanie? Sprawiedliwość oskarża Józefa O. tymi samymi słowami co przestępców - ale to on jest oskarżycielem; - jego postępowanie wymierza policzek tej części świata, która jest pełna zawiści, intrygi i zbrodni. Lecz czy skutecznie? Co nam po sprawiedliwych, którzy uciekają z Sodomy? Dziecinny gest bezradnego uchylenia obnaża w świetle rampy swoją słabość. Ani ucieczka ani przymierze z tym co złe; na dramatyczne pytanie "co robić?" pada na końcu odpowiedź: "Zmieniać świat".
Autorzy mieli w tym zakończeniu zrozumiałe trudności. Szło o to, aby nie zabrzmiało banalnie i zbyt dydaktycznie. Stąd pewne zamierzone zmieszanie głosu, osłabiająca patos nutka lekkiej , ironii. Wyszło to nie najbardziej z całości przekonywająco, lecz może inaczej wyjść nie mogło, - za sprawą samego życia z wachlarzem wielu odcieni jego postaw.
Reszta jest bardzo ostra, dobrze skonstruowana, narzucająca się dynamicznie gmatwaniną zeznań, chwytających jak gdyby logikę pomieszanych układów samej rzeczywistości. Część centralna przytłacza oczywiście początek i koniec zarówno wagą samego materiału jak i osobowości aktorskich. Alina Janowska i Zofia Merle tworzą kreacje bardzo interesujące, różne a równorzędne; siłą pierwszej są cienkości i finezje, druga ma szczególnie przekonywające momenty ostro ekspresyjne. O Siemionie czyż trzeba pisać? - jest taki jakiego się można spodziewać. W wyrównanym ansamblu wyróżnia się postawiony wobec szczególnie trudnego zadania milicjant - Ryszard Pracz. Reżyseria Jerzego Markuszewskiego, bardzo pomysłowa, zwłaszcza w części centralnej: pomysł z rzekomym rozśmieszaniem zeznających - kapitalny, zobaczycie sami! Nadto z uznaniem powitaliśmy scenograficzny debiut znanej dotąd tylko od strony aktorskiej Marii Chrząszcz; kompozycja plastyczna jest oszczędna, sugestywna i bardzo funkcjonalna.