Artykuły

Damy po huzarsku

"Powiedzmy sobie odważnie i wyraźnie - pisał Antoni Słonimski w 1925 roku - "Da­my i huzary" to nudna i nie do słuchania farsa". Słonimski napisał te słowa po przedsta­wieniu w Teatrze Narodowym - w setną rocznicę prapremiery "Dam".

W siedem lat później w Teatrze "Atene­um" komedię Fredry reżyserował Stefan Ja­racz, ściągając na swą głowę wszelkie możli­we gromy ze strony strażników świata fre­drowskiego. Którzy nie przewidywali, że właśnie ta inscenizacja ,,w karykaturalnych kostiumach i groteskowej charakteryzacji ogromnych nosów, piętrowych peruk i nadsumiastych wąsisk", zrobionych z włóczki - trwale zapisze się w historii teatru, także i wśród współczesnych znajdując nader gorli­wych obrońców. Jerzy Stempowski wysnu­wał np. z tej teatralnej przygody wniosek, że "stare komedie i farsy mogą być dopóty wystawiane, dopóki udaje się je moder­nizować".

Reżyser zielonogórskiego spektaklu - Wojciech Pokora jest jak najdalszy od mo­dernizacyjnych pomysłów. Jego "Damy i huzary" są konsekwentnie zrealizowaną farsą: od zarysowanych grubą, zdecydowaną kreską, słabo zróżnicowanych postaci po muzykę Jerzego Bechyne, w której nad ryt­mem poloneza dominuje krok marszowy. Ale po kolei.

Najpierw oczom widzów ukazuje się scenogra­fia Józefa Napiórkowskiego. W tle - namalowa­ne "jak żywe" konary rozłożystego drzewa, po­tem ściana dworku, którą widzimy od we­wnętrznej salonowej strony, a następnie - rząd ścian po bokach - z okienkami, firankami, ob­razkami, szablami i zielonymi krzaczkami. W głębi -wyjście na balkon (werandę?). Pośrodku zwisa żyrandol. Są i meble, i rycerska zbroja ze skrzydłem husarskim w kącie ustawiona i jeszcze - na górze ściany głównej - skrzyżowane włócznie pospołu z półpancerzami.

W tej przeładowanej scenerii pojawia się najpierw brzydsza część bohaterów Fredry. Odzianych, z wyjątkiem kapelana, w czer­wone mundury ze złotym szamerunkiem, z którymi nie rozstają się (?) huzarzy, bawiący na wsi w domu Majora.

W męski świat rozrywek i odpoczynku nagle, z impetem wtargnie fraucymer pod wodzą pani Ogonowej (Sława Kwaśnie­wska), by podjąć próbę ustawienia go pod­ług własnych planów.

Starcie obu stron wygląda - z grubsza rzecz biorąc - w ten sposób, że panowie krzyczą i biegają, a panie - biegają, mdleją, spazmują i krzyczą (jedynie para młodych odbiega zachowaniem od całego towarzystwa).

Dopiero w drugiej części spektaklu, na krótki moment pojawia się scena, która daje przedsmak tego, czym mogłyby być "Damy i huzary", zagrane prawie "po bożemu', choć niekoniecznie z huzarską szarżą. Ubra­na w formę lekkiej i dowcipnej etiudy rucho­wej scena, w której panna Aniela (Elżbieta Donimirska) uwodzi Rotmistrza (Sławomir Krzywiźniak) - może bez przerysowanego finału na kanapie? - mogłaby być częścią damsko - męskiej gry "wojennej" i wzaje­mnych podchodów, gdyby reżyser dał szansę zaistnieć im na scenie.

Ale nie dał. Podchody zostały zatupane przez ruchliwego, hałaśliwego Majora (Jerzy Glapa) oraz zakrzyczane przez bliźniaczo po­dobne trzy siostry. Zamiast sideł w damsko - męskiej wojnie posłużono się armatami, które być może są skuteczniejsze, ale pozbawione zupełnie wdzięku i elegancji.

Na koniec pointa: publiczność pierwsze­go przedstawienia biła brawa na stojąco.

Co uznaję za dowód, że moje poczucie humoru i smaku bardzo ostatnio odbiegło od normy. Bo przecież niemożliwe, żeby było odwrotnie...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji