Artykuły

Nie uchodzi... nie uchodzi?

W "Damach i huzarach" nie ma żad­nych dam. Są wszechobecne jurne i krzykliwe kobietki, a ich motywem działania jest biologia i interes. Nie ma huzarów. Są ociężali, zasklepieni w swym starokawalerskim stanie - hultaje.

Cała ta kolokwialna grupa prowadzi grę w stylu kto kogo. W tle buda szumnie zwana szlacheckim dworem.

W Teatrze Śląskim "Damy i huzary" stały się komedią muzyczną. Reżyser rozpisał dialogi na 22 pastiszowe piosenki, które miały dać przedstawieniu rytm i melodię. Zanim jednak rozpoczną się tańce i śpie­wy, nim podniesie się kurtyna - oglądamy proscenium obudowane drewnianą boaze­rią z porożami jeleni. Wiemy już, czego należy się spodziewać w dalszej przestrze­ni plastycznej. I rzeczywiście. Przed nami wiejskie zacisze przysypane słomą. Ba­nalna niestety scenografia, bez kreacyjnej wyobraźni i metaforycznych skrótów. Niemal wpisana w literę tekstu. Ale fron­towa ściana piętrowego budynku (rzecz bowiem dzieje się w otwartej przestrzeni) bardziej przypomina amerykański domek na prerii niż szlacheckie gniazdo. Na środ­ku sceny duże rozłożyste drzewo pokryte jesiennymi liśćmi - oto finezyjna metafo­ra odchodzącego świata. W tym teatrze z drzewem wiąże się za dużo nadziei. Potem - kolejno - wkraczają postaci. Major (Bernar Krawczyk) i jego szwejkopodobni kompani. Rezygnuję z wyróżniania poszczególnych ról męskich. Ta­kich prawie nie było. Aktorzy stanowią tu­taj monolit podający tekst (jednak czysto i wyraźnie). Nie ma zdecydowanych cha­rakterów. Jest jeden typ zbudowany na rubaszności i podkreślającej szerokie gesty mimice. To mało. Więcej różności znajdu­ję u aktorek. One właściwie popychają wszystko do przodu.

Trzy siostry Majora (Bogumiła Mu­rzyńska, Maria Stokowska, Krystyna Wi­śniewska) - przebiegłe istoty - każda ina­czej dzierga nić intrygi, każda inna w trak­towaniu mężczyzn. Ale wszystkie pełne cynizmu i gorzkiego doświadczenia. Prze­sadnie umalowane i mocno grubiańskie. I bardzo śmieszne w swych pretensjach. Podobała mi się również Zuzia Marii Świecówny. Jako jedyna pozostawała in­teresującą, czarującą kobietką i tylko ona nie robiła przygłupawych min, na których powstawały role innych służących - Józi (Agnieszka Wróblewska) i Fruzi (Alina Chechelska).

Zosia Anny Kadulskiej wypadła blado. Właściwie jest nieobecna. Ani jako ro­mantyczna kochanka, ani jako partnerka dla Majora.

Pomysł Macieja Wojtyszki - 22 piosen­ki wyśpiewane, wytańczone - nie stał się jednak kołem napędowym spektaklu. Już po trzeciej czy czwartej rytmicznej skła­dance odczuwa się znużenie. A im dalej, tym gorzej. I coraz podobniej. Ale nie ma tu winy reżysera ani aktorów.

Wojtyszko postawił solidną konstruk­cję, która runęła nie z powodu kataklizmu czy błędu budowniczego, ale z wewnętrznej słabości. Bo arcypolski Aleksander hrabia Fredro jest dziś nudny. Tak! po pro­stu: jest nudny. Trzeba to w końcu wyrzec jednym tchem, ucinając od razu nieistotne i mało płodne spory, jakie krytyka zwykła podejmować przy okazji scenicznego re­staurowania sztuk komediopisarza.

Nie ma wyższości jednego kanonu in­terpretacyjnego nad drugim. Ani po boże­mu, ani z duchem czasu. Koniec fałszywej estymy w traktowaniu klasyka, czas wreszcie odrzucić płachtę nieszczerości. W rozmowach o Fredrze brakuje prostoty i zdrowego rozsądku.

Bo Fredro nam się zasuszył - mamy mumię. Brutalności tego stwierdzenia nie załagodzi rozkoszna drobnoszlachecka krotochwila, przaśny humor i stajenna erotyka komedii hrabiego. Nie załagodzi, bo nic nie załagodzi upływu czasu. Tak już jest, że to, co przemija, traci swoje znaczenie i ważność. Nawet jeśli to mi­łość, bo tamta miłość zgasła w blasku na­stępnych miłości, naszych namiętności. Nieprawda, że rekwizyty pozostają te sa­me - niby te same, a jednak inne.

Dlatego pozwólmy Fredrze na podnieb­ny (czytaj: historyczny) byt. Nie oczekuj­my już zbyt wiele od scenicznych konkre­tyzacji jego dzieł. Fredro dobra rzecz: ja­ko pień teatru.

Zaś wszystkie argumenty: nauczyciel języka polskiego, swobodnego rozmawia­nia wierszem (Englert), ponieważ jest pań­ski, ponieważ jest arcypolski (Łapicki), są argumentami przemawiającymi za histo­rią, za przeszłością, a nie za żywym te­atrem. I dość na tym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji