Edukacja Rity
Jest to świetny spektakl. Błyskotliwy tekst młodego angielskiego dramaturga i kapitalna gra pary aktorów w nad wyraz odpowiedniej oprawie scenograficznej.
Komedia Russela to genialny samograj dzięki swojej płynności i dynamice, dobremu rozłożeniu akcentów i kulminacji, i wreszcie - dzięki dużej liczbie zaskakujących, zabawnych i wzruszających point.
Ale, oczywiście, "genialny samograj" to się tylko tak mówi. Samo się nic nie zagra. Zagrać muszą aktorzy. I w tym przedstawieniu, przygotowanym przez zespół Teatru "Bagatela" naprawdę grają! Lidia Bogaczówna jako Rita, od pierwszego wejścia... nie, to jest nieodpowiednie słowo, od pierwszego wparowania na scenę, podbiła serca publiczności. W tym także moje. Zupełnie zrozumiałe, że rozgoryczony, "sztywny" aż z tej goryczy, profesor Uniwersytetu Otwartego, oniemiawszy najprzód na widok tupetu i kanciastej swobody Rity, traci dla niej głowę. To doskonała rola Lidii Bogaczówny (nie widziałam niestety dublującej ją Bożeny Adamkówny, wierzę jednak znając jej talent, że jest równie dobra!). Jej Rita ewoluuje dyskretnie i niemal niezauważalnie, przez co przemiana ekstrawaganckiej fryzjereczki w młodą, wykształconą intelektualistkę wypada bardzo prawdziwie.
Jacek Strama jako Frank i nauczyciel Rity to ostro skontrastowane uzupełnienie scenicznej partnerki: spięty, z trudem ukrywający frustrację, wiele wiedzący, ale przecież rozdrażniony świadomością niedostatecznego wykorzystania własnych możliwości. Ale: opozycja między Frankiem i Ritą w tej inscenizacji to nie kontrast bieli i czerni, ale koloru i szarości.
"Edukacja Rity" jest parafrazą "Pigmaliona" B. Shawa (i - automatycznie - musicalu "My Fair Lady", który jest na "Pigmalionie" oparty...). Ale w sztuce Shawa chodziło tylko o to, żeby nauczyć prostacką, chropowatą kwiaciarkę salonowego obycia, a więc czegoś bardzo zewnętrznego, powierzchownego. A. Słonimski recenzując inscenizację tej sztuki w warszawskim Teatrze Polskim (w kwietniu 1932), napisał bardzo trafnie: "Wiedza prof. Higginsa dała Elizie środki, upodobniła ją tylko do człowieka, ale duszę w ten posąg tchnęła dopiero miłość twórcy."
A Rita Russela sama zgłasza się do profesora Uniwersytetu Otwartego i nie chodzi jej bynajmniej o zewnętrzną ogładę, ale o rzecz daleko istotniejszą: Rita chce wiedzieć. Chce rozumieć "mądre" książki, chce nie tylko poznać wielką literaturę, teatr i malarstwo, ale także umieć analizować, chwytać konteksty i aluzje być intelektualistką. I udaje jej się to, ale fakt, że uszlachetniając swoją osobowość nie zatraciła "rogatego", jednak naprawdę ujmującego charakteru - to zasługa przepełnionego uczuciem serca, serca jej nauczyciela, Franka... Nauczyciela, który z czasem staje się uczniem Rity (tak oto przewrotnie Russel wzbogaca fabułę Shawa) - jak i dlaczego, pisać nie będę, bo chcę bardzo zachęcić Państwa do obejrzenia tej "Edukacji"...
Polecam ten spektakl wszystkim. "Starym wyjadaczom" teatralnym i młodzieży. Także takiej, która do teatru w zasadzie nie chadza woląc dyskotekę i kino. Ludzie! Przysięgam: Rita, taka jak ją gra Lidia Bogacz, to wasza kumpelka. Idźcie i zobaczcie! Głowę daję, że nie pożałujecie.