Artykuły

Papież chciał połknąć balon

"Po sznurku" w reż. Joanny Gerigk we Wrocławskim Teatrze Lalek. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Najnowsza premiera Wrocławskiego Teatru Lalek, "Po sznurku" w reżyserii Joanny Gerick, to prawdziwa perełka - zachwyca, wzrusza, zapewnia haust twórczej wolności, a przy okazji stawia pytanie oto, co jest normą, a co poza nią wykracza.

Wypadałoby tu zaznaczyć, że Piotr Gęglawy, 49-letni autor tekstu, spisanego i uzupełnionego przez Romana Zańkę, zaadaptowanego na scenę przez Gerick, jest niepełnosprawnym twórcą (zespół Downa), podopiecznym szczecińskiej fundacji Pod Sukniami.

Ale każdy, kto widział "Po sznurku", postawi tutaj natychmiast znak zapytania. Bo czym jest niepełnosprawność w odniesieniu do sztuki, gdzie pozwala się na wolność, która prawdopodobnie nigdy nie mogłaby stać się udziałem pełnosprawnego artysty, i otwiera drzwi, które dla niego musiałyby pozostać zamknięte.

"Po sznurku" to wyprawa do świata, gdzie wszystko jest możliwe, gdzie każde padające ze sceny zdanie będzie dla widza zaskoczeniem, gdzie - bądź - Joanna Gerick czyta teksty Piotra Gęglawego bez cienia protekcjonalnej wyższości, ale też bez taniej czułostkowości, która czasem towarzyszy spojrzeniu na sztukę niepełnosprawnych

cie tego pewni! - nie dostaniecie nic z tego, czego się spodziewacie.

Tu pingwiny uczą skakać, a w przerwach piją kawę i myją nogę Małyszowi, papież chciałby połknąć balon, ale musi wystarczyć mu pizza, a Jezus spotyka tygrysa, z którym wygrywa w szachy. Tu ludzie pracują tylko dlatego, że nie umieją się obijać, a najtrudniej jest być tatą, bo nie można jeść czekolady i gofrów.

Z wierszy i opowiadań Piotra Gęglawego Joanna Gerick uszyła spektakl na trzy postaci - pisarza (Józef Frymet), Piotra (Tomasz Maśląkowski) i panią Anię (gościnnie występująca Anna Zych).

Pisarz siedzi w fotelu i udaje, że jest groźny, cyzelując - trochę jak urzędnik Grand w "Dżumie" - pierwsze zdanie swojej najnowszej powieści. Do niego trafia - po sznurku - Piotr, a w ślad za nim pani Ania - wywracając do góry nogami zdroworozsądkowe zasady, których pisarz stara się przestrzegać, wprowadzając w jego życie ducha anarchii, niczym nieskrępowanej twórczej wolności.

Szybko okazuje się, że wizyta nie jest przypadkowa - pisarz stracił moc panowania nad słowami, ucieka mu ich porządek i sens, pamięć płata figle i nie wiadomo nawet, czy książka, nad którą pracuje, nie została już wcześniej napisana.

Za sprawą Piotra i pani Ani uwalnia się z niewoli porządku, zasad i reguł, ale też uprzedzeń, które - w co wierzy na początku - powinny go obowiązywać, bo to one właśnie trzymają świat w ramach.

A co się stanie, kiedy z tych ram wypada? Fotel wyjeżdża na taras, stół przestaje być stołem, okna przykrywają malunki, a cały dom - za sprawą sznurka - zamienia się w labirynt.

I okazuje się, że Albert, bohater książki pisarza, nie musi wcale wędrować do stawu, w którym pływa martwy karp, może zaprzyjaźnić się z mrówką, która popłynie z panią Krysią, sąsiadką, na wakacje i do sklepu Paryża, żeby kupić kozaki dla dzika. Oprócz absurdalnych przygód, w jakich biorą udział - za sprawą uwolnionej z wszelkich reguł wyobraźni - bohaterowie, a wraz z nimi widownia, mamy tu kilka prostych, a jednocześnie zaskakujących prawd.

"Problem, proszę pana, to lina, po której można wejść wyżej, a nie wąż, co kąsa" - oświadcza pisarzowi pani Ania. "Takie zgniłe to już sobie nikogo nie znajdzie" - mówi Piotr na widok zgniłego jabłka. Dowiemy się też, że potwory, jeśli do nas przychodzą, stosunkowo łatwo oswoić - zrobić im gulasz z kapustą i wspólnie lepić pierogi.

W tym spektaklu wszystko gra - prosty kostium i scenografia, zaprojektowane tak przez Jana Polivkę, żeby nie przesłonić tego, co najważniejsze, czyli słowa, muzyka Sebastiana Ładyżyńskiego, kreacje trójki aktorów, z Tomaszem Maśląkowskim na czele, który genialnie odgrywa (albo może wciąż na żywo i na nowo odkrywa w sobie?) radość, jaką daje niczym nieskrępowane prawo do stwarzania świata od podstaw.

Joanna Gerick czyta teksty Gęglawego bez cienia protekcjonalnej wyższości, ale też bez taniej czułostkowości, która czasem towarzyszy spojrzeniu na sztukę niepełnosprawnych. Jest w tej lekturze ciekawość, jest fascynacja, a może i - całkowicie usprawiedliwiona - nutka zazdrości. Radość, wolność, satysfakcja - aktu twórczego, na który składają się te trzy elementy, mógłby przecież Gęglawemu zazdrościć każdy pełnosprawny artysta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji