Dom lalki (Nora) Henryka Ibsena
Teatr im. Stefana Żeromskiego wystąpił na scenie radomskiej z premierą jednego z najgłośniejszych dzieł dramaturgii światowej - z ibsenowską "Norą", która w tym roku obchodzi jubileusz siedemdziesięciu pięciu lat istnienia.
Wiele zmieniło się przez tych lat siedemdziesiąt pięć. Jakże daleko jesteśmy od tego okresu kiedy sztuki piękne wyznaczały kobiecie rolę muzy i dobroczynnej wróżki mężczyzny, a codzienne życie kazało jej być tylko albo pracownicą, tracącą urodę i zdrowie w nieustannej pracy i trosce domowej, albo bawidełkiem w ręku "posiadacza", dla którego była jedynie pozycją w inwentarzu jego własności.
Henryk Ibsen, znakomity pisarz norweski (1828 - 1906) w "Domu Lalki" ukazuje nam właśnie ten produkt burżuazyjnych stosunków - kobietę-lalkę, którą życie wyrywa brutalnie z zaczarowanego kręgu jej domu, dając jej w zamian nadzieję, że odnajdzie samą siebie, swoją ludzką i kobiecą wartość.
Sztuka nie przeżyła się. Jej mocno postawiony problem, pełen dramatycznego napięcia konflikt między bohaterką a jej epoką upostaciowaną przez Helmera i Guentera, głębia psychologiczna zmiennych sytuacji, mistrzostwo dramaturgiczne (zwłaszcza aktu trzeciego) - to wszystko sprawia, że "Dom Lalki" ogląda się z żywym zainteresowaniem i wzruszeniem.
Trudności, jakie wystawienie sztuki nastręcza teatrowi, są olbrzymie. Tym radośniejsze więc dla sympatyków naszego teatru jest stwierdzenie, że poziom przedstawienia jest wysoki pod każdym względem: reżyserskim, aktorskim i scenograficznym.
Reżyseria spoczywająca w rękach przedstawicielki najmłodszego pokolenia naszych reżyserów - Olgi Koszutskiej - umiała pokonać trudności i niebezpieczeństwa, czające się w powikłanej grze procesów psychicznych - miłości, nienawiści, rozpaczy - które wprawiają w ruch postaci sztuki. W rezultacie mamy czystą linię rozwoju akcji, wyrównany poziom gry aktorskiej i szereg pysznych scen, jak np. scena, w której Helmer gra na fortepianie a Rank stoi między nim a Norą tak, że rozdziela ich i przesłania Norze męża: oto cały konflikt tych trojga w plastycznym skrócie.
Każdy z grających w sztuce aktorów czym innym cieszy i wzrusza widownię. Maria Karchowska w arcytrudnej roli Nory nie pomniejszyła i nie skrzywiła, tej słynnej ibsenowskiej bohaterki. Karchowska ma wyjątkowo pasujące do tej roli warunki fizyczne, wskutek czego może ona być równie dobrą "lalką" z pierwszego aktu, jak też walczącą i cierpiącą, kobietą z trzeciego. Jej gra oparta jest na subtelnej analizie roli i na niestrudzonym wypełnianiu każdego momentu bogactwem intonacji, gestu i gry mimicznej.
Męża Nory - Roberta Helmera - gra Zygmunt Milski. I ta rola wymaga wielkiego wysiłku i bogatej techniki aktorskiej. Milski dobrze wyraża intencję autora: jest pełnym pychy klientem burżuazji, który powiększa ciągle swój stan posiadania i w tym widzi sens życia. Ma już świetną posadę, ma rozkoszne dzieci, miłe mieszkanie, śliczną żonę i nieskazitelną opinię - czegóż więcej trzeba, żeby czuć się w pełni zadowolonym. Nawet na myśl mu nie przyjdzie, że egzystencja Nory przypomina egzystencję lalki, która może być przedmiotem dumy i zachwytu i na tym jedynie polega jej wartość, bo sama przez się jest niczym.
Mocne podkreślenie należy się Julianowi Krzywce za rolę Ranka. Jest to postać, która właściwie nie bierze udziału w zasadniczym konflikcie. Rank jest jak gdyby ucieleśnieniem nieświadomej na razie tęsknoty Nory do wysokich wartości życia, do prawdziwego, pełnego szczęścia, do prawdziwej miłości. Jest więc tylko jakby subtelnym przypomnieniem czegoś, co być powinno, materializacją marzenia. I taki właśnie - nierealny, zjawiskowy, budzący smutny niepokój, zabłąkany w upragnionym ale obcym świecie - jest Krzywka.
Anna Przysiecka jest szlachetną w postawie i w intonacji, prostą, ludzką Krystyną Linden. Jej grę cechuje spokój, umiar, kultura.
Bolesław Orski gra najbardziej skomplikowaną postać sztuki - skrzywdzonego przez życie Guentera, w którym trwa jedno tylko pragnienie: odzyskać godność ludzką, zmusić społeczeństwo, żeby mu ją przywróciło. W dążeniu do tego celu nie cofa się przed niczym. Dopiero miłość, ofiarowana mu przez Krystynę, gasi to pragnienie. Orski bezbłędnie pokazuje wewnętrzne przemiany Guentera, jego rozpaczliwą determinację a potem jego olśnienie przez wizję nowego życia.
W pozostałych drobnych rolach Helena Maassówna (niania Marianna) i Xenia Jaroszyńska (pokojowa Helena) - bez zarzutu.
Akcja sztuki toczy się we wnętrzu skomponowanym przez Salomeę Gawrońską. Jest to pokój w dostatnim mieszczańskim domu, w domu rozległym, wygodnie urządzonym, którego posiadacz mówi sobie w chwilach sytej, leniwej zadumy: - Proszę! Tak się mieszka! I ogarnia aprobującym spojrzeniem swoje meble, swoje obrazy i swoją żonę.