Dożywocie czyli chytrość ukarana
PAŁĄKOWATE plecy. Twarz cała w zmarszczkach. Spod rzadkich strąków włosów prześwituje łysina. Głos i ruchy zgrzybiałego staruszka. Nie wierzmy jednak pozorom. Lichwiarz Łatka chce się wydać jeszcze starszy i niedołężniejszy, niż jest w istocie, prawie kokietuje swoją sklerozą, żeby wzbudzić litość i wprowadzić otoczenie w błąd w chytrej grze o dożywocie. A z jaką perfidią udaje czułość i opiekuńczość dla młodego hulaki Birbanckiego! Wszak to dzięki jego lekkomyślności i niezbyt lotnej inteligencji będą płynęły do kieszeni Łatki lube pieniążki. Dopóty utracjuszowi starczy zdrowia - on, Łatka, będzie ciągnął zyski z podkupionego cichcem dożywocia Leona Birbanckiego. Ba, gdyby przewidział, jak sromotną klęskę poniosą jego machinacje!
Owo sprzężenie zwrotne Łatka - Birbancki jest motorem wszystkich perypetii "Dożywocia", komedii urodzonej - jak pisał Boy - ze smutnej zadumy nad światem, ale będącej zarazem wybuchem najprzedniejszego humoru i jedną z najweselszych jakie Fredro napisał.
Trudno poznać w odrażającej postaci starego lichwiarza - romantycznego Jana z "Fantazego", uwikłanego w cierpienia miłosne Wokulskiego, czy kipiącego wigorem Bolesława Śmiałego - tak przeobraża się tym razem w roli Łatki Józef Para na scenie Teatru Polskiego w Bielsku - Białej. Rolę tę, tak kuszącą, jako tworzywo aktorskie i uświęconą wspaniałymi tradycjami odtwórczymi wybrał, aby w niej dość przekornie upamiętnić 25-lecie swojej pracy artystycznej, a zarazem zapowiedzieć tą pozycją repertuarową udział bielskiego Teatru w przeglądzie Śląskiej Wiosny Teatralnej, poświęconej w tym roku wyłącznie komediowej twórczości Fredry.
Tak więc to przygotowaniach do tej imprezy, której inauguracja odbędzie się w maju br. Teatr bielski wyprzedził znacznie inne sceny wojewódzkie, Józef Para zaś w sugestywnej kreacji Łatki pomnożył aktorski dorobek swego pracowitego ćwierćwiecza - 80 ról pierwszoplanowych i epizodów scenicznych, 10 ról filmowych, poza tym ról w licznych słuchowiskach radiowych w widowiskach TV oraz doświadczenia reżyserskie.
PODCZAS spektaklu "Dożywocia" śmiech rozlega się często, co świadczy, że komedia przypadła do gustu widzom, zwłaszcza tym młodszym, do których jest specjalnie adresowana. Przedstawienie jest żywe, chwyta barwę epoki, co jest także zasługą gustownej scenografii Andrzeja Łabińca, ale... Ale trudno się dziwić, że po niedawnej świetnie wystawionej "Kartotece" Różewicza z wybitną kreacją Józefa Pary, jako Bohatera i pozostałymi rolami opracowanymi w najdrobniejszych szczegółach "Dożywocie" - choć trudno oczywiście porównywać Różewicza z Fredrą - pozo-stawia pewien niedosyt, jako szansa nie wykorzystana.
Tym razem reżyser Józef Para powierzając ogromną i trudną w sensie fizycznego wysiłku rolę Łatki aktorowi Józefowi Parze stracił nieco z pola widzenia współgrający zespół. W tej komedii pełnej kapitalnych sytuacji i dowcipu, w której wiersz galopuje urzekającym rytmem i melodią każda rola może być popisem aktora. A tak się nie stało. Obok Józefa Pary dobrze czuje wiersz fredrowski i styl jego komedii Mieczysław Ziobrowski jako Birbancki, Zbigniew Kornacki jako dr Hugo umie również podkreślić urodę tego wiersza. Sympatycznie przedstawia szlachciurę Orgona Rudolf Łuszczak, z duża starannością przygotowała role ślicznej Rózi Ludmiła Dąbrowska. Warto by jednak dołożyć starań, aby na przeglądzie Śląskiej Wiosny Teatralnej zyskały więcej komediowych atutów i bardziej sugestywną interpretację wiersza tak kapitalne postacie, jak bracia Lagenowie - (grają je Marian Szydłowski i Adam Kopciuszewski), Twardosz - Adama Rokossowskiego oraz służący Filip - Zdzisława Tymkego. Na takie retusze nigdy nie jest zapóźno.
DYREKTOR Para ma swoją wizję teatru popularnego, proponuje wiec repertuar w myśl recepty - każdemu na miarę jego zainteresowań, potrzeby relaksu i koniecznej szczypty zdrowej dydaktyki tak przydatnej w wychowaniu młodego pokolenia. Obok pamiętnej "Kartoteki" Różewicza do najbardziej udanych realizacji obecnego sezonu wypada zaliczyć niewątpliwie "Szewców" Witkacego. Dobre i skondensowane w formie przedstawienie, zwracające uwagę na, inwencję młodego reżysera Wojciecha Boratyńskiego, ciekawą w swej lapidarności scenografię Jerzego Moskala, przylegającą do charakteru sztuki muzykę Zenona Kowalewskiego i bardzo dobrze zagrane przez aktorów.
W ramach terapii rozrywkowej i całego relaksu Teatr bielski przedstawił swojej publiczności zabawną komedię angielskiego dramaturga Petera Whitbreada "Odbijany", którą sam autor gościnnie wyreżyserował i ku uciesze widzów sam wystąpił w jednej z epizodycznych ról na premierze. I wreszcie pozycja przygotowana z myślą o młodocianej widowni - nieśmiertelna i oglądana ciągle z niesłabnąca ciekawością przez młodzież, a zwłaszcza pokolenia podlotków "Ania z Avonlea" pióra pani Lucy Montgomery. W tej sztuce Anię już dorosłą, zakochaną i jak zawsze szlachetną przedstawia szczerze i naturalnie znana z poprzedniej części sztuki Iwona Matuszewska. Reżyser dr Aleksandra Mianowska starała się nic nie uronić z ciepła i świeżości klimatu tego utworu. Jako dodatkową atrakcję wprowadziła melodyjną muzykę Adama Kaczyńskiego, a role dzieci odtwarzane zwykle dość sztucznie przez dorosłych aktorów powierzyła autentycznym dzieciakom, które bez najmniejszej tremy zagrały obok swych dorosłych "kolegów", prowadzących je opiekuńczo przez trudności dialogów.
W porze letniej kanikuły zabawi jeszcze publiczność francuska frywolna komedia "Coco". Na razie jednak bielski zespół przygotowuje się wraz z innymi zespołami do maratonu jakim jest Śląska Wiosna Teatralna, obejmująca swym zasięgiem coraz więcej miejscowości i coraz większą ilość widzów.