Artykuły

Aby przetrwać

"Kolacja kanibali" w reż. Borys Lankosza w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Kamila Łapicka w tygodniku W Sieci.

"Kolacja kanibali" wywraca relacje między ludźmi. Najbardziej degeneruje się przyjaźń. Tylko pół kroku za nią jest miłość.

Tekst oparty na noweli Vahe Katchy, francuskiego autora urodzonego w Damaszku, grany jest z powodzeniem na kilku europejskich scenach. Teraz dołączył do nich warszawski Teatr Polonia, gdzie jako reżyser teatralny zadebiutował znany z filmu "Rewers" Borys Lankosz.

Na kolacji wydanej z okazji urodzin młodziutkiej pani domu spotyka się grupa przyjaciół. Nagle pod ich oknami padają strzały. Dwóch oficerów SS zostaje zastrzelonych w zamachu. Ich dowódca wycenia życie każdego zabitego na życie dziesięciu zakładników z pobliskiego domu. Z każdego mieszkania muszą więc wyjść po dwie osoby. Jak spośród siódemki zgromadzonej na urodzinowej kolacji wybrać dwie ofiary? Ochotnicy muszą się znaleźć sami lub wybiorą ich pozostali.

Czy przyjaźń sprawi, że uczestnicy śmiertelnej ruletki wyeliminują z gry dwie kobiety? Czy ocalą lekarza, od którego zależy życie innych ludzi? A może żołnierza ociemniałego na froncie? Czy mąż i żona będą chcieli oddać za siebie życie?

Gdyby odpowiedź na te pytania brzmiała "tak", sztuka nie niosłaby takiego napięcia, a widz nie zastanawiałby się nad tym, co w podobnej sytuacji zrobiliby ludzie, których nazywa przyjaciółmi. Dziś stawiamy tylko hipotezy, ale Katcha napisał swój tekst w latach 60., materiału miał więc pod dostatkiem.

Uderzająca i nieoczywista jest dziś dla nas postać dowódcy SS Kaubacha, w cywilu nauczyciela filozofii, który sypie sentencjami klasyków jak z rękawa, polecając swoim zakładnikom maksymy w duchu "carpe diem". Znakomity jest w tej roli Rafał Mohr. Trudno nam dziś zrozumieć, jak ideologia faszyzmu potrafiła natchnąć wielu na pozór subtelnych, wykształconych ludzi do autentycznego zaangażowania się w machinę zbrodni.

Ponure wrażenie robi też obraz społeczeństwa przeżartego kolaboracją, czasem wstydliwą i skrywaną, a czasem bezczelnie uzasadnianą frazesami o tym, że jakoś trzeba żyć. Urodzinowi goście przynoszą prezenty, które są tym bardziej okazałe, im większy stopień zaangażowania darczyńcy w kolaborację z okupantem. Zabieg prosty i czytelny, ale efekt wcale nie taki banalny.

To, że rzecz się dzieje w 1942 r. w okupowanej Francji, może być istotne, ale nie musi. Syndrom kanibala czy też może instynkt przetrwania ujawnia się wszędzie z taką samą siłą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji