Artykuły

Zamach na Robespierre'a

"Thermidor" w reż. Pawła Wodzińskiego w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Paweł Wodziński, nowy dyrektor Teatru Polskiego w Bydgoszczy, przypomina - rzadko wystawianą sztukę Stanisławy Przybyszewskiej.

Rzecz dzieje się za kulisami. Dosłownie, bo scenę oglądamy nie z tej co zazwyczaj strony. Widownia jest pusta, bo sala Teatru Polskiego gra salę Konwentu - pogrążonego w chaosie parlamentu rewolucyjnej Francji. Po deputowanych zostały puste rzędy krzeseł. Za kurtyną trwa nocne posiedzenie Komitetu Ocalenia Publicznego, realnego ośrodka władzy.

To tu robi się politykę - przy sześciokątnym stole, między liderami stronnictw, specjalistami od brudnej roboty. Sprawy zaszły za daleko, głów leci zbyt wiele, gospodarka się sypie, nie ma widoków na happy end. Trzeba przygotować zamach na Robespierre'a - niepoprawnego idealistę, groźnego tyrana, kiepskiego przywódcę. Dla każdego z członków Komitetu jest on kimś innym, wszyscy razem zaprowadzą go na szafot.

Dramat racji i małych interesów

Wodziński to reżyser o temperamencie eseisty. Lubi na scenie intelektualne dysputy. W "Thermidorze" pokazuje poczucie humoru. Komitet Ocalenia Publicznego przerabia na galerię przerysowanych postaci. Fouché (Jakub Ulewicz) - największy cynik w tym składzie. Vilate (Marcin Zawodziński) - groteskowy karierowicz, pamflecista do wynajęcia. Tallien - tchórzliwy konformista i hipochondryk grany przez Macieja Pestę, jak zwykle w świetnej komicznej formie. Wreszcie Piotr Wawer jr jako Saint-Just, uczeń Robespierre'a, który chce prześcignąć mistrza. Lepiej przecież rozumie rewolucyjne idee.

A Robespierre? U Stanisławy Przybyszewskiej - córki młodopolskiego poety, przedwojennej dramatopisarki - wszyscy o nim mówią, jednak najsłynniejszy jakobin wchodzi na scenę dopiero pod koniec sztuki. W Bydgoszczy gra go Grzegorz Artman, aktor długo związany z podlaskim Wierszalinem. Widzimy więc fizyczne aktorstwo z tradycji Grotowskiego, zupełnie odrębne od rzemiosła bydgoskich aktorów, dziwnie nieprzystające do tego świata. Tak jak ostatnie dni radykała nie przystają do tego, co się dzieje wokół, a jego idee - do konkretu chwili wymagającej politycznego realizmu.

Właśnie, realizm. Wodziński rozbija potok scenicznej akcji zarówno aktorską ekstrawagancją, jak i przypominaniem, że jesteśmy w teatrze. Manipuluje scenografią, wprawia w ruch sztankiety z lampami, mąci dialogi piosenkami z różnych epok. Te sztuczki dają wytchnienie od potoku słów płynących ze sceny, bo "Thermidor" przypomina stenogram z posiedzenia partyjnej czy rządowej komisji. Polityczne intrygi, dramat racji i małych interesów.

Rewolucja to niedokończony projekt

Przybyszewska, fascynatka rewolucji, nawet prywatne listy datowała według rewolucyjnego kalendarza, w którym data upadku Robespierre'a (27 lipca) to dziewiąty dzień tytułowego termidora. Odbyła gruntowne studia - stąd w tekście sporo wątków, które dla dzisiejszego odbiorcy mogą być niezrozumiałe.

Tym bardziej że Wielka Rewolucja Francuska nie ma dziś najlepszej prasy. Kojarzy się negatywnie, łatwo rymowana z późniejszymi totalitaryzmami albo sprowadzana do parodii oświeceniowego fanatyzmu, naiwnych snów o zmienianiu świata, w które nikt już nie wierzy.

Gdy zatem dramaturgia Przybyszewskiej wraca na scenę, to z reguły po to, by przypomnieć, że rewolucja zawsze pożera swoje dzieci. W 2008 r. "Sprawę Dantona" wystawił Jan Klata. To był jeden z najlepszych spektakli obecnego dyrektora Starego Teatru, świetnie zagrany (Robespierre'em był Marcin Czarnik) do dźwięków mechanicznych pił. Zastąpiły one w Teatrze Polskim we Wrocławiu zakurzoną gilotynę. Jednak w wymowie "Sprawa..." była konserwatywna. Rewolucja nigdy nie może się udać, jak lubią powtarzać różni mędrcy.

To błąd. Żyjemy przecież w świecie wykutym przez XVIII--wiecznych rewolucjonistów. Nawet jeśli, jak pisze Przybyszewska, rewolucyjnej władzy położył kres pierwszy lepszy Burbon, to kapitalistyczną rzeczywistość uformowali mieszczańscy buntownicy przeciw feudalizmowi, a ich rozumienie wolności jest kluczowe dla współczesnej cywilizacji. Tak bardzo, że pojęcie to stało się przezroczyste i może znaczyć wszystko. Każdy jest przecież "za wolnością": feministka z Manify, przedsiębiorca ze zjazdu w Krynicy i ultrakonserwatywny fan Korwin-Mikkego z gimnazjum.

Kontrowersje budzi za to inne hasło burzycieli Bastylii. To równość, którą Wodziński widzi jako nieurzeczywistniony ideał. Dlatego spiskowcy w oracjach kładą na nią szczególny nacisk, dlatego wracają głód i nędza jako przyczyny porażki. W bydgoskim "Thermidorze" rewolucja to raczej niedokończony projekt niż kosmiczna katastrofa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji