Artykuły

Po premierze

Kiedy przeczytałam na stronie internetowej Starego Teatru mate­riały zapowiadające premierę "Kupca" w reżyserii Michała Zadary, z za­mieszczonych tam fragmentów udzielonego przez reżysera wywiadu dowiedziałam się z pewnym zdumieniem, że kultura polska haniebnie zaniedbała Rejowy tekst i trzeba było dopiero inicjatywy panów Zada­ry i Pawła Sztarbowskiego, by przywrócić zapomniane dzieło polskim odbiorcom. Zdumieniu towarzyszyło lekkie zaniepokojenie na wieść, że niestrudzeni obrońcy Reja prowadzą krzewicielską kampanię objazdo­wą z wykładami (podobno performatywnymi, ale zawsze...) na temat "Kupca". Pomyślałam sobie jednak, że skoro nie znalazłam czasu, by takie­go wykładu wysłuchać, nie powinnam tego przedsięwzięcia komento­wać. I nie komentowałam. Przyszło mi wprawdzie do głowy, że dla rów­nowagi należałoby przywołać długą listę dramatów staropolskich, do których nie sięga nie tylko współczesny teatr, ale o których (w odróżnie­niu od "Kupca") zaledwie się napomyka w uniwersyteckich kursach histo­rii literatury czy historii dramatu. Porzuciłam jednak tę myśl, nie chcąc przyprawiać przejętych sprawą neofitów o zbyt silny wstrząs.

W końcu podbudowany teoretycznie balon z napisem "Kupiec Mi­kołaja Reja" został nadmuchany i frunął w niebo - doszło do premie­ry. "Kupca Mikołaja Reja" obejrzałam, a z teatru wyszłam z nieodpartym wrażeniem, że - pod pozorem artystycznego eksperymentu - pod­rzucono mi... kupkę śmietków: strzępów nieumocowanych myśli, nieuzasadnionych skojarzeń, niedokończonych pomysłów (kilka dobrych przy okazji się zmarnowało, a szkoda!), nieudanych prób, zgrywy, a nawet sztubackiej autoparodii - wszystko po to jedynie, żeby sobie (bo przecież chyba nie widzom!) unaocznić niemożliwość zainscenizowania "Kupca" w dzisiejszym teatrze. Wyważenie otwartych drzwi zaję­ło reżyserowi i dramaturgowi sporo czasu i kosztowało niemało zacho­du, a metoda dochodzenia do konstatacji, że się nie da, przypomina mi trudną w realizacji i bezsensowną czynność sięgania prawą ręką do lewego ucha spod kolana.

Teoretycznie miało być "wysoko". Tylko że powoływanie się przy interpretacji Reja na Martina Heideggera i Ludwika Wittgensteina nie przynosi korzyści ani zaszczytu żadnemu z nich. Co było raczej do przewidzenia, podobnie jak i to, że takie odwołanie nie przyda się w najmniejszym stopniu do realizacji spektaklu. Nie przesadzała­bym też z głębią teologiczną, której usiłowali się dopatrywać w tek­ście "Kupca" autorzy spektaklu - Rej nie występował przecież z pozycji teologa (nic go zresztą do tego nie upoważniało), ale z pozycji "szere­gowego" kalwina. "Kupiec" mieści się bez reszty (zarówno pod wzglę­dem formy, jak i treści) w swojej epoce i właśnie dlatego trudno dziś czytać go jako tekst ponadczasowy. Zbyt silnie angażuje się w tema­ty doraźne - sporów religijnych epoki reformacji. I nie można nazy­wać go (jak to czyni reżyser) dramatem "antyklerykalnym"; był dra­matem antykatolickim (obu pojęć nie należy mylić). Średniowieczny moralitet, oparty na motywie psychomachii, o bardzo charaktery­stycznym schemacie "czarny - biały", w którym z założenia nie prze­widuje się miejsca na półcienie, w czasach renesansu stał się poręcz­nym narzędziem dydaktycznym dla propagowania poglądów obu spierających się stron: katolików i zwolenników reformacji. Schematyczność i ostre rysowanie opozycyjnych postaw sprzyjało stosowa­niu nie zawsze eleganckich argumentów (u Reja sytuują się one bli­sko farsy), które jednak bardzo sugestywnie działały na zwykłego od­biorcę. A do takiego właśnie odbiorcy ten tekst był adresowany. Nie­wiele ma to, rzecz jasna, wspólnego z "głęboką" teologią. Sens tak prowadzonego sporu wygasa w chwili, gdy strony przestają ze sobą walczyć - i dlatego nie rozumiem, na czym miałaby polegać aktual­ność tekstu Reja dziś, kiedy chrześcijanie różnych Kościołów od lat prowadzą ekumeniczny dialog. Obojętni religijnie autorzy spektaklu jakoś tego nie zauważyli - i nie miałabym do nich o to żadnych pre­tensji, gdyby nie wdawali się w obcą sobie materię, która - jak sami deklarują - w gruncie rzeczy niespecjalnie ich obchodzi.

Jedynym zagadnieniem ponadczasowym jest w tekście Reja pro­blem śmierci - zarówno dla tych, którzy postrzegają go z perspek­tywy metafizycznej, jak dla tych, którzy taką perspektywę odrzuca­ją. W tym widziałabym pewną szansę na zrobienie z "Kupca" spektaklu, który mógłby nas dziś naprawdę obchodzić. Przez moment wydawa­ło mi się nawet, że autorzy byli tym zainteresowani. Ostatecznie jed­nak sprawa odpowiedzialności człowieka za własne życie i stawienia czoła sytuacji umierania pozostał w postaci zalążkowej, mało czytel­nej, rozmytej w hałaśliwie rozegranych dialogach pomiędzy Sumie­niem a Plebanem, koncentrujących się nie na logice argumentów, lecz na ich farsowej formie.

Jest w tym poronionym przedsięwzięciu sporo zagadek. Na przy­kład kolaż łowickich pasiaków na ścianach z wściekle turkusową wersalką ustawioną naprzeciw widzów (swoją drogą, wersalki stały się od jakiegoś czasu wiodącym motywem scenograficznym - może warto by rozważyć wprowadzenie jakiegoś innego wygodnego mebla: są prze­cież sofy, szezlongi, hamaki, otomany...) albo wyświetlane na kurtynie sceny z "Czasu Apokalipsy" "dubbingowane" przez Krzysztofa Zarzeckie­go i Zygmunta Józefczaka przy pomocy dialogów z "Kupca", albo "ama­torski film", na którym oglądamy tychże aktorów biegających po bu­dynku Starego, a jako ścieżka dźwiękowa służy niezastąpiony (proszę, a jednak!) Rejowy moralitet. Te i podobne zagadki najnowszego spek­taklu Michała Zadary są jednak raczej z gatunku takich, nad którymi łamać sobie głowy nie warto.

Po upływie najdłuższej półtorej godziny, jakie zdarzyło mi się zmarnować w teatrze, wyszłam zdegustowana, zirytowana, a jedyną pociechą było mi to, że mogłam sobie wymruczeć pod nosem: "This is the end, my friend, the end..."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji