Akademia liryczna
Małe miasteczka" w reż. Zbigniewa Szczapińskiego w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Ocenia Renata Sas.
Czy zdarza, się Warn czasem sięąć po tomik wierszy, włączyć dyskretną muzykę i zgubić się w innym wymiarze? Jeśli tak, podróż do "Małych miasteczek" będzie spotkaniem z miejscem, gdzie "w oknach cukier topnieje na wiśniowych nalewkach", i gdzie "ratusz ulepiony jest z cynfolii"...
Z kabaretowej sceny Teatru Powszechnego powiało liryką. Wiersze Janusza Słowikowskiego i muzyka Piotra Hertla dla wielu, którzy śpieszą na program, to legenda studenckiego Teatru "Pstrąg". Słuchają więc z melancholią "Gdy gra orkiestra", bo "w święta odpustowe, ludowe, powiatowe uciechę każdy ma". Z wrażliwością i ciepłem odkrywane marzenia, celnie podsumowana codzienność, lekko zabawne sytuacje kiedy na każdy "zew" szło wojsko.
"Małe miasteczka" przenoszą w siermiężne lata 60., a poetycko-muzyczne (brawo orkiestra) obrazki z życia zamykają szlagierem, który sam się nuci do dziś "Parasolki, parasolki...". Żal, że Janusza Słowikowskiego tak wcześnie zabrakło. Jaki byłby dzisiaj poeta tak czuły na wszystko co wokół, tak wprost i pięknie umiejący o tym mówić albo kpiarsko podsumowywać ("nie każdy może tykać noże")?
Dawne "Małe miasteczka" przypominali: Ewa Tucholska (jest super!), Gabriela Sarnecka, Magdalena Zając, Paweł Audykowski, Tomasz Piątkowski, Jan Wojciech Poradowski i Zbigniew Szczapiński, który jest jednocześnie autorem scenariusza i reżyserem. Może za dużo tu akademii na cześć, pewnie spójna inscenizatorska koncepcja dobrze by zrobiła takiemu zbiorowi poetyckich piosenek, zwłaszcza gdy chciałoby się, a warto, tamte teksty i muzykę przywrócić nam dzisiejszym.