(nie) cnotliwa królewna
Premierę sztuki "Królewna Śnieżka", jaką zafundował dzieciom Słupski Teatr Dramatyczny na Dzień Teatru, można śmiało nazwać udanym i wspaniałym prezentem. "Królewna Śnieżka" to sztuka Jerzego Rakowieckiego i Jerzego Wittlina według baśni braci Grimm, którą wyreżyserował Krzysztof Ziembiński i Romuald Michalewski. Przepiękne kolorowe dekoracje to praca znanego scenografa Adama Kiliana, który także współpracował z "Tęczą". Reszty dopełniła muzyka, na którą złożyły się głównie piosenki z Disneyowskiego filmu o tym samym tytule, w opracowaniu Jerzego Dobrzańskiego.
W przedstawieniu bierze udział cały zespół aktorski słupskiego teatru. Mówiąc cały zespół, mam na myśli grupę 11 aktorów, którą wojewoda zgodził się pozostawić do końca sezonu pod warunkiem wypracowania przez nich 200 mln złotych dochodu. Przyszłość teatru jest więc nieznana... Wszystko wskazuje jednak na to, że przyszłego sezonu artystycznego teatr nie doczeka, a chodzi tu przecież o kulturę w pełnym tego słowa znaczeniu, o istnienie instytucji kultywującej język i literaturę ojczystą. Wracając jednak do sztuki. Jest ona skierowana głównie do dzieci i to one stanowiły większość publiczności na premierze. Ale wydaje mi się, że każdy zechce powrócić do czasu dzieciństwa - zabawy i beztroski. To właśnie zapewnia nam obejrzenie "Królewny Śnieżki". W sztuce nie brakuje też momentów zabawnych, choć pouczających. Otóż dowiadujemy się, że nie myjąc rąk przed posiłkiem można zachorować na salmonellę, dowiadujemy się także, że królewna to "niecnota" i, że krasnoludki bardzo tęsknią za kobietą. Krasnoludki, wykształcone zresztą, mówiące bowiem: "Good night", gdy udają się na nocny spoczynek. Jednak najwspanialsza jest scenografia. Pomysłowa zmiana miejsc akcji i gra żywych kolorów powodowały, że dzieci z zachwytem w oczach chłonęły bajkę. Ciekawym pomysłem jest także wciągnięcie młodej publiczności do wspólnego tworzenia sztuki poprzez pytania, na które dzieci ochoczo udzielały odpowiedzi i wskazówek. Gdy po przedstawieniu zapytałem widzów o wrażenia, wszyscy zgodnie odpowiadali, że najbardziej podobała im się królewna i "zajączek" - uosobienia dobroci i miłości.
Myślę, że pomysł wystawienia sztuki dla dzieci jest dobry i trafny. Dla aktorów jest to sprawdzenie własnych umiejętności, bo jak wiadomo gra dla tej najwrażliwszej publiczności jest pracą najtrudniejszą. Premiera udowodniła także możliwości słupskich aktorów, którzy w trudnej sytuacji "wyczarowali" tak wspaniały spektakl. Pokazała też potrzebę dalszego istnienia teatru w Słupsku.