Artykuły

Macocha naszych sąsiadów

Jenufa Janaćka w reż. Jitki Stokalskiej w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Mały bywa niekiedy odważniejszy i za to należy go podziwiać. Wszystkie nasze teatry boją się wystawiać dzieła Leośa Janacka, uczyniła to skromna Warszawska Opera Kameralna i ten spektakl trzeba obejrzeć.

Powód, by poznać "Jenufę", jest istotny. Dzięki temu możemy zrozumieć, dlaczego Czech Leoś Janaćek, a nie nasz Stanisław Moniuszko, jest dziś obecny na najpoważniejszych scenach świata. Możemy pozazdrościć naszym sąsiadom twórcy, który stworzył oryginalny typ dramatu muzycznego. Janaćek umiejętnie wykorzystał zdobycze kompozytorów końca XIX wieku (Wagner, Czajkowski), ale nadał swym dziełom bardzo indywidualny charakter. Sięga na przykład do ludowej muzyki czeskiej, jednak folkloru nie traktuje jako scenicznego ozdobnika. Umiejętnie wpleciony w bogatą tkankę muzyczną służy mu do budowania mrocznego klimatu i wyrazistego teatru.

Jest bowiem "Jenufa" niezwykle ciekawa pod względem dramaturgicznym. Wykorzystuje, co prawda, temat znany nam choćby z "Halki", bo tytułowa bohaterka Janacka to kolejna biedna dziewczyna z nieślubnym dzieckiem, której miłość odtrącił niestały w uczuciach kochanek. Ale znacznie ciekawszą postacią jest macocha Jenufy, Kostelnićka, która postanawia zamordować synka pasierbicy, licząc, że dzięki temu zapewni jej szczęście u boku innego mężczyzny. W ten sposób melodramat zmienił się w mroczną tragedię.

Jitka Stokalska zrealizowała "Jenufę" konwencjonalnie, ale starannie. Prosty pomysł na dekorację (ładne tkaniny Łucji Kossakowskiej), ruch sceniczny wynikający z tekstu - to niby nic wielkiego, ale pomaga stworzyć klimat i zbudować charaktery postaci. Szkoda tylko, że ostatni akt potraktowany został zbyt kolorowo i folklorystycznie, skoro zbrodnia macochy wychodzi na jaw w czasie mroźnej zimy, a taka surowa sceneria lepiej przystaje do tragicznego finału.

Artyści Warszawskiej Opery Kameralnej włożyli dużo pracy w przygotowanie "Jenufy". Orkiestra pod batutą Rubena Silvy odkrywa publiczności bogactwo partytury Janacka, choć w tej wersji jego muzyka brzmi skromniej niż na innych scenach. Do wszystkich ról zaangażowano własnych solistów i doceniając ich trud, trzeba jednak zauważyć, że zespół mozartowski, bo taki

repertuar dominuje na tej scenie, podjął się zadania ponad siły. Marta Wyłomańska wzrusza jako nieszczęśliwa Jenufa, młody Rafał Bartmiński stworzył wyrazistą postać niewiernego Stevy, Dorota Całek to oschła i surowa Kostelnićka, ale do dramatu muzycznego potrzeba głosów silniejszych i bardziej wyrazistych. Lepszy jednak taki Janaćek w polskim teatrze niż żaden.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji