Artykuły

Pinokio znów miał pecha!

"Pinokio" w reż. Marcina Bortkiewicza w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Bożena Szal-Truszkowska w Ziemii Kaliskiej Gazecie Poznańskiej.

Premierę "Pinokia" na kaliskiej scenie anonsowano jako przedstawienie dla dzieci i dla dorosłych. Wyszło inaczej - ani dla dzieci, ani dla dorosłych.

Historia drewnianego pajacyka włóczącego się po świecie, którą stworzył ponad sto lat temu włoski pisarz Carlo Collodi, jest tylko pozornie zabawna, a tak naprawdę ponura i smutna. Pinokio, chłopiec o złotym sercu i wielkiej naiwności, który pragnie poznać obcy mu świat i znaleźć w nim swoje miejsce, raz po raz wpada w misternie zastawione pułapki. Postacie, które spotyka na swej drodze, oszukują go i poniżają, wystawiają na pośmiewisko, a nawet próbują pozbawić życia. Wszystko dlatego, że był trochę niesforny i zbyt ciekaw prawdziwego życia.

Strachy w ciemnościach

W tym szczególnym eksperymencie pedagogicznym uczestniczą zarówno postacie zdecydowanie negatywne jak i te, którym skłonni bylibyśmy przypisać dobre intencje. Nawet tzw. dobra wróżka wzywa na pomoc strachy z zaświatów i grozi śmiercią choremu chłopcu tylko dlatego, że nie chce on wypić gorzkiego lekarstwa. Mroczna to bajka, pełna złych fluidów i niezdrowych klimatów; a jej wymowa dziś zdaje się być mocno dwuznacza. Obojętnie, czy będziemy ją traktować jako wykładnię surowych XlX-wiecznych metod wychowawczych czy też jako ponadczasową metaforę zabijania dziecięcej wrażliwości i dojrzewania do dorosłego życia,

Marcin Bortkiewiez, który jest reżyserem bardziej z pasji niż z profesji, wydobył z opowieści o niegrzecznym drewnianym chłopcu, przede wszystkim jej mroczne strony. Na domiar złego rozbił spektal na sceny-obrazy, które każdorazowo dzieli kompletna ciemność zarówno na scenie jak i na widowni. Nie licząc się przy tym zupełnie z percepcją dzieci, które - o czym wiedzieć powinien nawet początkujący reżyser teatralny - reagują na takie sytucje kompletnym zagubieniem. Nic więc dziwnego, że najmłodsi widzowie, nawet znający fabułę bajki, raz po raz gubili się w scenicznej akcji. Podczas permiery zdarzały się więc reakcje rozmaite. Od śmiechu w najmniej odpowiednich momentach, poprzez głośne wyrazy dezaprobaty aż po totalną nudę, objawiającą się gaworzeniem na przypadkowe tematy lub też słodką drzemką na kolanach mamy czy taty.

Zabawa stylami i konwencjami

Urodę spektaklu ratował jak mógł scenograf Wojciech Stefaniak, który każdą ze scen podilustrował w tle reprodukcją renesansowego malarstwa włoskiego. A także autorka kostiumów Bogna Rząd, niezła szczególnie w kreowaniu postaci zwierząt i całego świata baśniowej fantasyki. Choć i jej zabrakło koncepcji na tytułową postać. Cale to bogactwo pomysłów i kolorów ginęło jednak

W mrokach pustej sceny, z czarnymi kulisami, objawiając się w pełni chyba tylko raz w scenie cyrkowej.

Poza urodą plastyczną widowiska znawcy teatru mogli też rozkoszować się ciekawą mieszanką muzyczną z różnych źródeł, zabawą ze stylami i konwencjami nie tylko teatralnymi. Jak zeznał na łamach sympatycznej "Garderoby" reżyser, przy pracy nad "Pinokiem" korzystał m.in. z doświadczeń groteski, teatru absurdu, komedii slapstickowej, a wszystko to miało wzmacnić akcję i działać jak film rysunkowy. Intencje były ambitne, ich realizacja chyba jednak rozminęła się z celem.

Biedny Pinokio, znów miał pecha! Ale taki już jego los...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji