Artykuły

Zamurować wyrzuty sumienia

"Szczury" w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Agnieszka Górnicka w serwisie Teatr dla Was

"Szczury" Gerharta Hauptmanna napisane w 1911 roku to dramat opowiadający historię lokatorów niemieckiej kamienicy czynszowej, w której autor miał okazję niegdyś mieszkać. Problematyka dzieła dotyka dwóch równorzędnie ważnych kwestii: refleksji na temat kondycji moralnej człowieka oraz stanu teatru mieszczańskiego, jego repertuaru, powinności wobec widza i rzeczywistości. Pierwszy problem materializuje się pod postacią małżeństwa - Państwa John (Eliza Borowska, Mateusz Łasowski), którzy po tragicznej stracie malutkiego synka postanawiają kupić nowo narodzone dziecko od własnej sprzątaczki Pauliny - w oryginale Polki, w spektaklu młodej Ukrainki - Poliny (Karolina Adamczyk) - pracującej w Warszawie. Drugi problem łączy się z postacią byłego dyrektora teatru, Harro Hassenreutera (Michał Jarmicki), dla którego scena to świątynia konwencji przeznaczona dla wielkiej, patetycznej literatury romantycznej, nie znajduje ona miejsca na współczesne problemy zwykłych ludzi, takich jak mieszkańcy zdeprawowanej kamienicy.

Hauptmann, przedstawiciel nurtu naturalistycznego w teatrze, portretował różnorodne odcienie społecznej niesprawiedliwości i egoizmu, ukazywał etyczny upadek i duchową nędzę ludzi, dla których wartością nadrzędną stały się pieniądze i dostatek. Dla nich życie przybiera formę ordynarnego produktu, którego wycena jest kwestią sprawnych i szybkich negocjacji, matematycznej kalkulacji i uściśnięcia dłoni. Maja Kleczewska przenosi akcję dramatu z początku XX wieku do współczesnej Warszawy. Nie bez powodu artystka wybiera stolicę, jest to bowiem przestrzeń odzwierciedlająca świat w stanie rozkładu zasad i wartości. Dzięki temu przyglądamy się życiu "elit" - ludzi, którzy osiągnęli sukces ekonomiczny, zawodowy lub medialny. Ludzi, których podziwiamy i nienawidzimy, pożądamy i stawiamy za wzór do naśladowania, jednocześnie wytykamy i śmiejemy się z ich konformizmu i niedopasowania do rzeczywistości. W warstwie fabularnej reżyserka dokonuje znamiennych transpozycji, wkłada w usta bohaterów cytaty i frazesy ludzi filmu i teatru. W wywiadach i medialnych wypowiedziach dali oni świadectwo z jednej strony oczywistej wolności słowa i własnych przekonań, z drugiej - bezmyślności, braku dystansu i zrozumienia. Spośród krytykowanych wymienić można wypowiedź Michała Żebrowskiego (dyrektora Teatru 6. piętro) z programu "Tak jest" Andrzeja Morozowskiego. Podczas rozmowy z Pawłem Demirskim na temat jakości życia współczesnych Polaków, ich sytuacji ekonomicznej, która przekłada się na możliwości uczestniczenia w kulturze, podkreślał "bycie beneficjentem przemian społecznych po 1989 roku", dzięki którym może szczęśliwie prowadzić własne gospodarstwo na Podhalu i zarządzać własnym teatrem. Podobnie wypowiedź aktorki, Joanny Szczepkowskiej, wzywającej do walki z lobby homoseksualnym w teatrze oraz słowa Grzegorza Małeckiego, aktora Teatru Narodowego, krytykującego postawę współczesnego reżysera teatralnego (m.in. Mai Kleczewskiej) w wywiadzie udzielonym Rzeczpospolitej pt. "Na scenie ma być mokro i czerwono". W metateatralne komentarze zostaje wpisana pełna autoironii postać grana przez Tomasza Chrapustę, czerpiąca z doświadczeń aktora, który w wolnym czasie prowadzi internetowego bloga, swego czasu zajmował się też modelingiem, występował w reklamach telewizyjnych, a na co dzień jest twórcą filmów dokumentalno-reklamowych produkowanych przez własną firmę. Chrapusta staje się w spektaklu dokumentalistą rejestrującym obojętnym okiem kamery kolejne sceny z życia Poliny i jej utraconego dziecka. Forma reality-show, która mediatyzuje rzeczywistość sceniczną i projekcje filmowe, daje wrażenie uczestniczenia w paradokumentalnym serialu telewizyjnym lub reportażu, ukazującym losy pokrzywdzonych, poniżonych i ich oprawców.

Film i nieustanna obecność kamery zawłaszczającej świat przedstawiony silnie wpisuje się w kontekst sprzedaży ludzkiej prywatności i intymności, która w świecie mediów przestaje być wartością, a zaczyna funkcjonować jako fetysz ukrytych pragnień i potrzeb. Ekshibicjonizm bohaterów, płynnie przechodzący w świadomy i celowy ekshibicjonizm aktorów, ukazuje cienką granicę między sztucznym teatralizowaniem własnego wizerunku (kreowanego na potrzeby mediów i obserwatorów) a próbą wyrażenia prawdy na temat roli, którą odgrywamy w danym momencie życia społecznego, zawodowego, scenicznego.

"Szczury" to spektakl o dwóch symetrycznych rzeczywistościach, które nie mogą się spotkać. Jedną z nich jest dramat realny, odbywający się na ulicy, w domu, pracy - zastępowany tym fikcyjno-medialnym tworem nakręcanym przez telewizję i internet, drugim jest dramat rozgrywający się na scenie teatru. Tak jak Hauptmann walczył o prawdziwy teatr, sprzeciwiając się anachronizmowi i zachowawczości sztuki, tak Kleczewska pragnie otworzyć oczy widza (a może przede wszystkim środowiska teatralnego?) na otaczającą rzeczywistość, jej fałsz i zakłamanie. Świat, w którym z łatwością sprzedajemy własną tożsamość i prywatność dla zarobkowego zysku i egoistycznej satysfakcji. Bohaterowie niemieckiego dramatopisarza, zalani własną obrzydliwością, uduszeni w dostatnim drobnomieszczańskim życiu, nie odrzucają wizji budowania własnego szczęścia na gruzach swoich ofiar i grzechów. Wręcz przeciwnie - im szybciej głowa rodziny, John, ustawia obok siebie kolejne betonowe, ciężkie cegły, tworzące ścianę wymarzonego domu ze snów, tym bardziej mamy wrażenie, że bohater z ogromną determinacją i desperacją próbuje bezskutecznie zamurować wyrzuty sumienia i wątpliwości, dla których nie ma miejsca w świecie bezkompromisowej i bezdusznej walki o własne szczęście.

Gdyby nie finał spektaklu, który staje się nietrafioną próbą oddania za pomocą arsenału środków scenicznych "tragikomicznej partytury krzyków, oskarżeń, wyjaśnień i wyznań bohaterów", można by określić inscenizację "Szczurów" mianem inscenizacji nad wyraz udanej, w której najsilniejszym elementem stają się znakomite i bardzo świadome kreacje aktorskie Michała Czachora, Karoliny Adamczyk i Elizy Borowskiej. A jednak twórcy jakby wątpiąc w siłę dotychczasowego bardzo klarownego i konkretnego przekazu, wieńczą swoją opowieść odautorskim i wtórnym podpisem, który kumuluje w sobie to, co w twórczości Mai Kleczewskiej i Łukasza Chotkowskiego może irytować najbardziej: miałkie dialogi, słaba dramaturgia i chaos artystycznego zamysłu. W ostatnie minuty dramatu, wkrada się reżyserska bezsilność albo pewne przekonanie o słuszności reżyserskich wyborów, które mogą widza wytrącić z równowagi. "W sztuce najważniejsze jest to, co osobiste, tylko to, co radykalne. Inna sztuka nie ma sensu" - powiedział przed premierą dramaturg, Łukasz Chotkowski. "Szczury" to spektakl osobisty, radykalny i ryzykowny. Dochodzi w nim jednak do momentu, w którym inscenizacja gubi swój tor i wraca na złą drogę, zmusza odbiorcę do zadania pytania: "Po co i dlaczego?". Jak na teatr Mai Kleczewskiej to wyjątkowo krótka lista niejasności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji