Artykuły

Dyskretna opresyjność burżuazji

"Szczury" w reż. Mai Kleczewskiej, koprodukcja Teatru Powszechnego w Warszawie i Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie. Pisze Karol Owczarek w Teatraliach.

Tuwimowscy "straszni mieszczanie" nie przestają straszyć w swoich strasznych mieszkaniach, wręcz przeciwnie - mają się coraz lepiej. Maja Kleczewska po raz kolejny wytacza ciężkie działa przeciwko "bourgeois" - zadowolonej z siebie miejskiej klasie średniej, jej wyniosłości, miałkim aspiracjom i autorytarnym skłonnościom.

"Szczury" Kleczewskiej i dramaturga Łukasza Chotkowskiego to adaptacja dramatu niemieckiego noblisty Gerharta Hauptmanna. Reżyserka przenosi akcję literackiego pierwowzoru do współczesnej Warszawy, do świata elit finansowych i artystycznych, obok których krzątają się ludzie wykluczeni. Śledzimy losy majętnego małżeństwa Johnów, którzy po śmierci pierwszego dziecka postanawiają mieć kolejne. Swoją przyszłą pociechę zamierzają kupić od biednej imigrantki z Ukrainy, Poliny, która oprócz noszenia ciąży musi zadbać o porządki w ich domu. Równolegle prowadzony jest wątek konserwatywnego dyrektora teatru nietolerującego nowinek w teatrze ani niezależności aktorów.

Polina, którą brawurowo odgrywa Karolina Adamczyk, jest stereotypowo przedstawioną ukraińską sprzątaczką, narażoną na drwiny i wyzysk w domach chlebodawców. Jest poniżana przez Johnów na każdym kroku - zmuszają ją do najpodlejszych prac, obnażania się, a jednocześnie podkreślają swoją wspaniałomyślność i wymagają od Ukrainki wdzięczności. Nie tylko jednak ona jest tu poddana opresji. W spektaklu ukazane zostały także mechanizmy zniewalania osób podległych w hierarchii zatrudnionych w teatrze - widoczne choćby w przypadku relacji reżyser-aktor, w której ten drugi musi się biernie poddawać pierwszemu i godzić na wszystko, gdyż w przeciwnym razie nie dostanie kolejnej roli. W spektaklu obrywa się mu m.in. za uwikłanie w mechanizmy rynkowe, zachowawczość i schlebianie mało wymagającemu widzowi. W jednej ze scen obserwujemy aspirującego aktora przebranego za dynię, który ochoczo i z radością przygotowuje się do występu w reklamie sieci komórkowej. Kiedy indziej Michał Czachor, jak zwykle u Kleczewskiej znakomity, wygłasza znaną telewizyjną tyradę Michała Żebrowskiego, chwalącego się swoim domem na wsi i hodowanym drobnym inwentarzem, a następnie wychodzi z roli i w autoironicznych zdaniach opisuje kreowaną przez siebie postać i techniki zastosowane w sztuce. Reżyserka wymierza kolejne razy ludziom teatru, nie ucieka przed samokrytyką, jednak dla osób mało zainteresowanych kulisami życia artystycznego może być to niezbyt zrozumiałe.

Jeśli ktoś nie przepada za radykalizmem Kleczewskiej, "Szczury" nic w tej kwestii nie zmienią, bo są utrzymane w typowej dla reżyserki poetyce, znanej choćby z "Podróży zimowej". Pełno tu tragifarsowości, perwersji i przekroczeń. Na scenie dokonywany jest bezlitosny przegląd ludzkich ułomności, jaskrawo ukazane są także opresyjne mechanizmy społeczne. Nie każdy może mieć ochotę na takie pranie brudów.

Kleczewska lubi spektakularne zakończenia - w "Szczurach" urządza wielkie bicie piany, co nie oznacza jedynie samokrytycznego przyznania się do powielania niektórych rozwiązań i wątków. Ten znany frazeologizm został tu potraktowany również dosłownie. Warto zażyć tej oczyszczającej kąpieli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji