Artykuły

Dwie strony medalu

Lope de Vega napisał ponoć około tysiąca ośmiuset sztuk teatralnych, po wielekroć przetwarzając niektóre po­mysły, wątki, motywy. Ja też jestem pracowity. Napisałem dwa warianty, recenzji z jednego przedstawienia.

WARIANT PIERWSZY

"Nauczyciel tańca", jak wiele innych utworów Lope de Vegi, ma dla histo­ryków kultury, literatury, obyczaju wartość bezdyskusyjną. Dla innych jest to błaha "komedia płaszcza i szpady", nie pozbawiona wdzięku i humoru, ale dość zwietrzałego. Zawiłe z pozoru in­trygi, wszystkie uwarunkowania, ukła­dy, związki między postaciami dla podkarmionych trochę tą tradycją teatral­ną są już tylko schematami.

Realizacja współczesna tego typu u­tworu - o ile ma to być realizacja z jakimiś ambicjami - miałaby sens chy­ba tylko w dwu wypadkach: po pierw­sze - gdyby się znalazło dowcipny nowy teatralny klucz inscenizacyjny lub po drugie - gdyby odwołując się do środków commedii del'arte, zwłasz­cza w sposób odświeżający, tę starą sztukę, udało się wyzwolić żywioł prawdziwej teatralnej zabawy wciąga­jącej tak wykonawców, jak widzów.

Na scenie Teatru Polskiego dokona­ło się ni to, ni sio. Przymrużenie oka i dystans do utworu, zaznaczany do­syć często, trudno traktować w kate­goriach pomysłu na odnowienie starej komedii, trochę rozwiązań nawet dość zabawnych, choć nie oryginalnych z arsenału comedii del'arte nie wy­starcza do autentycznego rozbawie­nia.

Przedstawienie zbudowali przede wszystkim aktorzy, którym - jak moż­na przypuszczać - dano sporą swobo­dę twórczą, co samo w sobie nie jest złe, jeśli potrafią działać z pełnym zrozumieniem ogólnej koncepcji przedsta­wienia. Tu koncepcja była chyba chwiejna, więc aktorzy swobodnie so­bie pohasali, a że włożyli w to sporo swoich umiejętności i ambicji, nie da­ło to na ogół - indywidualnie po­szczególne propozycje rozpatrując - złych rezultatów.

Największe bodaj ambicje ujawnili ci ,,gorzej obsadzeni", zwłaszcza Mi­rosława Lombardo, której postać słu­żącej wdziękiem, charakterem, indy­widualnymi cechami "dopisanymi" aktorskimi środkami do roli znacznie przerosła jej sceniczną panią, kreowa­ną przez usztywnioną, bardzo stremo­waną Wandę Grzeczkowską. Dość zde­cydowanie zaznaczyli swą obecność na scenie drugoplanowi służący Stefan Le­wicki i Cezary Kussyk. Odtwórcy głów­nych ról zainwestowali w postacie bo­haterów spory kapitał swych umiejęt­ności i talentów, dając z siebie za­zwyczaj to, co w nich najlepsze i wie­lokrotnie sprawdzone, co jednak nie sprzyjało estetycznej harmonii.

Zdarzył się więc pozorny paradoks: sporo aktorskiej inwencji, dowcipnych pomysłów zsumowało się w rezultat mało zabawny, właściwie obojętny, ni ziębiący, ni grzejący. Kiepski.

WARIANT DRUGI

Z utworami Lope de Vegi, przynaj­mniej z tej kategorii, do których można zaliczyć "Nauczyciela tańca", jest jak z kryminałami. Znane są reguły. Wia­domo, że śledztwo zakończy się pomyśl­nym rezultatem, cała fabuła na koniec okaże się błaha, lecz kto zasmakuje w relaksie z kryminałem w ręku, nie umie z niego zrezygnować.

Wiemy z góry, czym skończą się amo­ry Aldemara i Florelli, wiemy też, że przyjdzie im pokonać wiele przeszkód, domyślamy się łatwo z czego przyj­dzie nam się tu śmiać, a przecież ba­wimy się ze starych chwytów, ze sta­rych dowcipów, choć na co dzień zwyk­liśmy przypominać opowiadaczom wyś­wiechtanych kawałów za co Kain za­bił Abla.

"Nauczyciel tańca" na scenie Teatru Polskiego staje się trochę jakby anto­logią starego komediowego nurtu, któ­rego nie wymyślił Lope de Vega i któ­ry nie skończył się na Molierze. Jest to antologia sprawdzonych pomysłów inscenizacyjnych i wypróbowanych środków lubianych aktorów. Propozy­cje trochę młodszych, np. Peszka noszą znamiona twórczości autentycznej, in­ni (np. Skupnik, Polkowski, Matysik) odwołują się - może nawet podświadomie - do swych dawniejszych doko­nań. Więc czujemy się trochę jak na spotkaniu w gronie dobrze znanych przyjaciół, na którym doskonale wie­my, kto kiedy i jaki kawał opowie, co nam wcale nie przeszkadza się ba­wić.

Człowiek lubi takie sytuacje w życiu. Lubi je czasem w teatrze. Oglądałem na spektaklu "Nauczyciela tańca" twa­rze autentycznie rozbawionych widzów. Nie mogę powiedzieć, że sam przesie­działem cały spektakl z kamienną twa­rzą.

Oglądałem "Nauczyciela" dwukrotnie. Próbowałem przedstawienie odbierać z różnych pozycji. Czy to możliwe? W przypadku wstrząsających (pozytywnie lub negatywnie) spektakli - raczej nie. W innych wypadkach można próbować takiego doświadczenia. Odbiór sztuki jest zawsze sprawą subiektywną, a większość kryteriów oceny, jakimi posługuje się każdy odbiorca na własny użytek - nawet gdy są to kryteria w miarę zobiektywizowane - podlega wahaniom. Zabarwia je emocja, subiek­tywny nastrój, cząstka własnego życia, której nie można oddać w szatni na przechowanie wraz z płaszczem.

Wybierz sobie, Czytelniku, którykol­wiek z wariantów recenzji. I tak do­piszesz ostatecznie trzeci - własny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji