Gdańska Tragedia o bogaczu i Łazarzu
Od stu już niemal lat ludzie nauki (m.in. St. Windakiewicz, Al. Bruckner, K. Badecki, L. Biernacki, obecnie J. Lewański i Zb. Raszewski) oraz ludzie teatru (np. L. Schiller, współcześnie K. Dejmek) okazują coraz większe zainteresowanie teatrem staropolskim. W rezultacie odszukano szereg zapomnianych tekstów dramatycznych, zebrano sporo wiadomości o ich dawnych inscenizacjach, poznano technikę sceny staropolskiej oraz poddano znaleziska próbom współczesnej sceny. W ten sposób krąg dramatu staropolskiego poszerzono poza klasyczny tekst "Odprawy posłów greckich" Jana Kochanowskiego i do dorobku kultury polskiej wprowadzono wartości nowe, uprzednio zapomniane i nieznane. Dodajmy, że zwłaszcza w ostatnich latach poczynania teatralne w tej dziedzinie Kazimierza Dejmka dzięki wyjazdom zagranicznym Teatru Narodowego stały się ewenementem już nie tylko krajowym., lecz europejskim.
Z tego klimatu wyrosły zainteresowania kierownictwa Teatru "Wybrzeże" staropolską literaturą dramatyczną. I stwierdźmy to od razu - zdobyło się ono na posunięcie równie oryginalne, co fortunne. Kierownicy gdańskiej sceny nie skopiowali bowiem którejś ze znanych realizacji (jak to było przed laty z przeniesieniem dejmkowej inscenizacji "Historii o chwalebnym zmartwychwstaniu"), lecz rozejrzeli się za tekstem nie eksploatowanym do tej pory przez teatr. Wybór padł na utwór o barokowo kunsztownym tytule - "Tragedia o bogaczu i Łazarzu z Pisma Świętego wyjęta i nowo wierszem opisana polskim Jaśnie Wielmożnemu Senatowi Gdańskiemu dedykowana i przypisana in honorem roku 1643 miesiąca stycznia dnia 22".
Gdańska "Tragedia o bogaczu i Łazarzu" jest utworem anonimowym. Poznański naukowiec, Tadeusz Witczak, autor książki "Teatr i dramat staropolski w Gdańsku", któremu trzeba przypisać zasługę powojennego przypomnienia "Tragedii", przypuszcza, że autorem jej mógł być lektor języka polskiego w gdańskim Gimnazjum Akademickim, teolog oraz poeta Jan Guliński albo znajdujący się wówczas w służbie gdańskiej Rady Miejskiej parający się też literaturą kompozytor Marcin Gremboszewski. Kimkolwiek by zresztą był autor "Tragedii" okazał się on dość miernym pisarzem, lecz dobrym znawcą ówczesnego teatru.
Dramat Gdańskiego Anonima nie jest gatunkowo jednorodny. Wykazuje on znamienne dla dramatu szkolnego pierwszej połowy XVII w., z którym wydaje się związanym, wymieszanie właściwości gatunkowych wiodących w epoce staropolskiej form dramatycznych. "Tragedia" jako dramat - przepisuję za Tadeuszem Witczakiem z programu teatralnego - wykazuje, prócz oczywistych misteryjnych, cechy średniowiecznego moralitetu, antycznej tragedii i współczesnej sobie komedii popularnej. Pierwszemu z tych wzorów zawdzięcza alegorie, drugiemu - komentujące chóry, trzeciemu typy ludowe i sceny intermedialne". Temat gdańskiego utworu zaczerpnięty został z ewangelicznej przypowieści o losach doczesnych i pośmiertnych biedaka Łazarza i bogacza, zwanego u Anonima Kandydem. Ten obiegowy w literaturze wątek spowity został zgodnie z renesansową tradycją w kostium mitologii antycznej. Kompozycyjnie dramat składa się z trzech aktów poprzedzielanych tyluż intermediami i osadzonych w ramach prologu i epilogu. Jeśli pominąć niewątpliwe nowatorstwo inscenizacyjne "Tragedii" całości nie można zaliczyć do najwybitniejszych osiągnięć dramatu staropolskiego.
Za wystawieniem "Tragedii o bogaczu i Łazarzu" w Teatrze "Wybrzeże" przemówiły jednak niebagatelne argumenty. Przede wszystkim okoliczności powstania utworu. Został on napisany przypuszczalnie na przełomie 1642 i 1643 r. przez związanego z Gdańskiem a nie znanego nam z nazwiska pisarza polskiego z myślą o wystawieniu na tutejszej scenie. Z niewiadomych przyczyn do realizacji "Tragedii" jednak wówczas nie doszło i rękopis dramatu przeleżał do naszych czasów w zbiorach Biblioteki Gdańskiej PAN. Decyzja obecnego opracowania scenicznego oznaczała więc sięgnięcie do źródeł rwanych w ciągu wieków tradycji polskiego teatru w Gdańsku. A jest to akt o wymowie nie tylko kulturalnej, lecz także i politycznej. Inną atrakcją "Tragedii" są jej realia gdańsko-kaszubskie, zawarte zwłaszcza w intermediach, w których autor wprowadził rzadkie w literaturze staropolskiej postacie Kaszubów, a akcję jednego z nich zlokalizował na obecnym Targu Węglowym, gdzie - jak wiemy - znajduje się siedziba Teatru "Wybrzeże". Wreszcie fakt, że tekst dramatu nie doczekał się do tej pory ani próby sceny, ani opublikowania drukiem, umożliwiał dokonania tzw. odkrycia teatralnego, co jest ambicją każdej chyba placówki scenicznej.
Przy sięganiu po utwór taki, jak "Tragedia o bogaczu i Łazarzu", stoją przed realizatorami dwie możliwości interpretacyjne. Jedna, to pójście drogą wytyczoną przez Kazimierza Dejmka w jego głośnych inscenizacjach "Żywota Józefa" Reja oraz "Historii o chwalebnym zmartwychwstaniu Pańskim". Jest to droga stylizacji na prymityw ludowy i osłabiania w ten sposób odczuwanych obecnie naiwności i nieporadności dawnych tekstów. Druga możliwość - dodajmy zaraz: trudniejsza - to zmierzanie do wydobycia z dawnego utworu pewnych aktualnych po dziś dzień wartości myślowych i prób zbliżenia ich do współczesnego widza, wartości, które stałyby ponad obecną anachronicznością tekstu literackiego.
Realizatorzy gdańscy poszli drugą drogą. Próbowali dojrzeć w moralitetowej warstwie "Tragedii" problem Everymana, w kategoriach ponadhistorycznych ujętego człowieka toczącego ustawiczną walkę między, obojętnie jak motywowanym, złem i dobrem. Założenie takie wymagało potraktowania fabuły "Tragedii" w sposób serio, bez prób stwarzania dystansu do rozgrywanych wydarzeń i teatralnego, podszytego dowcipem, komentarza akcji. W gdańskim przedstawieniu można było jednak dostrzec takie usiłowania. Widziałbym je w niektórych próbach aktorskich, np. Henryka Abbe w epizodzie Abla oraz Stanisława Michalskiego jako Ojca Kandyda czy w pewnych pomysłach scenograficznych (kostium alegorycznej Czystości granej przez Jadwigę Polanowską). Czyżby więc reżyserowi nie dostało cnoty konsekwencji.
Aby pokazać współczesnemu widzowi tak odczytany utwór staropolski trzeba było jednak pokonać nie lada trudności. Wynikały one w tym wypadku ze słabości literackiej materii dramatu Anonima. Dotyczy to zwłaszcza głównego wątku Łazarzowego, gdyż intermedia broniły się doskonale same, i to nie tylko dzięki lokalnym realiom, ale głównie dlatego, że zawarty w nich typ plebejskiego humoru wykazuje stosunkowo silną żywotność. Natomiast wątek ewangeliczno-mitologiczny tekstu głównego potraktowany został w utworze bardzo konwencjonalnie. Kontrastowo ujęta historia bogacza Kandyda i nędzarza Łazarza uwypukla pierwszego, efektowniejszego dla teatralnej prezentacji. Natomiast centralna postać Łazarza zawisła w psychologicznej i społeczno - obyczajowej pustce. Powiązana z nim moralistyka szczególnie dzisiaj razi powierzchownością i tendencyjnością.
Tego rodzaju trudności ludzie teatru pokonują dziś zazwyczaj przy pomocy zabiegów inscenizacyjnych. W wypadku Anonima poddano jego dramat adaptacji, będącej dziełem Róży Ostrowskiej i Tadeusza Minca. Poszli oni drogą wytyczoną przez Dejmka i dokonali inkrustacji utworu tekstami innych pisarzy. Korzystając ze współpracy wybitnego znawcy dramatu staropolskiego, dr. Juliana Lewańskiego, szczodrą ręką wzbogacali dramat Anonima, wyliczając zresztą skrupulatnie nazwiska zapożyczonych autorów w programie. Oczywiście można się spierać o poszczególne rozwiązania, generalnie jednak rzec biorąc taki kierunek postępowania był słuszny i, więcej nawet, nie zbędny wobec przyjętych założeń interpretacyjnych. Dzięki temu załatano sporo słabości tekstu Anonima, żeby tylko przykładowo wymienić rozbudowanie postaci Łazarza (jego pozycję społeczną umotywowano uczestnictwem w wojnie z wrogami Polski) czy zamknięcie spektaklu piękną i, co ważniejsze, celną politycznie kantatą, podkreślającą związki dawnego Gdańska z Rzecząpospolitą.
Drugim zabiegiem, który miał stuszować miałkość tekstu, była rozbudowa widowiskowa przedstawienia. Reżyser Tadeusz Minc wybrał stylizację przedstawienia na barokowy przepych teatralny i do osiągnięcia tego celu wprzęgnął wszystkie środki współczesnego teatru. I tak zaangażował do przedstawienia 25-osobowy zespół aktorski najdrobniejsze nawet rólki powierzając renomowanym wykonawcom i rezygnując z udziału statystów. Dzięki temu spektakl prezentuje się od strony aktorskiej bardzo okazale. Z tak licznego grona wykonawców zwróciłbym, tytułem przykładu, uwagę na niektórych tylko aktorów. Wyróżniłbym więc Henryka Bistę jako Łazarza (zwłaszcza w "starczej" partii tej roli) oraz wykonawcę jego przeciwstawienia Kandyda - Krzysztofa Wieczorka. Z godnością i powagą odegrała prowadzącą przedstawienie Historyję Izabela Wilczyńska. Z dojrzałym aktorstwem wystąpił także Zbigniew Bogdański jako wykonawca Czarta-Liberiusa, a Halina Słojewska interesująco zagrała epizodyczną postać Pani (znaczy Śmierć). Wdzięczniejsze zadanie mieli wykonawcy postaci z intermediów. W ich gronie szczególnej satysfakcji dostarczyli mi Tadeusz Gwiazdowski jako Ojciec Szewc oraz Leszek Ostrowski w roli Jandrasa.
Cały zresztą zespół aktorski musiał się wykazać pełnią swych umiejętności uczestnicząc w partiach baletowych układu Janiny Jarzynówny - Sobczak oraz chóralnych (solowe partie wokalne wykonała pięknie Ewa Werka). Muzykę stylizowaną na dzieła XVII-wiecznych mistrzów skomponował Henryk Jabłoński.
Walory widowiskowe gdańskiego przedstawienia zostały w dużym stopniu wsparte scenoplastyką. Scenografia Mariana Kołodzieja stanowi osobny rozdział w tym spektaklu. Kołodziej posłużył się konstrukcją sceny wielopiętrowej, przypisywanej niegdyś teatrowi staropolskiemu. Tył otworu scenicznego wypełniony został przez niego grupą monstrualnych idoli z monumentalną sylwetą Abrahama na szczycie. Z wnętrz posągów, dzięki otwieranym drzwiczkom, oraz z pomostu w środkowej części tego niby-ołtarza komentowały akcję chóry anielskie, a po całej konstrukcji wspinał się w zakończeniu przedstawienia Łazarz, aby spocząć godnie na łonie Abrahama. U podnóża konstrukcji umieścił Marian Kołodziej podium, na którym i pod którym (piekło) rozgrywała się akcja "Tragedii", by powierzchnię sceny właściwej zarezerwować dla intermediów. (Choć podział ten nie był bezwzględnie przestrzegany przez reżysera, który swe barokowo rozbudowane widowisko nie chciał ograniczać wywodzącymi się ze średniowiecza regułami scenicznymi.) Jako tworzywo dla dekoracji wykorzystał gdański scenograf żywice poliestyrenowe, które doskonale sugerowały fakturę starego, popękanego drewna, co świetnie korespondowało z archaicznością języka dramatu.
Środkami plastycznymi wyakcentował również Marian Kołodziej koloryt gdański. Obrotowe drzwi, w które wyposażył idole, ozdobił fasadami gdańskich kamieniczek, a w jednej ze scen na tylnym prospekcie umieścił rycinę przedstawiającą pobrzeże Motławy. Wreszcie zaopatrzył on scenę w wewnętrzną kurtynę, np. opuszczaną przy dźwiękach carillonu z gdańskiego Ratusza Głównego, na której umieścił centralny motyw "Sądu ostatecznego" Hansa Memlinga, tematycznie świetnie łączący się z "Tragedią". Zgodnie z pewnymi sugestiami adaptatorów niektóre postacie (Dworzanie, rodzice Łazarza i Kandyda) ubrał scenograf w stroje staropolskie, nadając w ten sposób całości koloryt narodowy.
Gdańskie przedstawienie "Tragedii o bogaczu i Łazarzu" jest więc - trzeba wreszcie użyć tego słowa - sukcesem całego zespołu artystycznego. Jest to premiera, którą nie wahałbym się nazwać wydarzeniem teatralnym. Składa się na nie przypomnienie dawnego, znanego tylko profesjonałom naukowym, tekstu, który z racji swego gdańskiego pochodzenia jest jeszcze jednym świadectwem związków nadmotławskiego portu z kulturą Polski. Walory artystyczne przedstawienia nadają temu wydarzeniu znaczenie ponadlokalne, podobnie jak reżyserskie próby samodzielnych rozwiązań realizacyjnych staropolskiego tekstu dramatycznego, których można się dopatrzeć w gdańskiej premierze.