Uśmiech losu w Teatrze Ludowym
"Uśmiech losu" Perzyńskiego, wystawiony przez Teatr Ludowy w Warszawie, ma koloryt i treść starego obrazu, namalowanego ręką artysty, który urzeka "folklorem" przeszłości, ale w którym to i owo można jeszcze odnieść do naszych czasów i ludzi. W centrum obrazu został umieszczony niemal balzakowski problem pieniądza, od którego tak wiele w życiu, w charakterze i obyczajach ludzkich zależy, że - jak to w sztuce pokazano - porcja jajecznicy, zjedzonej przez bezrobotnego inteligenta, wpływa na zmianę jego świadomości, etyki, poglądu na świat!
Obraz jest zresztą nierówny, najciekawsza jest w nim postać i sprawa owego "doktora filozofii", który pomimo wysokich kwalifikacji i walorów moralnych i intelektualnych nie potrafi znaleźć dla siebie miejsca w społeczeństwie, w którym urządzają się świetnie różni kombinatorzy i karierowicze. Przeżycia i wypływające z nich myśli i wnioski owego "doktora filozofii" przydają sztuce kolorów ostrej, społecznej satyry, miejscami nawet spokrewnionej z satyrą naszych czasów, np. kiedy Siewski (ów bezrobotny inteligent) mówi o swoim pobycie w więzieniu, jako o jedynym sposobie rozwiązania problemu, który na wolności wydaje się nierozwiązalny. Szkoda tylko, że tak nieprawdopodobnie łatwy okazał się sposób wyratowania zadręczonego nędzą delikwenta, skoro "doktorowi filozofii", który od lat nie potrafił się o nic zaczepić, z miejsca i bez trudu wystarał się o znakomitą, posadę (na początek 300 zł miesięcznie!) młodziutki amator sportu, syn biednej krawcowej.
Nie braknie na tym obrazie całej galerii postaci z tradycyjnej komedii mieszczańskiej; jest bogaty wujaszek, śmiesznie i beznadziejnie zakochany, i szlachetna, sponiewierana żona głupiego i złego męża, którego zdemoralizowało bogactwo, i perfidna uwodzicielka bogatych mężów i niewinnych młodzieńców... Jest komedia obyczajowa, satyra i melodramat, złączone w jedno przez pisarza, który doskonale władał scenicznym rzemiosłem i miał do powiedzenia rzeczy wcale ciekawe o stosunkach obyczajowo-społecznych swojej epoki.
Teatr Ludowy wystawił sztukę Perzyńskiego we współczesnych kostiumach i dekoracjach (Wacława Ujejskiego) i w starannej, pragnącej stare dzieło uwspółcześnić reżyserii Janusza Strachockiego. Stąd dramat rodzinny dobrej żony, którą mąż chce porzucić dla "lafiryndy", a także sylwetka uwodzicielskiej kombinatorki i jej przewrotne machinacje - wychodzą tu jak historia, która mogła się równie dobrze wydarzyć w odpowiednich, dobrze sytuowanych sferach dzisiejszego społeczeństwa. Reszta, a więc przede wszystkim owa - będąca punktem wyjścia utworu - sytuacja bezrobotnego inteligenta, który z nędzy gotów jest przywłaszczyć sobie "nową etykę", stanowi już własność epoki Perzyńskiego. Ale problem Siewskiego tkwi jeszcze dość żywo w pamięci i świadomości ludzi dzisiejszych i w różnych postaciach przypomina się naszym czasom.
Przedstawienie więc w sumie wypadło żywo - także dzięki bardzo, jak się to mówi, "wyrównanej" grze zespołu, w którym szereg barwnych sylwetek stworzyli: Stanisław Malatyński (dyskretnie i powściągliwie zagrał Siewskiego), Krystyna Ciechomska (żona), Sylwia Zakrzewska ("lafirynda"), Gerard Sutarzewicz (mąż), Lucjan Dytrych (groteskowy stryjaszek), no i sympatyczna para, matki-krawcowej (J. Jaglarzowa) z synem sportowcem (Włodzimierz Rek).