Artykuły

Strzępka <3

"Klątwa: odcinki z czasu beznadziei" w reż. Moniki Strzępki, koprodukcja Teatru Łaźnia Nowa z Krakowa i Teatru Imka z Warszawy. Pisze Macej Stroiński na swoim blogu.

Co to jest: czterysta pięćdziesięcioro siedmioro (dobrze?) posłów sztywnych w kostnicy? Dobry początek. Wiem, wiem, paleosuchar, ale tak się zaczyna serial "Klątwa" Strzępki i tam to jest śmieszne. Trzy odcinki to już wszystkie, więc będzie podsumowanie.

Po pierwsze, zespół. Demirski zawsze pisze pod aktorów, ale tutaj jeszcze bardziej, skoro ich ze Strzępką wyczarterowali, byleby to byli oni. Ich poprzedni pracodawca obecnie ssie pałkę, a ci się wypięli z zyskiem. To znaczy poszli sobie. No ktoś musi robić dobry teatr, gdy inni nie mogą. Od początku, od "W imię Jakuba S.", było jasne, że to cud ekipa i by wstyd był nie skorzystać. Doszedł świeżak, którego reżyserka wyłowiła z PWST Wrocław. Są tak różni, że można nimi obsadzić wszystko, i tak zblatowani, że wszystko pociągną. Unieśli metraż jak u Lupy i trzy razy więcej tekstu.

Nie wiem, jak to działa, ale działa na pewno, że ktoś tam na scenie myśli i mówi ze zrozumieniem. Tylko tak, głową, da się zbudować metapsychologiczną rolę z dystansem, czyli pokazać i już tym pokazywaniem rozmontować, "skrytykować w występie swoim". Takie aktorstwo, gdzie nie trzeba wychodzić z roli, by zrobić autotematyzm. (Nie żeby to był teatr o teatrze; to jest selfie tematu i postaci, nie formy i twórcy). Polecam to zobaczyć, bo takiej pracy z aktorem i takich efektów to u innych w PL nie ma. Oprócz brechtowskiego grania jest też brechtowskie śpiewanie, czyli numery dla rozładowania i skomentowania. Strzępka nie tylko MA poczucie humoru, ale to też widać. Demirski dofastrygował odnośniki do swojej "ukochanej poezji", czyli Sary Kane. Tylko on umie podać Kane na wesoło.

Gdy grają w Krakowie, to jestem, bo mam dość spektakli bez tezy. "O człowieku" to my już widzieliśmy, a teraz proszę konkrety. "Klątwa" jest z tezą i nie "o człowieku". Miło by było, gdyby istniał "człowiek", a nie "biedny" i "bogaty", ale tak to jeszcze nie ma. Można na przykład robić teatr o bogatych dla bogatych, bo kto bogatemu zabroni, albo kino biednych wykluczonych, bo żyć z czegoś trzeba. Ale najlepiej o obydwu grupach naraz i o co je różni, i czy tak jest fajnie. Od spektakli "egzystencjalnych" i bezideowych trójpak Strzępki różni się tym, że perswazji i polityki używa świadomie i nie udaje. Wiadomo, o co chodzi, i jest to uczciwe.

Kapitalizm jest czymś naturalnym i dlatego go nie chcemy. Dżungli nie chcemy. Dlategośmy zeszli z drzew. Wolny rynek i jego "niewidzialna ręka", czyli prościej: prawo dżungli, to propaganda czempionów, tych tam drapieżników, którzy faktycznie nie mają co narzekać, wiecie, najlepszych przechujów w całej wsi. I to nie jest tak - mówią - że są farciarzami; otóż zasłużyli - mówią - a niefarciarze to nieudacznicy. No i czego oczekiwać po etyce sklepikarzy (por. "nation de boutiquiers", czyli Napoleon o Anglikach), gdzie nawet intymność nie jest obciach włączyć w plan inwestycyjny. Mówię to na wypadek, gdyby ktoś nie złapał żartu: gdy Jezus Chrystus w pierwszym odcinku każe wywrotowcowi przeprosić posiadaczy za "podważanie świętej własności prywatnej", to jest, wiecie, taka beka, twórcy spektaklu by nie przepraszali. Demirski dopieprza "dobrym domom" w ich rodzinnym rezerwacie, jakim jest miasteczko Kraków. Zresztą co tam, dla nich się nie liczy, teatr ma siedzibę w Hucie. A przedstawienie jest półwarszawskie, no to już w ogóle.

Sensowne stylówki (& ładne): kiedy postać wchodzi, to wiemy, kim jest. To ważne, skoro czasami aktor gra naraz więcej niż jedną. W scenografii dominuje woda po kostki. Dobry efekt, lecz nie wiem, co znaczy. Może to piekło, ale w wersji Dante? Czyli ZIMNE. Piekło robi się u Strzępki również światłem i ambientem, jak w "Bitwie warszawskiej" i "nie-boskiej komedii". Duża ilość piekła ma związek z tytułową klątwą, czyli że "zabetonowało kraj między Bugiem a tam Odrą".

Reżyserka mówiła w wywiadzie, że miała kiedyś napad pobożności i mieć może jeszcze będzie. Tymczasem ma postsekularyzm, czyli bierze się za wiarę z pozycji na chłodno. Katolicyzm w "Klątwie" jest rozpracowany jak w "Legendzie o Wielkim Inkwizytorze" Dostojewskiego. Niewolnikiem Watykanu nie jest papież, tylko, tadam, Jezus Chrystus! To Kościół zrobił z tego uroczego faceta zombie nieakceptujące homoseksualnych wartości jak współczucie i łagodność. Niby wiemy, ale nie szkodzi przypomnieć. Jeśli można dyskursowo, to powiem, że serial Strzępki-Demirskiego nawiązuje do "Zemsty Boga" Gilles'a Kepela. Pan wraca na ziemię jako integrysta i żywemu nie przepuści. I zamiast Ewangelii dla ubogich w duchu mamy dwa nowe wyznania: religię piniążków (!) i religię zemsty. Innymi słowy, kult mania ("moje - a innym nie trzeba") i kult niemania ("i niech inni TEŻ nie mają"). Ale spoko, Jezus wprawdzie robi kipisz na zakładzie i nie jest do śmiania, jednak zaraz potem - bounce.

PS Mam marzenie: S&D robiący spektakl o feszyn.

"Klątwa: odcinki z czasu beznadziei", Łaźnia KR - IMKA Waw, reżyseria Strzępka, tekst Demirski, look Korchowiec, beat Suświłło, brecht Klara Bielawka, Krzysztof Dracz, Dobromir Dymecki, Anna Kłos-Kleszczewska, Radomir Rospondek, Alona Szostak, Paweł Tomaszewski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji