Artykuły

Samotność Elektry

"Elektra" Sofoklesa w stołecznym Teatrze Dramatycznym jest przedstawieniem wstrząsającym, nieprzyjemnym, mrocznym. Wychodzimy z niego boleśnie udręczeni tym, że dane nam będzie teraz żyć ze świadomością tragedii, która przed chwilą rozegrała się na naszych oczach w świetle reflektorów scenicznych. A przecież codziennie, w zaciszu domowym, gładko przełykamy kolację, zerkając beznamiętnie na telewizyjne Wiadomości, które epatują nas śmiertelną dawką najświeższych okrucieństw współczesnego świata. Paradoksalnie, za sprawą "Elektry" Krzysztofa Warlikowskiego, prawda iluzji teatralnej okazuje się sugestywniejsza od prawdy konkretnego czasu premiery. Wtedy gdy powszechnie narzeka się na spadek autorytetu teatru, w Dramatycznym przeżywamy katharsis.

Przyzwyczailiśmy się do tego, że w Polsce inscenizacje tragedii antycznych bywały komentarzem do aktualnej rzeczywistości, przeważnie politycznej (patrz - {#re#9383}"Antygona"{/#} Wajdy w Starym Teatrze w Krakowie). Tym razem mamy do czynienia z chwalebnym odstępstwem od tej reguły. Sofokles nie zostaje strywializowany naszą rzeczywistością, lecz nasza rzeczywistość zostaje podniesiona do rangi Sofoklesowego uniwersum. Realizatorom udało się ukazać intymny wymiar greckiego mitu o Atrydach i ożywić antyczną ideę teatru wspólnoty - teatru jednoczącego aktorów i widzów w swoistym misterium unaoczniającym tragizm losu ludzkiego.

Ten 90-minuowy obrzęd odbywa się w przestrzeni zainspirowanej architekturą sceny starożytnego teatru greckiego. Centralnym miejscem akcji jest tu podest z desek. Oddzielony od niego szerokim kanałem wąski pas proscenium pokrywa warstwa ziemi. Spod sceny wyjdzie Chór ożałobionych kobiet - Erynii?, a potem - Orestes. A więc stamtąd, z podziemia, emanuje pamięć o skrytobójczym mordzie dokonanym na Agamemnonie. Horyzont zamyka - czasami - ruchoma, bielona, chropowata ściana z trzema blaszanymi wrotami. W to wszystko, na zasadzie surrealistycznego anachronizmu, wkomponowano szkielet żelaznego łóżka, kilka drewnianych krzeseł, jakiś stół, miednice z piaskiem? prochami? zapalone znicze i... dzisiejszą łazienkową wannę - symbol śmierci króla Agamemnona zamordowanego w kąpieli, po powrocie z wojny trojańskiej, przez żonę Klitajmestrę i jej kochanka Egistosa. Rytualna scenografia Małgorzaty Szczęśniak, prowokacyjnie obnażająca bebechy teatru, utrzymana jest w tonacji trzech świętych barw starożytnej Grecji - w czerni i bieli z akcentami purpury w strojach Klitajmestry i Egistosa, na koszuli Orestesa-matkobójcy, na śmiertelnym całunie pary królewskiej. Kolory żałoby, święta, ofiary, krwi, śmierci.

Chór tworzą mężczyźni w kapeluszach i garniturach oraz kobiety w chustkach i czarnych, zgrzebnych sukniach. Prości, zwyczajni ludzie, a nie koturnowe figury ze starożytnych amfor i hydrii. Takich wieśniaków znamy chociażby z filmu Grek Zorba. Elektra jest jedną z nich, ale wyróżnia się charyzmą. Reżyser pokazuje tę rolę w zbliżeniach twarzy. Danuta Stenka przypomina Irene Papas - posągowa czarna ikona o dzikim spojrzeniu i mocnym głosie. Urodzona tragiczka, idealnie pasująca do surowego krajobrazu antycznej tragedii. Ma rzadki dramatyczny dar emocjonalnej syntezy psychologiczno-obyczajowych motywacji czynów kreowanych bohaterek. Od kilkunastu lat obserwuję tę wychowankę studia aktorskiego przy gdańskim Teatrze Wybrzeże. Od jej brawurowych szczecińskich początków w Teatrze Współczesnym Ryszarda Majora (Abigail w "Czarownicach z Salem" Millera, Paulinka w "Białym małżeństwie" Różewicza). Śledząc karierę Danuty Stenki, raduję się, że patrzę na rozwój wybitnej indywidualności twórczej i na rozkwit pięknej kobiety. I tylko mi żal, iż tej znakomitej Ibsenowskiej Nory z telewizyjnego spektaklu Izabelli Cywińskiej Warszawa nie rozpieszcza prestiżowymi propozycjami godnymi jej talentu. Takimi właśnie jak Elektra.

Elektra w wykonaniu Stenki jawi się jako ortodoksyjna kapłanka krwawego obrzędu. Głosi religię zemsty, tę religię, której wyznawcy żyją dziś w Irlandii, Bośni, Czeczenii, a która w Sofoklesowej tragedii pchnie Orestesa - brata Elektry, ukochanego wręcz po macierzyńsku przez siostrę - do straszliwej zbrodni matkobójstwa. Mariusz Bonaszewski gra Orestesa w kontekście swej neurastenicznej roli Hamleta sprzed kilku lat, kreowanej wciąż jeszcze na tej samej scenie. W spektaklu Warlikowskiego syn Agamemnona, targany podobnymi problemami co książę duński, wydaje się bardziej powściągliwy, wyciszony i otwarty od Szekspirowskiego bohatera. Zdeterminowany imperatywem sprawiedliwości szlachtuje matkę-mężobójczynię (zimna, kostyczna Jadwiga Jankowska-Cieślak) i uzurpatora Egistosa (Grzegorz Wons), mając poczucie ohydy i jałowości swego czynu. Trupy te zostaną rzucone na rzeźnicką deskę, przykrytą folią i ułożoną na wannie pamiętającej winę obojga zabitych. U stóp tego upiornego ołtarza siada Elektra, jak suka pilnująca złożonej na nim ofiary z Agamemnonowych morderców. Ta sekwencja to apogeum wspaniałego studium samotności, które Danuta Stenka przeprowadza konsekwentnie przez ekstremalnie wypunktowane meandry bólu, gniewu, rozpaczy, poniżenia, godności, miłości. Orestes-tułacz odchodzi. Znika też Chór kobiet. Dzięki wokalno-ruchowej dyscyplinie wykonawczyń (brawo! choreograf Wojciech Misiuro) ten Chór nie jest ornamentem, lecz bohaterem, intrygującym walorem przedstawienia. Aktorki pięknie intonują w języku oryginału strofy pieśni Sofoklesa jak tajemną modlitwę, jak dręczącą, obsesyjną myśl.

Majestatyczny, stylizowany, ale naturalny, a nie patetyczny styl gry aktorów oraz muzyka Pawła Mykietyna, pierwotna, magiczna, obecna w spektaklu na żywo, wzmocniona stukotem obcasów pląsających żałobnic - poddają inscenizacji Warlikowskiego ekstatyczny rytm, sprawiają, że tragiczny żywioł Elektry osacza nas, widzów, oszołamia niczym halucynogenny narkotyk.

Krzysztof Warlikowski powiedział kiedyś, że asystując Peterowi Brookowi nauczył się, iż prościej na ogół oznacza piękniej, lepiej, bardziej przejmująco. Warszawska Elektra (mająca gwoli recenzenckiej ścisłości i swoje mankamenty - np. wymamrotana pod nosem przez Małgorzatę Rudzką rola Chrysotemis) świadczy, że ta nauka nie poszła w las.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji