Artykuły

Innego Wyzwolenia nie będzie

Każda epoka ma takie "Wyzwolenie" na jakie zasługuje. Inscenizacja arcy-dramatu Wyspiańskiego, wystawiona na scenie Starego Teatru przez Mikołaja Grabowskiego, jest całkowicie pozbawiona patosu. Jest zwyczajna, wyszarzała, wypalona. Nie wzywa do czynu, nie budzi nadziei. Spektakl jest taki, jak świat, w którym powstał. Jego bohaterowie są tacy, jak my. To bynajmniej nie zarzut pod adresem reżysera. To tylko diagnoza. Aż diagnoza.

Dzisiejsza Polska opisana przez Wyspiańskiego-Grabowskiego jest nijaka. Maski, z którymi rozmawia Konrad w II akcie to zwykli współcześni ludzie z ulicy. Wypowiadają swoje kwestie, bo po to zostały napisane, widać jednak, że niczego od Konrada nie oczekują. Mówią bez przekonania - do niczego go nie namawiają, do niczego nie zniechęcają, niczego odeń nie żądają. Co najwyżej wznoszą się na poziom gazetowej publicystyki, do której ani mówiący, ani słuchający, nie przywiązuje żadnej wagi. Dzisiejsza Polska w tyin spektaklu bywa także wręcz śmieszna. Śmiech budzą próbujące pielęgnować dawne polskie tradycje postaci Kołyszą i Karmazyna (Krzysztof Globisz i Jan Peszek). Śmieszny jest Kaznodzieja (Mieczysław Grąbka), nowoczesny "oazowy" ksiądz z gitarą.

Także Konrad (Oskar Hamerski) jest częścią tego świata. Jest taki, jak rzeczywistość, która powołała go do życia. Wie, że musi coś zrobić - w końcu jest Konradem samego Mickiewicza. Wie, że musi wypowiedzieć swoje kwestie - w końcu napisał go sam Wyspiański. Wypowiada więc przypisane mu słowa, podejmuje dyskusje, wykonuje przewidziane przez scenariusz działania, wszystko czyni jednak bez przekonania. Jest pozbawionym entuzjazmu sceptykiem. Spełnia swój sceniczny obowiązek, nie rozumiejąc, czego się od niego oczekuje. Nie widzi sensu w swej roli, w zadaniu, jakie postawiono mu do wypełnienia. Wie, że to wszystko to "tylko udanie".

W "Wyzwoleniu" Mikołaja Grabowskiego pobrzmiewają (nie wiem na ile intencjona-nie) echa "Wesela". To opowieść o polskiej niemocy. Ba, nawet o niechęci do działania. Świat jest taki jaki jest, wszyscy zdają sobie z tego sprawę, ale nikt nie ma ochoty go zmieniać. Co najwyżej, w chwili entuzjazmu, zdobędzie się na kilka rytualnych słów czy gestów. Dla spokoju sumienia.

Dlatego w inscenizacji Grabowskiego szczególnie gorzko brzmią - zawsze gorzkie -słowa Starego Aktora. "Mój ojciec był bohater, a my jesteśmy nikt". Wypowiada je w tym spektaklu Jerzy Trela, co jeszcze pogłębia ich przygnębiającą wymowę. Bo to właśnie Trela był Konradem - wizjonerem, buntownikiem i przywódcą-w inscenizacji, którą wystawił na tej samej scenie Konrad Swinarski. Przed 30 laty, w innym czasie, w innym świecie. Świecie, który, wbrew pozorom, żył jeszcze ideami i ideałami, który trwał w bezruchu, ale już zaczynał budzić się do życia.

Dzisiejsza Polska, opisana przez Miotają Grabowskiego, nie potrzebuje Konrada, nie potrzebuje Wyzwolenia. Nie chce go, nie oczekuje. Nie oczekuje niczego. Wymowę tego przedstawienia doskonale oddaje (lekko tylko zmodyfikowana) "Piosenka o końcu świata", napisana przed ponad półwieczem przez Czesława Miłosza. "Tylko siwy staruszek/ który byłby prorokiem/ ale nie jest prorokiem/ bo ma inne zajęcie/ powiada przewiązując pomidory/ innego Wyzwolenia nie będzie/ Innego Wyzwolenia nie będzie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji