Artykuły

Kieszonkowa neuroza

"Efekt" Lucy Prebble w reżyserii Agnieszki Glińskiej w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Agata Tomasiewicz w serwisie Teatr dla Was.

Rok 1963. Sylvia Plath szykuje śniadanie dla swoich dzieci, upycha ręczniki w szparach drzwi, po czym odkręca gaz i kładzie głowę w piekarniku. Jej mąż, Ted Hughes, podobno poważny kandydat do literackiego Nobla, zbiera najważniejsze nagrody i tytuły za twórczość poetycką, lecz prawdziwa sława owionie dopiero amerykańską "Lady Łazarz". Rok 1999. Cierpiąca na zaburzenie afektywne dwubiegunowe Sarah Kane wiesza się na sznurowadle w londyńskim szpitalu King's College. Jej sztuki grane są po dziś dzień, choć nowy brutalizm zmarł błyskawiczną śmiercią naturalną. W 1994 roku strzela do siebie Kurt Cobain (choć w fanowskich kręgach rozejdzie się fama, że to było morderstwo, że przecież bogom obce jest samounicestwienie...) .

Nie twierdzę, że talent tych ludzi wyrósł wyłącznie na toksycznym nawozie zaburzeń psychicznych, a jedynym gwarantem nieśmiertelności jest choroba. Nie da się jednak ukryć, że każda aberracja to szczególna właściwość wzbudzająca niezdrowe zainteresowanie. Coś każe nam wierzyć, nawet wbrew rozumowi, że w chorobie psychicznej zawiera się jakaś metafizyka, zdolność odbierania boskich sygnałów, które ujawnią się później w płodach twórczych. Zapewne spora część naszych znajomych przetoczyła się przez gabinety specjalistów, chciałoby się więc rzec, że konsultacja psychiatryczna od dawna nie nosi już znamion misterium. A jednak równanie zawierające wartości "twórczość" i "choroba" zawsze sprzyja pewnej fascynacji. Depresja jako choroba cywilizacyjna wydaje się być najbardziej oswojona, choć nie przestaje jednak interesować twórców różnej maści. Właśnie z tego dysonansu wyrasta sztuka Lucy Prebble. Chce się wierzyć, że człowiek jest czymś więcej niż wypadkową chemicznych procesów zachodzących w mózgu, golemem pozbawionym "duszy rozumiejącej", a zachowania nie są dyktowane wyłącznie wdrukowaną genetyczną instrukcją. Jak powie doktor Rauschen do swojej towarzyszki: "ty nie chcesz, żeby depresję można było leczyć. Chcesz, żeby była wielka i tragiczna". Tu rysuje się główny konflikt "Efektu"; kluczowe jest wyrażenie niezgody wobec odkrycia, że farmakologia może trzymać w karbach splątaną psychikę - a farmakologię trzyma zaś w karbach marketing. Za każdą etiologią stoją przecież indywidualne historie.

Inscenizacja zostaje wzniesiona na dwóch fundamentach. Jednym z nich jest wątek doktora Rauschena i doktor James, których, oprócz zainteresowań zawodowych, łączy dawna relacja romantyczna. W tym przypadku sprawy afektów schodzą jednak na dalszy plan, ustępując pola kolizji ideowej. Chłodna, choć maskująca zawiedzione uczucia James w wykonaniu Dominiki Ostałowskiej walczy z tyranią marketingu psychofarmakologicznego. Mechanizmów zapadalności na depresję nie da się sprowadzić do kilku statystyk. W poglądach doktor można dopatrzeć się próby obrony godności i indywidualności pacjentów, znaną choćby z monografii profesora Antoniego Kępińskiego. Krzysztof Stroiński nie radzi sobie w roli pragmatycznego Rauschena. Czasami całe partie wypowiadanego tekstu są trudne do zrozumienia. Aktor szatkuje zdania, co ma pozorować naturalność wypowiedzi. Rwany tok, jak się można domyślić, ma odwzorować gorączkowość mowy, czyni jednak wypowiedzi niechlujnymi. O ile dyskusje na temat etyki zawodu lekarza wybrzmiewają całkiem przekonująco, o tyle kompletnie nie przemawiają te momenty, kiedy postacie kierują tor dyskusji na sprawy cokolwiek bardziej intymne. Nie jest to jednak koronny zarzut, gdyż za romantyczne zaplecze spektaklu odpowiada pozostała dwójka bohaterów.

Tak, węzłowy konflikt skupia się w relacji Mai i Tristana, pary zdrowych ochotników testujących lek przeciwdepresyjny z koncernu Rauschena. Łukasz Simlat tworzy świetną kreację podszytą niegroźnym cwaniactwem i luzem, lecz dzielnie sekunduje mu Agnieszka Pawełkiewicz w roli bystrej, pełnej ikry, choć nieco cynicznej studentki psychologii. Romans rodzi się w szczególnych okolicznościach - zamiast podwórkowego rytuału braterstwa krwi, w sali szpitalnej bohaterowie zawierają, co zabrzmi kuriozalnie, "braterstwo moczu" - Tristan przykłada do twarzy pudełeczko z uryną dziewczyny. To, co zaczyna się wywróconym na opak "flirtem", prawie kpiną, przeradza się w burzliwy romans. Intensywna relacja wydobędzie z bohaterów rysy, których nie byli wcześniej świadomi. Maja, niezależna studentka, podkpiwa z poglądów Tristana. Kiedy zaszaleją hormony, sama wygłosi ckliwy komunał o dostrzeganiu świata w metrze kwadratowym szpitalnych kafelków. Chemia sfiksuje, nie wiemy już, czy podkręcona antydepresantami czy obecnością samego obiektu pożądania. Grunt, że dwójka obcych ludzi zmieni się w przedstawicieli najbardziej infantylnego gatunku świata - zakochanych.

Wyizolowaliśmy najważniejszy temat "Efektu". Nierozstrzygalna pozostaje kwestia, czy miłość jest tylko grą hormonów, czy może narodzić się między każdym, o ile zapewni się konkretne warunki do jej rozwoju. Niestety, spora część scen dłuży się i nudzi... Statyczna wymiana poglądów przeważa nad akcją. Jest jedynie parę chwil, kiedy świat sceniczny zostaje wprawiony w ruch. Choćby w czasie eskapady Mai i Tristana do starego szpitala psychiatrycznego. Studentka cytuje podręcznikowe mądrości o śmiechu będącym znakiem podporządkowania względem rozmówcy. Potencjalne wywody o kobiecej opresji zostają skutecznie zahamowane przez grepsy Tristana. Niedługo później Maja dostrzeże Wszechświat w przykurzonej mozaice, a w odpowiednim czasie hossa dopaminy zmieni testerów w nienasyconych kochanków. To właśnie scena rozmowy w opuszczonym budynku odkryje wywrotową prawdę o bohaterach - wrażliwość Tristana maskowaną przez sztubacki żart oraz wrażliwość Mai, odrobinę dla niej wstydliwą. Bohaterowie połączą się w tańcu. Nieco ironicznie w kontekście tematyki spektaklu zabrzmi "My loneliness is killing me..." z hitu Britney Spears, które przerodzi się w zadziorne "I want it all" Queen. Wiemy już, że badani są w stanie przekroczyć wszelkie granice. Zostaną złajani za niesubordynację niczym małe dzieci - ale to największe ryzyko, jakie można podjąć w tym hermetycznie zamkniętym świecie. Prawdziwe problemy zaczną się, gdy Tristan dozna okresowego zaniku pamięci, a Maja będzie musiała rozważyć odejście od dotychczasowego partnera.

Niestety, są to nieliczne momenty, kiedy w spektaklu naprawdę się coś dzieje. "Efekt" jest przegadany. Dobrze, że sceny poświęcone Mai i Tristanowi przeplatają się równomiernie ze scenami dysput specjalistów. Rytm rozbijają jednak długie monologi - przykładowo zbędny wykład Rauschena poświęcony zdobyczom psychiatrii (co w istocie stanowi kryptoreklamę fikcyjnego koncernu). Brakuje sond umożliwiających zbadanie wnętrza bohaterów, częściej są to pogadanki, trochę ex cathedra, a trochę przedstawiające środowisko lekarzy w krzywym zwierciadle. Same środki inscenizacyjne również nie przynoszą odkrywczych rozwiązań. Głównym zabiegiem są ekrany, na których wyświetlają się dawki przyjmowanych leków i inne parametry. Raz na projektorze zostaje ukazana zagadkowa rozmowa bohaterów, rzucająca nowe, wyjątkowo intymne światło na zaburzenia depresyjne.

Spektakl wyjątkowo prosi się o zagranie go na kameralnej scenie, skoro właściwie cały dramaturgiczny układ napędowy tkwi w subtelnych interakcjach między ludźmi. "Efekt" jest historią chwilowo niwelującą rozmaite napięcia. Taki teatralny prozac, niosący refleksję, że wszystko w jakimś stopniu odbiega od normatywnego obrazu. Norma jest sztywna i częściowo abstrakcyjna; musi zostać podważona tam, gdzie ma się narodzić nowa jakość. Być może taką radę należy udzielić reżyserce w kontekście jej najnowszej premiery - mniej zachowawczości, więcej dopaminy! Inscenizacja trzyma poziom - jak to u Glińskiej - lecz zbyt często nie udaje się utrzymać równego tempa. Powiedzmy zatem, że "Efekt" zawiera się w normie; wszystko zostaje ześrodkowane, wypoziomowane, ugrzecznione. Najzwyczajniej w porządku. A porządkowi niedaleko już do nudy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji