Solo na dwa głosy
Mowa tu o angielskim bestsellerze teatralnym Toma Kempińskiego, który zdobył już m.in. serca widzów Londynu i Broadwayu, a teraz zainteresował podobno filmowców z Hollywood. Sztuka nazywa się "Duet for One", a nasze tłumaczki - Zofia Chądzyńska Mira Michałowska opatrzyły ją równie intrygującym tytułem "Solo na dwa głosy". Realizacją tego tekstu zainteresowała się u nas poznańska Scena na Piętrze zachęcona do tego przez Edwarda Dziewońskiego. Teraz Estrada Poznańska zaoferowała nam to przedstawienie w Warszawie, na scenie Teatru Żydowskiego.
Zarówno angielski tytuł oryginału, jak i jego polska transkrypcja sprawiały wrażenie jakby chodziło tu o zwykłą grę słów i co za tym idzie, o jakąś formalną zabawę teatralną. Aktorski i reżyserski udział Dziewońskiego w przedstawieniu umacniał tylko w takich przypuszczeniach. Nic z tego. Owszem, sztuka jest błyskotliwie napisana (inną Dziewoński nigdy by się pewnie nie zainteresował), ma nawet pogodniejsze akcenty, ale komedią nie jest. Przeciwnie, to dramat psychologiczny o walce lekarza psychiatry z głęboką depresją psychiczną młodej skrzypaczki, dotkniętej nieuleczalną chorobą.
Kempiński przeniósł na scenę problem ważny i zajmujący. Choroby nigdy nie oszczędzały ludzkości, a i dzisiaj rujnują niejedno życie, często bardzo jeszcze młode. Myślę tu także o tzw. chorobach zawodowych, które potrafią odebrać ofierze możliwość dalszej aktywności twórczej w swoim fachu. I co robić dalej w takiej sytuacji, jak znieść wówczas myśl o przyszłej egzystencji, jak ułożyć sobie życie? Oto pytania, które stawia w swojej sztuce Kempiński i na które próbuje odpowiedzieć w dialogu scenicznym skrzypaczki z psychoanalitykiem. A Kempinskiemu można wierzyć, bo odwołuje się nie tylko do autentycznego przypadku, ale również do własnego doświadczenia.
W roli psychologa wychodzi na scenę sam Edward Dziewoński. Zadaje pacjentce dziesiątki zobiektywizowanych pytań, szpera w jej podświadomości, pobudza ją, drażni, dręczy. Stara się odnaleźć w niej te ukryte wartości i zainteresowania życiowe, które można by teraz wydobyć i rozwinąć w jej nowej, inwalidzkiej sytuacji życiowej. Nie jest to może rola dla Dziewońskiego jakiego znamy ze sceny komediowej. Znacznie ogranicza i te wrodzone i te wypracowane przez lata środki wyrazu aktora, tak dobrze znane, lubiane, oczekiwane zawsze przez jego wierną widownię. Ale jest to rola dla Dziewońskiego w jego własnym przedstawieniu. Jako psychoanalityk "w akcji" ma on bowiem możliwość nieustannego reżyserowania sytuacji scenicznych, których główną bohaterką pozostaje jednak nieuleczalnie chora pacjentka.
Gra ją Grażyna Barszczewska. angażując w tę rolę kawał bogatego już warsztatu aktorskiego. Ma w przedstawieniu wiele popisowych sytuacji dramatycznych, udaje się jej roztoczyć przed widzem bogaty wachlarz wewnętrznych przeżyć osoby załamanej psychicznie. Różnie bywa z jej wiarygodnością, ale muszę przyznać, że nie oglądałem dotąd tej zdolnej aktorki w tak dużej, tak efektownej i tak solidnie przygotowanej roli teatralnej.