Byłby to wyciskacz łez...
Depresje są stanami, w których człowiek dotyka śmierci. Wtedy wszystko zmienia znaki i barwy. Łaknienie życia staje się potężniejsze: pragniemy się ratować. Musimy zwierzyć komuś swoje tajemnice, żeby pomógł nam dalej żyć. Czasami trzeba zejść ze szczytów powodzenia i sławy na dno upokorzenia i bólu. Z takich szczytów schodzi któregoś dnia Stefania Miller, światowej stawy skrzypaczka, bohaterka sztuki Toma Kempińskiego "Solo na dwa głosy", dotknięta śmiertelną chorobą, na skutek czego popadła w silną depresję.
W sytuacjach ekstremalnych człowiek chwyta się wszelkich możliwości. Nie waha się przed takimi, które go psychicznie obnażą, odsłonią i w potocznym pojęciu "poniżą". Przyzwyczajenie jednak do życia zdrowego i do norm, które to życie narzuca, jest tak silne, że kiedy człowiek zagrożony styka się np. z psychoanalitykiem i musi się przed nim odsłonić, wywiązuje się konflikt. Konieczność odkrycia przed kimś najbardziej osobistych tajemnic wywołuje w pacjencie opór, a uzdrawiającego także prowokuje do walki z pacjentem, z nim - o jego zdrowie, a niekiedy o przeżycie.
Stan tej walki, jej przebieg oddaje doskonale sztuka angielskiego autora, która odniosła światowy sukces. Grażyna Barszczewska gra w taki sposób, że można odczuć w pełni grozę odchodzenia. Swą grą czyni w pełni wiarygodnym przejmujący dramat podwójnego umierania: dosłownie - biologicznego i psychicznego, kiedy bohaterka traci swój podstawowy cel, możność gry na skrzypcach. Jest to rola, która dźwiga całą te dwuosobową sztukę, choć Edward Dziewoński w roli psychoanalityka celnie jej sekunduje. Dramat umierania jest zawsze dramatem solowym, dni, druga strona może jedynie go łagodzić, opóźniając czasami odejście. Na tym balansowaniu pomiędzy życiem a śmiercią została rozpisana dramaturgia spektaklu.
Temat dla sztuki w pewnym sensie efektowny: dramatyzm mieści się w samym zjawisku podwójnego umierania. I byłby to może typowy wyciskacz łez, gdyby nie fakt, że przedstawiona w sztuce historia zdarzyła się naprawdę, a jej bohaterka jeszcze żyje, udzielając lekcji gry na umiłowanym instrumencie. Zwalczyła ten pierwszy, psychiczny rodzaj umierania. Mamy więc jeszcze wątek edukacyjny - jak należy żyć w starciu ze śmiercią. W sztuce jest to jasno powiedziane, że należy znaleźć inny cel, na miarę nowej życiowej sytuacji. Wówczas odległość między życiem a umieraniem nieco się powiększy. Sztuka żywi się życiem, my zaś czerpiemy z niego naukę, przetworzoną przez sztukę.