Artykuły

Postać - nie bohater

"Narodziny Fryderyka Demuth" Macieja Wojtyszki w reżyserii autora w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Maciej Stroiński na blogu teatr jest cute.

Ja cię smolę, Marks w Słowaku. WE SŁOWAKU. XIX wiek - w porządku, KONWENIUJE, ale gdzie jest "drobnym druczkiem"? No bo nie da się Karola Marksa z Teatrem imienia Juliusza Słowackiego spiknąć bezkosztowo. Wspólne mają tylko to stulecie przeddwudzieste, a co do reszty, to trzeba dopiero ustalić wspólną wersję wydarzeń, trzeba się dogadać, trzeba, żeby ktoś ustąpił. To Słowak robi przedstawienie o Marksie, nie Marks o Słowaku, więc się domyślacie, po czyjemu będzie.

Klientami Słowackiego są LUDZIE NA POZIOMIE, haute bourgeoisie, z ambicją, ze środkami. Marks takich doceniał, bo to dzięki nim skończył się feudalizm, i z serca im wróżył, że sami się skończą. Awansowali, a teraz by chcieli wykasować awans - że go wcale NIE BYŁO i NIE BĘDZIE. Nie fair, prawda? Ale nie szkodzi, to się zemści samo. W sprawie burżuazji Marks był trzeźwym czarnowidzem. Źle im w sumie życzył, to co oni mają sobie o nim myśleć?

Artystom Słowaka ciężko byłoby dopieścić swoich wiernych widzów i im wieczorkiem wykazać, że kumpel Engelsa nie zmienił historii. Jego nie da się ODWOŁAĆ. Ale klient płaci i klient wymaga. To może zagłaskać? Ten Marks mógł być przecież sierotą życiową, mógł się dawać utrzymywać, robić boki żonie, spłodzić dziecko z kuchtą i je także skazać na cudzy garnuszek; mógł być fanem frenologii; mógł był napadać na wyzysk, a żyć z jego plonów (manchesterski kapitał Engelsów). Tak w ogóle to był nasz, dobry bourgeois, tyle że się miotał. Uff, to chociaż tyle. Te trzy słowa do ojca prowadzącego mają w Słowackim tytuł "Narodziny Fryderyka Demuth". Dostaje się też Heglowi za myślenie dialektyczne. Pocieszna jest ta "wielka obśmiechujka" poprzez symulację bełkotu. To jak przedszkolaki, gdy chcą przedrzeźniać dorosłych. Śmiesznie się składa, że to właśnie Hegel już w XIX wieku napisał recenzję z "Fryderyka Demuth" i jego zmyślnych rozpoznań:

"Psychologowie tacy żerują głównie na życiu prywatnym wielkich postaci historycznych i na tym, co ich charakteryzuje jako ludzi prywatnych. Każdy człowiek musi jeść, pić, ma przyjaciół i znajomych, podlega uczuciom i chwilowym porywom. Dla kamerdynera nikt nie jest bohaterem, mówi znane przysłowie, które uzupełniłem w ten sposób (a Goethe powtórzył to w dziesięć lat później), że nie dlatego, by ten nie był bohaterem, lecz dlatego, iż tamten jest kamerdynerem. Wszak on to ściąga bohaterowi buty, ściele mu łóżko, zna jego predylekcję do szampana itd. Osobistości historyczne, obsługiwane w dziejopisarstwie przez takich psychologicznych kamerdynerów, niedobrze na tym wychodzą; ściągają ich oni z wyżyn, sprowadzają do poziomu, a nawet o parę szczebli poniżej poziomu moralnego owych przenikliwych znawców ludzkiej duszy" (wstęp do "Wykładów z filozofii dziejów", tłum. Janusz Grabowski i Adam Landman).

Takie tam odbrązawianie przez obsmarowanie. Niektórzy odbrązownicy jednak LUBIĄ BRĄZ, a od bohaterów wolą postaci. Reżyser powiada, że "fascynują go porażki ludzi zdolnych" ("Teatr" 2007, nr 12). W programie do "Narodzin" zapewnia, że scenariusz nie zmyśla, a wie to na pewno, bo go sam napisał. Na przykład Marksowie wielbili Szekspira i też tak słyszałem. Ale fakty faktami, liczy się INTENCJA. Każdego wolno maglować, takie magla słodkie prawo. Nawet REKONSTRUKCJE historyczne mają w sobie coś z PRZECIWhistorii. Hegel chyba przeczuł kulturę celebów. "Koniec historii", czas "ostatnich ludzi", to era kamerdynera, gdzie uwagę się zdobywa za cenę żenady, gdzie gwiazdy są nie do podziwiania, tylko do czucia się od nich lepszym.

Przejdźmy do opakowania, ponieważ z tym lepiej. Scenografia Justyny Łagowskiej, która umie zaprojektować minimal nie będący biedą, tylko minimalem. Jest schludnie i na temat. Po przerwie nowy aranż i dużo więcej się zmieniło na tych ścianach niż w wykonie. Stroje niewspółczesne, ÓWCZESNE, ale tak "domyślne", że nikt się nie przyznał, że je obstalował, jakby same się nawinęły, po prostu found footage. Nie ma się co wstydzić, ciuszki są ok. Z epoki jest również rusztowanie męskiej twarzy: broda. Wygląda dość fresh, prawie jak z dzisiejszej estetyki lumber. Najśliczniej prezentuje się Krzysztof Piątkowski, bo ma jeszcze okulary i twarz, pomimo zarostu, chłopca, i mógłby grać dziecko, gdyby nie najęto "zawodowych" dzieci. Casting złożony z pełnosprawnych aktorów rasy białej.

Spektakl w temperaturze pokojowej. Nic by mu nie było, gdyby go wystawić trzydzieści lat temu. No ja wiem, dobra sztuka nie butwieje, to jednak loteria, bo się może NIE OKAZAĆ. Morał przedstawienia taki, że ci bohaterowie i te ich marzenia o równości to było dawno i nieprawda.

**

NARODZINY FRYDERYKA DEMUTH, Teatr imienia Juliusza Słowaka w Krakowie, scenariusz i reżyseria Maciej Wojtyszko, dizajn Justyna Łagowska, muzyka Bolesław Rawski, grają Karolina Kamińska, Dominika Bednarczyk, Marcin Sianko, Grzegorz Mielczarek, Krzysztof Piątkowski & niezidentyfikowane dzieci ludzkie. Byłem 17 marca 2015.

teatrjestcute.pl

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji