FRANK V - OPERA D'UNE BANQUE PRIVEE (fragm.)
...Francuska prapremiera "Franka V" Durrenmatta odbyła się równo pół roku po prapremierze polskiej. Ale nie tylko chronologicznie Warszawa wyprzedziła Paryż. "Frank V" jest drugą paryską premierą Durrenmatta po "Wizycie starszej pani", która zresztą była, zdaje się, bardziej sukcesem "uznaniowym" niż publicznym. W Warszawie Durrenmatt ma swój teatr, który w oparciu o jego sztuki wyrobił sobie własną formułę artystyczną. Wprowadzone przez Teatr Dramatyczny sztuki jego od lat rozchodzą się w Polsce, powielane na scenach teatrów prowincjonalnych. Jest nie tylko jednym z częściej grywanych współczesnych autorów obcych, ale również jednym z najchętniej oglądanych przez polską publiczność. Durrenmatt ma, jak zwykło się mówić, swoją recepcję w Polsce. Otóż we Francji Durrenmatt jest tylko jednym z wielu autorów obcych. Ani najważniejszym (czy w Paryżu obcy autor może stać się w ogóle "najważniejszy"?), ani nawet popularnym, czy poszukiwanym. Byłem na prapremierze "Franka V" w Theatre de 1'Atelier. Tu ówdzie świeciły na widowni puste miejsca. Nie było atmosfery wydarzenia kulturalnego, jaka towarzyszy każdej premierze Durrenmatta w Polsce. To było jedno z wielu przedstawień w Paryżu! "Frank V" wystawiony został w reżyserii Andre Barsacqa, z napisaną do tekstu oryginalnego muzyką Paula Burkharda. Narzucają się porównania z inscenizacją warszawską. Scenografia Starowieyskiej i Swinarskiego była twórczym elementem, określającym wynalazczo styl przedstawienia. Scenografia Jacques Le Marquet'a jest bezstylowa, nijaka, tanio konfekcyjna, bez koncepcji. Gdybym się nie bał posądzenia o szowinizm, powiedziałbym - prowincjonalna. W odróżnieniu od lśniącego wielkomiejskim splendorem banku Franka V w Teatrze Dramatycznym, bank Marquet'a jest prowincjonalny, spauperyzowany, zeszmaciały. Scenografowi w niewłaściwym momencie przypomniała się "Opera za trzy grosze". Tam stylizowane ubóstwo miało swoją określoną funkcję - reklamową. Swoisty purytanizm zakładu dobroczynności publicznej. Bank świecący tandetą i ubóstwem nie może budzić zaufania klientów. Zwłaszcza bank gangsterski powinien zachować pozór wysilonej solidności, dostatku, precyzyjnego funkcjonowania. Nie rozumie tego scenograf francuski. Scenografia i kostiumy są nie tylko złe, ale i mylące.
Przedstawienie francuskie jest rzeczywiście operą, czego nie można powiedzieć o inscenizacji warszawskiej, gdzie wstawki wokalno-muzyczne pojawiają się na zasadzie cytatu. Reżyser zaangażował do roli Friedy Furst pieśniarkę kabaretową, Catherine Sauvage. Jean-Roger Caussimon jako Frank V śpiewa arie operowe w wielkim stylu, prawie na serio. Wiele sekwencji dialogowych, które w Teatrze Dramatycznym traktowano konwersacyjnie, tutaj rozgrywa się jako par excellence operowy duet. Ma to konsekwencje dla stylu całości. Parodia staje się jednowarstwowa, polega na kontraście "gangsterskiej" treści i wzniosłego gestu. Ginie druga warstwa parodii, na której efekt liczył zapewne Durrenmatt, inspirując się wzorem "Opery za trzy grosze". Otóż u Brechta parodia dotyczy nie tylko gestu życiowego postaci, ale również ich gestu operowego. Brecht mówił, że aktor w "Operze za trzy grosze" nie tylko śpiewa, ale również "gra" postać śpiewającą. Krytyczna postawa wobec postaci była w teatrze Brechta jednocześnie krytyczną postawą wobec opery jako gatunku.
Reżyser francuski rezygnuje z tej możliwości. Upraszcza w pewnym sensie partyturę Durrenmatta, ale też i rezygnuje z tkwiących w niej finezji stylistycznych."Jednowarstwowa" parodia sprawdza się artystycznie tylko w niektórych rolach, np. w roli Franka V czy Prezydenta. Natomiast zawodzi jako efekt artystyczny w roli np. Friedy Furst, gdzie kontrast postaci i songu śpiewanego "na serio" nie jest oczywisty. Staje się to przyczyną pęknięcia stylistycznego spektaklu, którego formuła stylistyczna okazuje się zbyt mało uniwersalna, nie ogarniająca całości.
Kluczową dla rozumienia sztuki postać Ottylii Frank gra Tania Balachova. Jest do końca figurą z opery, a nie z moralitetu. Finałowa rozmowa z Prezydentem zmienia się w lekki i dowcipny duet operowy.
Francuzi potraktowali Durrenmatta lżej i mniej zobowiązująca od naszych inscenizatorów. Widzą w nim nie tyle krytyka społeczeństwa burżuazyjnego, ile krotochwilnego animatora teatralnej zabawy. Pod względem precyzji poszczególnych arrangements przedstawieniu francuskiemu daleko do błyskotliwych rozwiązań sytuacyjnych, wprowadzonych przez Swinarskiego. Scena pogrzebu jest w Theatre de 1'Atelier prymitywem w porównaniu ze znakomitą sekwencją, jaką daje widzowi Teatr Dramatyczny...