Buhaje i motyle
Po znakomitych "Prezydentkach" Grzegorz Wiśniewski wystawił w warszawskim Teatrze Powszechnym "Białe małżeństwo" - spektakl o seksualnej odmienności i nieśmiałości. Czy w czasach, gdy - wydawałoby się - wszystkie erotyczne tabu zostały przekroczone, a tym bardziej po polskich premierach Sarah Kane, rozmowa o problemach płci, odwołująca się pośrednio do Mickiewicza i Fredry, co uczynił Różewicz, ma sens?
Z pewnością tak, i warto to robić, mimo że spektaklowi chwilami daleko do perfekcji. Nie dajmy się bowiem zwariować: nawet w dobie reality show pojęcie dziewictwa i seksualnej inicjacji zachowały swoje znaczenie. Sukces Rozmaitości nie oznacza, że jego bywalcy wiodą życie "Oczyszczonych" Warlikowskiego. Chcą ich poznać i zrozumieć, ale mają własne problemy. Ich źródłem może być pokutujący do dziś, fałszywie rozumiany polski romantyzm, i obyczajowe zakłamanie Polaków, które obnażali Zapolska, Gombrowicz. Różewicz pamięta o tym i właśnie dlatego zachęca do intymnych przemyśleń o rozdarciu wynikającym ze sprzeczności między społecznymi konwencjami a zwierzęcą naturą człowieka. To piekło przeżywają siostry Bianka (Anna Moskal) i Paulina (Paulina Holtz). Z jednej strony rodzina kładzie im do głowy bajki o motylkach, recytuje wzniosłe wiersze; z drugiej - Ojciec (Cezary Żak) ugania się za kucharką (Maria Robaszkiewicz), Matka (Ewa Dałkowska) brzydzi się jego erotycznego rozbuchania, a Dziadek (Stanisław Brudny) obleśnie klepie wnuczki po pupie. Różewicz, a wraz z nim Wiśniewski, pokazuje, że dobrze w męskim świecie może się czuć tylko ktoś taki jak Ciotka (Joanna Żółkowska), która bez kompleksów rozchyla uda przed każdym mężczyzną i potrafi czerpać z tego satysfakcję. Podobnie naturę damsko-męskich związków zaczyna rozumieć Paulina. "Kiedy proszą cię o rękę, tak naprawdę chodzi im o dupę" - tłumaczy siostrze jędrnym tekstem i odbija jej przed ślubem narzeczonego Beniamina.
Wiśniewski dobrze wyraził Różewiczowską rodzajowość. Głównym rekwizytem grzybobrania uczynił sromotnika bezwstydnika o fallicznych kształtach. Starał się też znaleźć własny klucz do wizyjnych scen dramatu. U Różewicza Ojciec biega po scenie z głową Byka, w Powszechnym w rytm tanga, na czele nagich dziewek, naciera na córkę, która zamiast czerwoną płachtą prowokuje go białym welonem. Dobry pomysł, choć wykonaniu daleko do perfekcji. Nie sprawdza się też scenografia Jana Kozikowskiego. Umieszczona na obrotówce sypialnia dziewcząt została otoczona półkolem luster. Daje to oniryczny efekt zwielokrotnionego odbicia, ale spycha aktorów na proscenium. Brakuje przestrzeni do gry, jak na dłoni widać jej rwany rytm, dychawiczność niektórych dialogów. Może dlatego reżyserowi nie zawsze, kiedy trzeba, udaje się stworzyć mroczną, duszącą atmosferę. Idealnie wypada finałowa scena. Pokazuje, że ludzkie dramaty rozgrywają się nie tylko w szpitalach psychiatrycznych, ale zwyczajnie, w sypialni, za ścianą, na klatce obok. Oto Bianka po ślubie z Beniaminem ścina włosy i staje przed nim naga, drżąca. Wyrzeka się kobiecości, która była dla niej przekleństwem i powodem odrzucenia przez ojca, nie mieściła się w jej transseksualnej naturze. Ale zamiast brata ma przed sobą młodego buhaja. Nie tak dawno wyrażał swoje miłosne uczucia w podniosłych wierszach, teraz tylko czeka, by ściągnąć gacie i zapytać: "Czy jesteś gotowa?".