Stracone zachody miłości
Pierwsza szekspirowska sztuka w dorobku Agnieszki Glińskiej. Szacowny przekład Leona Ulricha brzmiał miejscami błyskotliwie, miejscami anachronicznie i niezrozumiale, a do scenicznego designe'u, stylizowanego na współczesny żurnal nie pasował kompletnie. Zdawać by się mogło, że nie treści i znaczenia dyktują tu zachowanie aktorów, lecz ich modnie skrojone wdzianka i owe ażurowe metalowe krzesełka, wciąż przestawiane w przestrzeni sceny. Mamy jednak świetną, temperamentną Iwonę Wszołkównę w roli Rozaliny z ciętym języku i Piotra Rękawika jako brawurowo dotrzymującego jej pola partnera Birona. Mamy Borysa Szyca z dezynwolturą odzwierciedlającego prostackiego osiłka Łepaka oraz obiecujący debiut Dominiki Kluźniak, świeżo upieczonej absolwentki wydziału aktorstwa Akademii Teatralnej, z prawdziwą fantazją uosabiającej Pazia Ćmę. Zaskakujący jest finał opowiadanej historii. Francuskie damy wyjeżdżają, dając zdecydowaną odprawę rozkochanym w nich młodzieńcom. Bez pozostawienia im cienia nadziei. Tak odmienne zakończenie wydaje mi się trochę nie fair wobec autora.