Wesele
Osiemdziesiąt lat mija od powstania dzieła, któremu nie tylko czas, ale i cała biblioteka polonistycznych analiz i interpretacji nie szkodzą, lecz jakby utrwalają je jako coś najbardziej naszego, własnego, swojego, należącego do kanonu literackiego i teatralnego narodowej kultury, więcej - narodowej świadomości.
Trzecia kolejna inscenizacja "Wesela" Wyspiańskiego skłania do porównań i analiz grupę specjalistów. Dla większości widzów jest tylko nieco inną formą tego samego przeżycia. Wielu zna na pamięć całe fragmenty dramatu, sytuacje, postaci. Pewne fragmenty dialogów, zwroty, słowa żyją przecież w naszej potocznej mowie.
"Wesele" zaprezentowane w Teatrze TV przez Jana Kulczyńskiego różni się w tym czy innym ujęciu od kiedyś oglądanych spektakli scenicznych, różni się od dynamicznego, wspaniałego filmu Wajdy, ale porusza w nas te same struny, tym samym odzywa się w nas echem. Ma formę pośrednią między formą sceniczną i formą ekranową. Jest telewizyjne.
"Wesele" może w istocie przedstawiać każdy zespół, albowiem to, co w dramacie jest najważniejsze, mniej zależy tu od formy, od reżysera i aktorów, więcej zależy od widza, od jego uczuciowej reakcji. Ale tak znakomita obsada aktorska, jaką zobaczyliśmy w poniedziałek, nieczęsto się zdarza. Więc trzeba choćby w koniecznym skrócie zanotować kilka nazwisk współtwórców telewizyjnego spektaklu. Oto panie: Anna Seniuk (Gospodyni), Jadwiga Jankowska (Rachel), Antonina Gordon-Górecka (Radczyni), panowie: Franciszek Pieczka (Czepiec), Jan Englert (Dziennikarz), Piotr Fronczewski (Pan Młody), Wojciech Pszoniak (Poeta), Zbigniew Zapasiewicz (Mosiek), Andrzej Szczepkowski (Wernyhora), Krzysztof Chamiec (Gospodarz) i tylu innych.
"Sami swoi", ale jacy!