Moje Wesele
NIE CHODZI tu o wesele moje, lecz "Wesele" Wyspiańskiego, które zresztą nie było weselem Wyspiańskiego, lecz Lucjana Rydla. Przymiotnik "moje" ma tu wyrażać mój osobisty stosunek do tego wielkiego dzieła.
Niedawno obejrzałam w TV spektakl "Wesela" zrobiony przez reżysera Kulczyńskiego. Potem sięgnęłam do starych skryptów.
Dawno temu, kiedy jeszcze Gorzowa nie nazywano metropolią, w Zielonej Córze przy ul. Sulechowskiej budowano wiadukt, a pod Głogowem dumę i na dzieję województwa zielonogórskiego - Hutę Miedzi, niejaka H. Ańska trudniła się pokątnie pisaniem szopek satyrycznych. Było to, jak sami widzicie, w czasach zamierzchłych i mało kto pamięta, nawet sama wyżej wymieniona.
W tej to epoce, Teatr zielonogórski wystawił "Wesele" Pana Młodego grał Tadeusz Bartkowiak, Gospodynię Danuta Ambroż, Radczynię Kaja Starzycka, Wernyhorę Cyryl Przybył, Marysię ówczesna piękność Daniela Zybalanka, Isię Ewa Pyra, Upiora Miłosz Roszkowski, Chochoła Henio Mikołajczak, Poetę Hilary Kurpanik - i tak dalej. Z tamtej obsady pozostało w Zielonej Górze zaledwie parę osób. Odeszli na zawsze Czesław Kordus i jego żona Barbara - Stańczyk i Haneczka. Włodzimierz Kaniowski grający Dziada, oraz Zdzisław Giżejewski, który w "Weselu" wystąpił, nie po raz pierwszy zresztą, w roli Księdza.
Przedstawienie reżyserował dyrektor Teatru Jerzy Hoffman, który sobie powierzył rolę Widma. Nasunęło mi to pomysł, aby na tekstach z "Wesela" rozegrać w noworocznej szopce postacie związane z teatrem: aktorki Haliny Lubicz, dyrektora Hoffmana i redaktora Bolesława Solińskiego, ówczesnego szefa "Nadodrza". Redaktor Soliński pisywał recenzje teatralne podpisując się "Ami".
Szopka wystawiona została w pachnącej jeszcze świeżym tynkiem piwnicy Wydawnictwa Prasowego przy Alei Niepodległości 25, dziennikarsko - aktorskimi siłami zjednoczonymi pod nazwą kabaretu "Hak", późnym wieczorem, po spektaklu w teatrze, bo tylko wtedy aktorzy mieli czas, Czepiec - Irek Karamon, Nos - Zdzisław Grudzień, Czesio Nogacki grający Staszka i Kubę oraz Waldek Kwasieborski - Kacper przybiegali nie zdążywszy nawet dobrze zmyć charakteryzacji. Po wstępnej kolędzie "Do szopki towarzysze, do szopki mesdames, messieurs", na scenkę wychodziły postacie oczywiście uosabiane przez aktorów.
Kiedy chór aniołów skomentował działalność LTK "potrzebny jest tu jakiś ruch i nowy duch, i nowy duch", zza kulis zaimprowizowanych przez Waldemara Jodkowskiego (także odszedł na zawsze), powoli wyłaniała się postać dyr. Hoffmana jako Widma: Dyr. Hoffman: Kto mnie wołał, czego
chciał?
Ubrałem się, w com ta miał,
wytężałem cały słuch,
żywię duch, żywię duch!
Chór: A któż to taki; o rany?
Dyr. Hoffman: Czyżbym państwu był
nieznany?
Chór: Tańcuj, tańczy cała
Szopka
A tyś co tu, za parobka?
Dyr. Hoffman: Rozhulaniec,
pędziwiatr...
Ale żem w tym mieście
wpadł
i lat siedzę coś ze sześć.
Chór: Miałbyś może chęć co
zjeść?
Dyr. Hoffman: Tak. Na jawie czy też we
śnie
mam "Apetyt na czereśnie".
Chór: Więc przyjemność
mamy z panem dyrektorem Jot
Hoffmanem?
Dyr. Hoffman: W teatru dwudziestolecie
sławny chcę być gdzieś
w powiecie.
Chór: Tańcuj, tańczy cała
szopka!
Dyr. Hoffman: Kajsi mi się zbyła
copka...
Na scenę wkraczał powoli red. Bolesław Soliński zastygając w bezruchu.
Chór: Nic nie słysy, ino
granie,
jakieś go chyciło
spanie.
Red. Soliński: Ale gdzie ta, ale
gdzie ta!
Chór: Pan poeta?
Red. Soliński: Tak, poeta.
Lecz na co dzień człek
realny
znany krytyk teatralny.
Chór: To jest Ami, to jest Ami,
tańcuj z nami, tańcuj z
nami... (i.t.d.)
W pewnej chwili wchodziła energicznym krokiem postać Haliny Lubicz:
H. Lubicz: Posuńta się trochę
chłopy
i ja tyż chcę do tej szopy.
Moje nazwisko Lubicz
Halina,
a w "Weselu" zaś
Klimina,
po wójcie wdowa.
Chór: Czy waćpani jest z
Krakowa?
H. Lubicz: Jam z Bronowic
gospodyni.
Ta z Krakowa, to
Radczyni. (patrzy na publiczność)
Som tu dziwki, niech
nie stoją!
Dalej wkoło, dalej
wkoło!
Chór: A toście skora kumosiu.
Gospodyni: Jużem nie jest panna
młoda
jak jaśminy i jagoda,
albo jak jaka malina...
Chór: Aleś Lubicz jest Halina..
(i.t.d.)
Występowało kilkadziesiąt postaci z zielonogórskiego świata i światka, śpiewających bardzo grzecznie, a mimo to, jak na tamte czasy, dość zadziornie. "Oj opowieści byłaby fura, ale nie przepuściłaby ich cenzura" - śpiewaliśmy na zakończenie. Tak to było.
Ale ja nie o szopce chciałam. Chciałam jedynie dodać mały obrazek do skromnych przecież obchodów tegorocznego Dnia Teatru oraz do przygotowań przed jubileuszem Teatru w Zielonej Górze. Wkrótce stuknie mu trzydziestka. Czas leci! Od prapremiery "Wesela", która odbyła się w Teatrze Miejskim w Krakowie w dniu 16 marca br. minęło 8o lat. Żart, jakiego się dopuściłam na Wielkim Dziele, niech mi zostanie wybaczony.
Ech, zbiera się człowiekowi czasem na wspomnienia...