Nóż... w brzuchu (fragm.)
Chciałem w tytule inaczej napisać, tak jak pisali futuryści, a mianowicie "nuż w bżuhu", ale bałem się, że uparte korektorki i tak mi poprawią ten dziwoląg. Wolałem więc zrezygnować. Tymczasem naprawdę powinienem był napisać tak, jak pisali ci, co głosząc absolutną wolność sztuki i goniąc za wszelkimi dziwactwami powiadali, że chcą (przepraszam) siusiać w różnych kolorach - rzecz bowiem będzie w równym stopniu dotyczyć dziwactw naszej nowoczesności, jak i tego, co niosą makabryczne, ale już pisane poprawnie słowa "nóż w brzuchu"....
Z góry, na sznurach zjeżdża coś na kształt nerek. Pół sceny na środku zajmuje olbrzymia ręka z palcami skierowanymi ku górze, a druga wielka ręka z rozczapierzonymi palcami zsuwa się z góry. Co to ma znaczyć? O,tego nikt nie wie. Ba,głośno nawet nie pytajmy: nie wypada nie wiedzieć. Po scenie rozrzucone są wielkie kamienie, na które każe się siadać aktorom w dziwacznych pozach, bądź wskakiwać na nie jak akrobatom. Dlaczego mają normalnie chodzić po scenie? Z góry też zjeżdżają w pewnym momencie jakieś rozbebeszone maszkary. I oczywiście mnóstwo mniej lub bardziej porwanych szmat, które również mają coś znaczyć, ale nikt nie wie co znaczą. Cała scena, przypominająca pieczarę czy dantejskie piekło tonie w inferalnej czerwieni i złocie. Tylko rozpalić ognisko i diabłów ogniem przypiekać. Czy tylko diabłów? Dostatecznie smażą się w tym ogniu "nowoczesności" aktorzy, smaży się sztuka, z której Józef Szajna wypalił wszystko, co w niej zrozumiałe, ludzkie, normalne, przywalił ją - i tak wątłą - swymi ogromnymi kamieniami, a wiec niejako ukamienował, pozostawił w rezultacie jakieś blade cienie, snujące się w dziwacznym świecie i mówiące wraz z Szajną niezrozumiałym bełkotem.
Bełkot... Trudno o inne słowo. To nie jest już nowoczesność, która potrzebna nam - żeby rozwiać tu wszelkie wątpliwości - niemal jak powietrze. Oczywiście potrzebna jest nam normalna "ludzka" nowoczesność. Taka zaś nowoczesność gwałci przecież wszelkie normy zdrowego rozsądku i przeczy wszelkiemu rozsądkowi. Zademonstrował ją zaś w całym wynaturzeniu Teatr Dramatyczny, a raczej scenograf Józef Szajna w przedstawieniu "Leonce i Lena" postromantycznego pisarza niemieckiego Georg Buchnera. Zrobiono tu już chyba wszystko, byle było dziwniej, dziwaczniej, bardziej niezrozumiale, byle snobi - oczywiście nie rozumiejąc - cmokali. A inni? O, to już oczywiście nieważne, że zwykli śmiertelnicy mogą pytać: gdzie jesteśmy czy jesteśmy aby przy zdrowych zmysłach?
Nie wierzmy snobom, zawierzmy zdrowemu rozsądkowi, gdy chcą nas mamić takimi właśnie pozorami nowoczesności, przekonywać, że nie dorośliśmy i nawet jeszcze jak na maluczkich spoglądać z wysoka. Jedyna to rada na czasy szamanów nowoczesności. Trwać przy własnym zdrowym rozsądku. Bo to nieprawda że nóż w brzuchu można i należy pisać - "nuż w bżuhu"...