Artykuły

Tragik współczesności

Reżyser Krzysztof Warlikowski

"Zachodnie Wybrzeże" reżyserowałem kilka miesięcy temu w Zagrzebiu. Po raz pierwszy zdecydowałem się powtórzyć spektakl. Po premierze żałowałem, że nie wystawiłem tej sztuki w Polsce. Tak niewiele dobrych tekstów współczesnych trafia na nasze sceny. Marzyłem, żeby usłyszeć "Zachodnie Wybrzeże" w języku polskim, chorwacki brzmiał mi chropowato.

Pozorne dialogi

{#au#1334}Koltes{/#} bardzo często posługuje się monologiem. Chwilami wydaje się, że "Zachodnie Wybrzeże" to ciąg monologów. Dialogi są tylko pozorne - oni rozmawiają tak, jakby nie słuchali siebie nawzajem. Być może w tym tkwi jego diagnoza współczesności - nie potrafimy siebie słuchać. Gdy się przyglądamy z zewnątrz dyskusji przy stole, widzimy osoby, które mówią w tym samym czasie i o dziwo rozumieją się, ale czy się słuchają?

Kolumb popełnia samobójstwo

Miejscem akcji "Zachodniego Wybrzeża" jest opuszczona przystań, port, który niegdyś był centrum komercyjnym, a dziś jest zamieszkany przez margines społeczny. To miejsce w dzień jest spokojne, w nocy niebezpieczne. Przyciąga tych, którzy skrywają się w ciemności.

I na ten koniec świata przyjeżdża człowiek zamożny, wydawałoby się człowiek sukcesu. Tubylcy widzą w nim swojego Krzysztofa Kolumba.

"Przypłynął z darami, żeby nas wyciągnąć z poniżenia" - wierzą. Uznali, że jego przybycie jest znakiem, traktują go jak zbawcę.

Tymczasem "Kolumb" przyjechał tu popełnić samobójstwo. Wybrał to miejsce, myśląc, że nikt mu tu nie będzie przeszkadzał.

Świat nieostry

Sztuki Koltesa są bardzo specyficzne. Poszczególne sceny mają swoje motta, tytuły. Są tam monologi w nawiasie - Koltes pisze, żeby ich nie wykorzystywać przy spektaklu, że ważne są jedynie w przypadku lektury tekstu. Ale kiedy chcielibyśmy, przygotowując przedstawienie, wyrzucić te monologi, motta i tytuły, wiele byśmy stracili.

Sztuki Koltesa widzom kinowym mogą trochę przypominać filmy "Miasteczko Twin Peaks" czy " Z Archiwum X". Zagadka nie zostanie rozwiązana. Intryga jeszcze bardziej się skomplikuje. Coraz mniej wiemy.

Koltes świat swojego dramatu buduje nieostro. Nic nie jest tu czarne albo białe. Ten świat próbujemy wyciągnąć, już go prawie ujawniliśmy, ale za chwilę znów zaczynamy błądzić.

Dramaty Koltesa, mimo że pełno w nich wulgaryzmów, bliskie są tragedii antycznej. Siła i pojemność tego, o czym pisze, przypomina dzieła starożytne. Zajmują go konflikty najbardziej pierwotne. Jego słowo ma wagę słowa starożytnych Greków. Dla mnie jest tragikiem współczesności.

Tłumaczka sztuki Aldona Skiba-Lickel

Trwórczość Koltesa jest wciąż nieznana w Polsce. Runął mur berliński, coraz więcej osób włada kilkoma zachodnimi językami, a okazuje się, że w latach 50., 60. byliśmy bardziej zorientowani, co dzieje się w europejskiej dramaturgii niż dziś. Koltes zmarł prawie dziesięć lat temu, a nawet ludzie ze środowiska teatralnego niewiele o nim wiedzą.

Wzloty przekupek

Inna sprawa, że dramaty Koltesa nie są łatwym materiałem dla tłumacza. Są skomplikowane językowo. Pod względem retoryki bliskie są utworom Corneille'a i Racine'a. Trzeba więc zachować rytm wiersza klasycznego, ale jednocześnie "wsadzić" w to język "mięsisty", wulgarny. Tę klasyczną czystość ożywić czymś robaczywym.

Bo słownictwo jego bohaterów, jakby to powiedział Kantor, jest bardzo biedne. Koltes pisze o ludziach z marginesu społecznego, biednych emocjonalnie.

Ale nie są to postacie jednoznaczne. Jego bohaterowie posługują się słownictwem przekupek z targu, ale mają momenty metafizyczne - wzlotu duchowego. U Koltesa nic nie jest czarne albo białe.

Chwila seksu

To przenikanie się stylu wysokiego i niskiego jest na każdym poziomie. Nagle w tym półświatku, wśród ludzi, którzy o przeżycie walczą jak szczury, pojawia się człowiek z wyższych sfer: zamożny, wykształcony...

Świat to wiekie targowisko - sugeruje Koltes. Tu wszystko się sprzedaje i kupuje. Nie ma miłości, jest chwila seksu, którą też można sprzedać i kupić.

Koltes lubi bulwersować. Bywa okrutny. Ale w jego dramaturgii nie brakuje poczucia humoru.

Francuski Hłasko

Koltes był swoistym uciekinierem. Wstydził się swego drobnomieszczańskiego pochodzenia. Dużo podróżował. W tej ucieczce w jakiś sposób bliski jest Markowi Hłasce.

Odrzucił Francję - w wywiadach ostro mówił, że nienawidzi Francuzów: nienawidzi ich mieszczańskich poglądów, ich arogancji w stosunku do mniejszości narodowych, w stosunku do ludzi Afryki.

Z kolei właśnie Afrykę, po której wiele podróżował, nazywał swoim natchnieniem. Podróżował też po Ameryce. Odkrywał miejsca, gdzie nigdy nie było Białych, stamtąd przywoził tematy do swoich dramatów. "Zachodnie Wybrzeże" powstało pod wpływem jego pobytu na Zachodnim Wybrzeżu Nowego Jorku. Znalazł się tam bez pieniędzy. Spędził kilka nocy w hangarze z ludźmi, którzy mieli swoje prawa, prawa hangaru.

Jego podróże, ucieczka, a jednocześnie wychowanie w szkole jezuickiej, sprawiły, że był to człowiek bardzo miłosierny dla otoczenia. Jakieś kolosalne pieniądze przekazał na budowę szpitala w Zairze i na pomoc dla ludzi chorych na AIDS. Sam zmarł na AIDS.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji