Artykuły

Bartłomiej Kozielski: Miłość do musicali

- Kocham musical i chcę go wykonywać. Obecny zespół uformował się w bardzo późnej fazie, bo tak naprawdę istnieje od niecałych dwóch lat. Pomysł na covery Disneya pojawił się dopiero pod koniec 2013 roku. Niezmienne jednak jest to jedno: musical, teatr muzyczny, słowo połączone z muzyką - mówi Bartłomiej Kozielski, założyciel Studia Accantus, w Gazecie festiwalowej Sztajgerowy Cajtung.

Sztajgerowy Cajtung: W 2009 roku, jeszcze jako nastolatek, otworzyłeś własne studio

nagraniowe. Dzisiaj Studio Accantus to potęga nie tylko w internetowym świecie: świadczą o tym dziesiątki tysięcy dziennych odsłon Waszego kanału na YouTube i zachwyty fanów. A jak wyglądały początki Studia Accantus? Kiedy wykrystalizował Ci się pomysł na profil zespołu?

Bartłomiej Kozielski: Zaczęło się od prostych nagrań w salonie w moim domu: ustawiliśmy bardzo prosty mikrofon na komodzie i razem z bratem i koleżanką eksperymentowaliśmy z różnymi brzmieniami. Z czasem zaczęliśmy zapraszać kolejne osoby do współpracy, wrzucać rezultaty na YouTube. Po jakimś czasie to wszystko po prostu eksplodowało. Do dziś kręcimy z niedowierzaniem głową, patrząc na statystyki. Co do profilu, od początku wiedziałem jedno: kocham musical i chcę go wykonywać. Obecny zespół uformował się w bardzo późnej fazie, bo tak naprawdę istnieje od niecałych dwóch lat. Pomysł na covery Disneya pojawił się dopiero pod koniec 2013 roku. Niezmienne jednak jest to jedno: musical, teatr muzyczny, słowo połączone z muzyką.

Sz. C.: Studio Accantus to firma "rodzinna". Jak Ci się pracuje z mamą? Kto dzierży stery?

B. K.: Talent do tworzenia polskich tekstów odkryliśmy u mamy zupełnie przypadkowo: zostaliśmy poproszeni przez jednego z fanów o stworzenie polskiej wersji piosenki z francuskiego musicalu "Romeo i Julia", okazało się jednak, że nigdzie w internecie nie mogliśmy znaleźć polskiego tłumaczenia. Mamie bardzo spodobał się pomysł stworzenia czegoś nowego i zupełnie ot tak oświadczyła, że spróbuje coś napisać. Tak powstał nasz pierwszy polski tekst.

Myślę, że z mamą bardzo dobrze się uzupełniamy. Ona potrzebuje kogoś, kto jej teksty przeobrazi w gotowe wykonanie, a mnie zawsze brakowało tłumaczeń wielu musicali. Z każdą kolejną piosenką rozumiemy się coraz lepiej i coraz szybciej dochodzimy do wspólnego zadowolenia.

Sz. C.: W jaki sposób znajdujesz artystów pracujących potem ze Studiem Accantus?

B. K.: To pytanie pojawia się często, ale prawda jest taka, że nie mam jednej odpowiedzi. Są to ludzie zasłyszani w różnych miejscach: na koncercie, na spektaklu, na YouTubie, np. Sylwię Przetak poznałem na wspólnych zajęciach w jednym z teatrów warszawskich, ale nie usłyszałem jej głosu przez kolejne dwa, trzy lata. Zupełnie przypadkiem przeglądając Facebooka zobaczyłem, że udostępniła na swojej tablicy swój cover piosenki Atlanta. Posłuchałem i stwierdziłem: musimy coś razem zrobić! Są też i przypadki takie jak Kuba Jurzyk, którego wielokrotnie widziałem tu i ówdzie, ale nigdy nie było okazji, żeby zagadać, aż pewnego dnia moja siostra Tosia wróciła zachwycona ze szkoły po wysłuchaniu na próbie jego wykonania piosenki z musicalu "Jesus Christ Superstar" i powiedziała, że tego gościa muszę do nagrań wziąć i koniec. Więc poszukałem wspólnych znajomych na Facebooku (zrobiła się trochę reklama, ale to naprawdę dobre do tego narzędzie!) i jakoś udało mi się pośrednio z Kubą kontakt nawiązać. Tak to się zaczęło.

Sz. C.: Dobieracie piosenki do aktorów czy odwrotnie? Jako kierownik muzyczny i reżyser pozwalasz swoim wokalistom na samodzielne interpretacje utworów, czy częściej narzucasz im własną wizję artystyczną?

B. K.: Tu też nie ma jednej odpowiedzi. Przeważnie jednak zaczyna się od piosenki, potem znajduję osobę, która najbardziej mi do niej pasuje. Interpretacja i wykonanie utworu to nie wizja wykonawcy ani moja, tylko coś, co spotyka się pomiędzy, jakieś wspólne porozumienie, coś co przemawia do nas obojga. To jest zawsze najważniejszy warunek: po nagraniu piosenki i przedstawieniu swojego pomysłu nieraz pytam: "I co, myślisz, że to ma sens?". Bo najważniejsze to czuć to, co się wykonuje. Nigdy nie chciałbym, żeby moi przyjaciele robili na scenie coś wbrew sobie.

Sz. C.: Jak wyglądało budowanie marki Studia Accantus? Trudno było zaistnieć na "rynku"? Reklamujecie się między innymi hasłem "kochamy musicale": czy to sposób na znalezienie niszy w branży rozrywkowej, czy wynik rzeczywistych zainteresowań?

B. K.: Zaczęło się od mojej miłości do musicali, którą aktywnie staram się zarażać innych. Próbuję otaczać się ludźmi, którzy czują ten klimat, nieraz nawet lepiej niż ja. Najważniejszą nauką, jaką wyciągnąłem z doświadczeń ze studiem, są dwie rzeczy: cierpliwość i pasja. To trochę oklepane, ale nie mielibyśmy dziś takiej satysfakcji z tego, co robimy, gdyby właśnie nie konsekwencja w robieniu tego, co się kocha. Czasami rzeczywiście łapię się na tym, że zaczynam myśleć "pod publikę", czyli "co teraz zrobić, co spodoba się jak największej liczbie ludzi". W takich chwilach muszę cofnąć się i wrócić do pytania "co ja chcę zrobić, co mi da największą radochę?" i pamiętać, że to właśnie to nastawienie, ta szczerość jest tym, co się najbardziej opłaciło przez te wszystkie lata.

Sz. C.: Studio Accantus to bardziej ciężka praca czy bardziej dobra zabawa?

B. K.: Trudno mi się wypowiedzieć za wszystkich, ale ja nie zamieniłbym tej branży na żadną inną. Oczywiście, jak w każdej pracy, chwilami bywa ciężko, ale przez większość czasu jednak czuję, że wygrałem los na loterii. Dostajemy tak dużo pozytywnych głosów ze wszystkich stron, że trudno się nie cieszyć na każdy kolejny dzień. Pracujemy nieraz w pocie czoła, ale zawsze zwraca się to nam w stu procentach. Reakcje, które otrzymujemy od fanów z całej Polski, są bezcenne i nie do opisania słowami. Studio Accantus to najlepsze, co mi się przydarzyło w życiu może poza rodziną :)

Sz. C.: Słyniecie ze świetnego kontaktu z fanami, po występach organizujecie spotkania z publicznością. Co najbardziej cenicie sobie w takich kontaktach?

B. K.: Każde takie spotkanie to dla nas naładowanie energią na kolejnych parę tygodni. Oczywiście, że kochamy naszych fanów, bez nich nie byłoby Studia Accantus. Nigdy nie zapomnimy tego, że to właśnie oni doprowadzili nas do tego miejsca, w którym teraz jesteśmy, i do kolejnych, do których dążymy. Dlatego zawsze będą dla nas najważniejsi. Świadomość, że coś, co powstało u mnie w piwnicy, dociera do tylu ludzi i porusza ich na tyle, żeby przyjechali nas zobaczyć na żywo, jest, ponownie użyję tego określenia, nie do opisania. Słynę już chyba wśród kilku naszych wykonawców z tego, że przed każdym koncertem wprowadzenie zaczynam od "wzruszenie odebrało mi mowę", ale w tym nie ma ani odrobiny fałszu. Takie koncerty to najlepsze dni w moim życiu.

Sz. C.: Studio Accantus wykorzystuje możliwości promocyjne internetu. Nie boisz się, że w ten sposób zawężacie grono odbiorców? Jak przekonujecie do siebie słuchaczy, którzy nie śledzą filmików na YouTube czy facebookowych wpisów? Gdzie poza internetem spotkać można Studio Accantus?

B. K.: Po wszystkim, co się wydarzyło, jestem zdania, że YouTube to niewyobrażalnie wielki kanał dystrybucji. Docieramy dzięki niemu do ludzi z całej Polski, ba, nieraz z całego świata. Sami decydujemy o tym, co i jak chcemy pokazać, i to jest wspaniałe. Staramy się organizować jak najwięcej koncertów, a do tego nieodzowna jest pomoc innych instytucji, takich jak np. Chorzowski Teatr Ogrodowy. Gdy dostaliśmy zaproszenie do współpracy od pana Sergiusza Brożka, bez zastanowienia odpowiedzieliśmy "TAK!".

Sz. C.: Zwłaszcza młodym fanom udowadniacie, że marzenia się spełniają. Jakie masz plany i marzenia związane ze Studiem Accantus?

B. K.: Moim największym marzeniem jest tworzenie jak najwięcej takich miejsc do spotkań ze sztuką, które budowane są na wzajemnym zaufaniu, szacunku i przyjaźni, zarówno ze strony widzów jak i wykonawców. Zabrzmiało pompatycznie, ale myślę, że to jest w tym wszystkim bardzo ważne: nie zatracić tej czystej radochy tworzenia i doświadczania czegoś większego od nas. A tak od mniej duchowej strony, bardzo chciałbym kiedyś mieć możliwość uczestniczenia w tworzeniu polskiego dubbingu do produkcji filmowo-muzycznej Disneya!

Sz. C.: I tego Ci życzymy! Dziękujemy za rozmowę.

***

STUDIO ACCANTUS POJAWIŁO SIĘ W CYKLU CHTO - POZA SEZONEM 8 MAJA 2015 ZE SPEKTAKLEM AFERA MAYERLING O GODZ. 18:00 I 20:30

***

KOLEJNY SPEKTAKL W RAMACH CYKLU CHTO - POZA SEZONEM: OJCIEC POLSKI, MONODRAM RAFAŁA RUTKOWSKIEGO - 30 CZERWCA (WTOREK), GODZ. 19:00

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji