Artykuły

Taniec całym życiem

- Szybko odczułam ciężar nazwiska, które częściej utrudnia niż pomaga, pracując w tym samym zawodzie co mama. Tylko w Londynie, gdzie studiowałam taniec przez trzy lata, miałam okazję pracować na własne konto - mówi PAULINA WYCICHOWSKA z Polskiego Teatru Tańca w Poznaniu.

Z Ewą Wycichowską i Pauliną Wycichowską (na zdjęciu), rozmawia Edyta Wasielewska:

Nie chciała pani, aby córka została tancerką.

Mama: - To prawda, wręcz była odganiana od tańca. Dlaczego? Zdawałam sobie sprawę, że nosić to samo nazwisko i być w tym samym zawodzie, przysporzy jej niemało trudności. Zresztą zawód tancerza nie jest łatwy - wymaga dużo pracy i poświęceń. Choć nie wyobrażałam sobie, aby Paulina zawodowo nie była związana z teatrem. Byłam przekonana, że przy jej talencie plastycznym i muzycznym powinna zostać scenografem lub reżyserem. Właśnie w tym kierunku stawiała swoje pierwsze kroki. Uczęszczała na zajęcia plastyczne, muzyczne, też tańca, ale ludowego.

Ale jednak stało się inaczej. Córka poszła w pani ślady.

Mama: - Zrobiłam ten błąd, że zaangażowałam ją do roli "Miriam" - przedstawienia tanecznego, do którego przygotowywałam choreografię w Teatrze Wielkim w Łodzi. Paulina miała wtedy osiem lat i okazało się, że doskonale sobie poradziła. Jej zadanie sceniczne było niełatwe - w rytm muzyki musiała skakać na skakance. Stało się, połknęła bakcyla i kilka lat później, w tajemnicy przede mną, złożyła dokumenty do szkoły baletowej. Byłam w komisji kwalifikacyjnej, i na dzień przed egzaminem, koleżanki ze szkoły powiedziały mi, że podanie Pauliny zostało przyjęte i została dopuszczona do egzaminów wstępnych. Jednak nadal byłam przekonana, że nic z tego nie będzie. Nie widziałam, aby przygotowywała się do egzaminów. A tu... Paulina, patrząc mi prosto w oczy, bardzo dobrze wykonała różne zadania taneczne i, w tej grupie zdających, była najlepsza. Później okazało się, że w tajemnicy przede mną ćwiczyła z jedną z cioć.

Córka: - Kiedy zdawałam do szkoły baletowej, nie wiedziałam jeszcze co mnie czeka. Wtedy liczył się tylko taniec. Jednak szybko odczułam ciężar nazwiska, które paradoksalnie częściej utrudnia niż pomaga, pracując w tym samym zawodzie co mama. Tylko w Londynie, gdzie studiowałam taniec przez trzy lata miałam okazję pracować na własne konto. Jednak nie wyobrażałam sobie mieszkać za granicą i dlatego wróciłam do Polski.

Mama: - W końcu ucieszyłam się, że Paulina pójdzie moją drogą i będę miała komu przekazać swoje doświadczenie, choć na co dzień dzielę się nimi z tancerzami Polskiego Teatru Tańca, którym kieruję od siedemnastu lat. Jestem bardzo dumna z córki. Z tego, że ciągle rozwija się zawodowo. Poznaję ją na nowo po jej choreografiach, grze na organach, studiach teologicznych. Ja w jej wieku byłam tylko tancerką, ona jest o wiele dalej....

Czy zdarzyło się paniom wystąpić razem na scenie?

Mama: - Dwukrotnie. W spektaklu "Transs", w którym ja gram panią dyrektor, a Paulina jest jedną z wykonawczyń. Drugi - "Cień", który jest monodramem córki, a ja pojawiam się jedynie na filmie wideo. Unikałam tego typu konfrontacji. Zresztą, gdy Paulina po studiach wróciła do kraju, ja oficjalnie pożegnałam się ze sceną i zajęłam się kierowaniem zespołem PTT.

Razem w pracy, razem w domu. Trudno oddzielić prywatność od życia zawodowego?

Córka: - Nadal trudno mi się pogodzić z tym, że moja mama jest również moim szefem. Jednak uważam, że Polski Teatr Tańca jest najlepszym zespołem w Polsce i trudno mi wyobrazić sobie inne miejsce pracy w Polsce niż w PTT.

Mama: - Jesteśmy bardzo zajęte. Dlatego nasze prywatne spotkania to najczęściej, jedynie niedzielne obiady u mojej mamy, a babci Pauliny.

Ostatnie dni starego roku to czas podsumowań, refleksji i noworocznych życzeń. Czego paniom życzyć?

Mama: - Moim marzeniem jest, aby teatr, w którym zostawiłam najwięcej swojego doświadczenia i pracy, znalazł swoich kontynuatorów. Aby nadal był kuźnią młodych talentów tańca współczesnego; żeby były dla niego pieniądze i w końcu, aby doczekał się swojej siedziby, takiej na stałe.

I żeby mój dom, do którego się właśnie przeprowadzam był szczególnym miejscem dla mojej mamy, Pauliny, być może w przyszłości dla jej dzieci oraz dla wszystkich zwierzaków, których mamy tutaj całą gromadkę. Też dla wszystkich naszych przyjaciół, aby chcieli nas odwiedzać, spędzać tutaj czas i zachcieli rozmawiać, nie tylko o tańcu.

Córka: Mam tylko jedno marzenie, które składa się na wiele innych. Chciałabym, aby czas trochę zwolnił. Aby na chwilę się zatrzymać, dostrzec drugiego człowieka... Życzę tego nie tylko sobie i swoim najbliższym, ale też czytelnikom "Głosu Wielkopolskiego".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji