Artykuły

Jeśli jest, jak jest, to ja idę spać

"Ojciec, matka, tunel strachu" Martina Heckmannsa w reż. Wojtka Klemma w Narodowym Starym Teatrze. Pisze Maciej Stroiński na swoim blogu.

Bardzo spoko dramat, co poczujecie gdzieś przy jednej trzeciej, kiedy się okaże, że to nie jest darcie łacha z tych strasznych lemingów. Darcie jest z tego, co w lemingów ich zmieniło. Ironii dużo, ale pod kontrolą, ludki "naświetlone", ale w dobrej wierze. Nikt im nie broni być poezją, mają prawdziwie wzniosłe momenty. Tekst jest dramatyczny (postpost-) i z "całymi" postaciami, więc jest komu współczuć. Mieszczanin prekariuszem i dlatego ROZUMIEMY.

Kompaktowa obsada (3), kompaktowa długość (60) - i się wyrabiają. Przebieg w tempie "tempo!", bez opierdalania. Dają konkretny i dobrze przyswajalny spektakl na swój, w pewnym sensie, temat, na temat rodziny. "Teatr familijny" i na scenie, i na chacie. Mama-tata-bejbe, nuklearno-edypalnie, jeśli chodzi o postaci. U aktorów jeszcze lepiej, miks pokrewieństwa z powinowactwem, mężu-teściu-ja, patrząc od strony pani Katarzyny. Bohaterowie robią to, co wykonawcy, czyli przedstawienie: PRÓBUJĄ rodzinkę. Jest to wszystko metameta.

Nie fiksowałbym się zresztą na słowie "rodzina", skoro lepiej to obsługują "bliskość" i "nieszczęście". "Kiedy będzie źle, to cię nie zostawię" - dużo jaśniej, co? I bez tego urzędowego betonu, który ma w dupie wiele polskich, właśnie, RODZIN, na przykład jednopłciowych albo nieformalnych. Wspomnę tylko, że nasze siedemnaste województwo, Irlandia, w dniu premiery tego przedstawienia jednak jakoś MOGŁO, mimo że się rządzi też po katolicku. Nie widzę problemu: Jezus kocha gejów.

Jan Peszek to gwiazda, lecz scenicznie nienachalna, nic nie musi, by robić wrażenie. Ma 70+ lat i tego też nie widać. Błażej Peszek, teatralny wyczynowiec, wyczynia również stacjonarnie, jest skupiony i na miejscu. Katarzyna Krzanowska to źródłowo kobieca obecność, słodko-ostra. Ogarnia wzruszenie i ogarnia bekę, i nie wiem, co trudniej. Śpiewa tak, że chce się płakać, i to jest komplement.

Przechodząc do fiction: Ojciec i Matka żyją, jakby życie było poleceniem służbowym. Czasem tylko na pół roku ktoś zwieje od tej całodobowej roli, żeby nie ocipieć. Z uczuć znają głównie "boję się" i stąd cała reszta. On pracuje w kserze, co samo w sobie nie jest końcem świata, i on również chce tak myśleć. Ona w kiecce biurowej nie wierzy, że w ogóle JEST, dopóki nie dotknie (ładne choreo). I już prawie nie wie, jak się nazywa - więc krzyczy, że wie. Ich strach jest tunelem, zawęża widzenie. Można go nazwać samotnością albo prekariatem. To żaden wstyd się bać, ale raz się żyje, to co ci szkodzi odpuścić na chwilę i, jak dziecko tytułowych, "czasem tylko być". Co z tego, że intymność jest luksusem, że jest "nierentowna"; spokojnie możesz olać kapitalizm, skoro kapitalizm olewa ciebie.

Ale nie ma opcji, państwo rodzicielstwo MUSZĄ BYĆ SZCZĘŚLIWI. A to kosztuje. Brak rozkoszy jest porażką i właśnie za to karze ich sumienie. Baw się dobrze - to rozkaz. Bo sami powiedzcie, robić TO jak szmata jest mniejszym obciachem niż wcale nie robić.

Leci gadka ping-pong i nagle monolog rozwala widownię: "Gdyby nie było ambicji i walki płci też nie, nie było fantazji o władzy, rynków by nie było i pieniędzy też nie, to bylibyśmy być może inaczej ze sobą. Bez historii ucisku, przymusu powtórek, presji innowacji, być może można by było wtedy tak po prostu. A jeśli tak nie jest, a jest tak, jak jest, to ja idę spać". (PS Chyba chodzi o Freudowski "przymus powtarzania", ale luz, tak brzmi lepiej). Albo: "Mam nową koncepcję bajki na dobranoc: stawianie wygórowanych wymagań. Opowiadam historie, których sam nie rozumiem, mały nie nadąża i się męczy. Tak jak u pierwszych maszynistów kolejowych. Oni też zawsze zasypiali, bo za oknem wszystko się za szybko działo". Albo: "On już nie może na nas patrzeć. - Najlepsze predyspozycje do tworzenia sztuki: nie móc patrzeć na rzeczywistość". Albo taki W PUNKT punchline: "CHCESZ ZOSTAĆ POETĄ?".

Trzy obrazki, o których nie wiem, co mądrego powiedzieć, ale też są świetne. 1. Lewicowe jasełka, w czasie których "się wydaje", że Maryja jest i matką, i tak jakby laską Boga, w każdym razie ma z nim dziecko. 2. "Jakaś mniejszość" ma "już dość" i miło by było, gdyby się skapnęła, że nie jest mniejszością. 3. W open spejsie "chiński żebrak zabiera ci pracę".

Tutaj muzyka jest osobnym widowiskiem. Tak, można POPATRZEĆ - na jej wykonawcę, jak na żywo skręca loopy, jak daje radę z fletem i elektrycznymi baby organkami, jak reaguje krzykiem, jak jest ubrany w outfit Tabalugi albo, czasem, Stitcha (por. "Lilo i Stitch"). "Ojciec matka tunel strachu" w reżyserii Klemma jest bajką, choć nie na dobranoc: na OBUDŹ SIĘ.

Koniec dzieje się na gołej scenie, Matka na podłogę i śpiewa na zdechu, że prawie nie słychać: "Chłód nocy tchnął w tej chwili; / W imieniu Bożym, mili, / Spać idźcie do swych leż. / A Ty nas nie karz, Panie, / daj nam spokojne spanie, / Choremu sąsiadowi też".

***

OJCIEC MATKA TUNEL STRACHU, Str KR, reżyseria i scenografia Wojciech Klemm, tekst Martin Heckmanns w tłumaczeniu Iwony Nowackiej, ciuszki Julia Kornacka, muzyka na żywo Dominik Strycharski, aktorstwo na żywo Katarzyna Krzanowska, Błażej Peszek, Jan Peszek. Byłem 22 i 24 maja 2015 (21 i 23 na "Learze", tym razem siadło).

teatrjestcute.pl

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji