Artykuły

Opowieści ufoludków, czyli dotknięci przez UFO

"UFO" Iwana Wyrypajewa w reż. Barbary Krasińskiej w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Błażej Kusztelski.

Nie chodzi wcale o prawdziwe UFO. Tytułowe UFO to tylko pretekst, brechtowska "pułapka na myszy", a ściślej - pułapka na widza, żeby go zwabić do teatru, by zechciał posłuchać opowieści "ufoludków", to znaczy "dotkniętych" przez UFO, a ściślej - przez nieznane siły, tajemne moce duchowe.

Postacie sceniczne, które chcą się dzielić swymi zwierzeniami, wychodzą najczęściej spośród widowni i stają przed nią twarzą w twarz, co sugeruje że mamy do czynienia z czymś na kształt "spowiedniczego" talk show, z publicznym spotkaniem z tymi, którzy doznali niezwykłego kontaktu, olśnienia, czegoś, co ich odmieniło, a przynajmniej ich odczuwanie świata i siebie. Są to skąpe relacje osób "dotkniętych" tchnieniem Kosmosu, doświadczonych spotkaniem z UFO - rozumianym jako coś nieodgadnionego.

Mamy więc w "UFO" Wyrypajewa 10 etiud aktorskich (monologów) - to relacje osób różnych narodowości i zawodów, różnych grup wiekowych i społecznych. Opowiadają o swoim spotkaniu z nieznanym, nieprzewidywanym, nieokreślonym, niezidentyfikowanym lub niewidzialnym. Mówią w istocie o spotkaniu z samym sobą, z własnym rozumem, emocjami i uczuciami, mówią o własnych odczuciach, o zaskakujących doświadczeniach w sferze ducha, dzielą się intymnym przeżyciem i prostym przemyśleniem, które temu towarzyszy. Studentka poczuje czyjąś bliskość, jakąś nić, która ją wiąże z kimś innym. Młody informatyk, rozdygotany, rozedrgany, usłyszy pewnego wieczoru absolutną ciszę, która pozwala mu się odprężyć, a potem od czasu do czasu oderwać od hałaśliwego, zagonionego świata, choćby na krótką chwilę. Ktoś inny dostrzega nagle jasność, która mu uświadamia sens i potrzebę prawdy i prostotę w jej uzyskiwaniu. Jakiś irlandzki kierowca autobusu zaczyna odczuwać, że każdy człowiek winien jest wdzięczność światu i ludziom, bo tylko wówczas świat i ludzie będą lepsi. A pewien pracownik niemieckiej filii Mitsubishi doznaje dotyku Boga, jego obecności, styka się z nim nie jako z ideą, ale jakby z kimś niemal namacalnym.

Spektakl - teatralnie więcej niż skąpy - jest niestety tylko prezentacją aktorską kolejnych monologów, brakuje w nim wyrazistej kulminanty, a potem mocnego ironicznego zwieńczenia - finału, bo aktor kreujący postać rosyjskiego biznesmena, zrywającego z iluzją, obnażającego teatralną fikcję, nie jest predystynowany do takiej roli (przydałby się tu ktoś w rodzaju np. Piotra Kaźmierczaka). Trzeba jednak jasno powiedzieć, że każdy z czworga aktorów dobrze radzi sobie z kreowaniem dwóch lub nawet trzech postaci. Bardzo plastyczny scenicznie, kipiący niespokojną młodością i jednocześnie zabawny w roli informatyka jest Paweł Siniak, a Michał Kaleta świetnie rysuje postać zarówno prostodusznego, barwnie sportretowanego kierowcę autobusu, jak i wyciszonego, uduchowionego i skromnego urzędnika.

Opowieści słucha się z mniejszym lub większym zainteresowaniem, ale przecież nie sposób pozbyć się przekonania, że to wszystko jest bardzo powierzchowne, naskórkowe, oczywiste - jak "prawdy objawione", a może nawet banalne. Recenzentka "Polityki" nazwała rzecz przed trzema laty (przy okazji warszawskiej premiery) pogadankami buddyjsko-niuejdżowskimi. Niczego, prawdą mówiąc, nie odkrywają, żadnej tajemnicy istnienia, niczego nie pogłębiają, choć tak zwyczajnie i prosto dotykają przecież spraw ważnych. Nie ma szarpnięcia, ukłucia, sączenia, drążenia czy wzruszenia lub wyciskania łez. Zapewne niektóre z monologów użyte jednak w dobrze skrojonej sztuce robiłyby o wiele lepsze wrażenie. W sumie więc zaledwie dotyk teatru i dotyk czegoś ważnego. I uczucie rozczarowania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji