Uczeni i swiat
"To, co dotyczy wszystkich ludzi, może być rozwiązane tylko przez wszystkich ludzi"
POZYCJĘ jednego z najwybitniejszych dramaturgów współczesnych zawdzięcza Friedrich Dürrematt nie tylko swym umiejętnościom pisarskim, lecz także silnemu zaangażowaniu się w problematykę dnia dzisiejszego. Jego głośne sztuki, pod takim czy innym płaszczykiem umowności, zawsze trafiają w najbardziej aktualne i palące zagadnienia. Ich końcowa wymowa wyraźnie oskarża świat kapitalistyczny, w którym żyje autor, przestrzega przed katastrofą. Demaskując bezwzględny i zbrodniczy mechanizm systemu, stara się wstrząsnąć spokojną i sytą widownią szwajcarską. W poprzednich swych dramatach pokazał już Dürrematt do czego doprowadzić może siła pieniądza, jak wiele niebezpieczeństw niesie z sobą władza, ile zbrodni i krzywd kryje się za brudnymi interesami wielkich finansistów. Tematem "Fizyków" - z których prapremierą wystąpił zuryski Schauspielhaus w lutym zeszłego roku - jest z kolei niebezpieczeństwo, jakie dla współczesnego świata niosą z sobą gwałtowny rozwój nauki i jej odkrycia.
Oto najwybitniejszy fizyk,jakiego wydała historia obserwując użytkowanie naukowego dorobku myśli ludzkiej dla celów niszczycielskich i zbrodniczych zamyka się w lecznicy dla obłąkanych by tu ukryć swe wynalazki i naukowe odkrycia. Nie chce bowiem dopuścić do wykorzystania ich przeciwko ludzkości, jak w wypadku bomby atomowej. Ale w myśl motta zaczerpniętego z tez Dürrematta do tej komedii, zmienianie świata przez pojedynczego człowieka stało się niemożliwe. Dwa wywiady wrogich sobie mocarstw wykryją tajemnicę uczonego. A gdy i tych wysłanników (również rzekomych pacjentów) zdoła Möbius przekonać o słuszności swej decyzji (jako że i oni są znanymi fizykami), wówczas podstępem wydrze mu wyniki jego długoletniej pracy ktoś najmniej spodziewany i najmniej odpowiedni.
I tak - nieograniczone możliwości praktycznego zastosowania naukowych zdobyczy dostają się w ręce osoby szalonej(choć i "w tym szaleństwie jest metoda") dysponującej olbrzymimi kapitałami, bezwzględne i zachłannej. Co do tego, jak wykorzysta wykradzione materiały, żadnych złudzeń autor nam nie pozostawia. Nic dziwnego, że publiczność musi poczuć coś w rodzaju przerażającego dreszczu, słuchając końcowych partii sztuki. Dürrenmatt nie pokusił się bowiem, by szukać jakiegoś rozwiązania tego straszliwego dylematu naukowców, których odkrycia przechwytuje niszczycielski kapitalizm. Pokazał jedynie jałową rezygnację uczonych, którzy świadomie wybierają pozostanie w sanatorium dla obłąkanych, gdyż jedynie tu mogą się czuć wolni i mogą myśleć bez groźnych dla świata skutków.
Mistrzowskiemu pióru autora zawdzięczamy, że tak ważki problem potrafił przedstawić w formie wartkiej, sensacyjnej sztuki, zaskakującej nas niespodziankami aż do ostatniej chwili. Ale wielka jej aktualność, właśnie dziś, po niedawno zażegnanej groźbie, jaka stała przed ludzkością w związku z wypadkami na Morzu Karaibskim, każe nam odbierać tę komedię - jak ją nazwał w podtytule autor - jako tragikomedię. Problem grożącej światu atomowej zagłady niepokoi wielu współczesnych pisarzy i sztuki na ten temat oglądaliśmy już na naszych scenach ("Miecz Damoklesa" Hikmeta, "Wielki Bobby" Gruszczyńskiego i inne). O randze pisarskiej Dürrenmatta świadczy, że potrafił nadać mu nowy sceniczny kształt i przejmującą wymowę. Wreszcie - rzecz niebagatelna "Fizycy" to nie tylko sukces Dürrenmatta lecz również warszawskiego Teatru Dramatycznego. Nie na darmo scena ta specjalizuje się w sztukach tego autora (to już piąta premiera). Inteligentna reżyseria, L. Ren i świetna gra zespołu aktorskiego - z doskonałą kreacją W. Łuczyckiej w roli doktora-psychiatry na czele i bardzo interesującą trójką fizyków w wykonaniu J. Świderskiego. B. Płotnickiego i E. Fettinga - stworzyła spektakl żywy, zaangażowany, czytelny, naprawdę wart obejrzenia.