Artykuły

Piotr Kosewski: Powiedziano mi, że na aktora jestem za chudy

Jego spektakle są pewnym fenomenem. Przygotowane w niewielkim Teatrze na Plaży cieszą się wielkim powodzeniem. On zaś jest sobie sterem, żeglarzem, okrętem. - Kocham twórczość Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory - mówi Piotr Kosewski.

Rozmawiamy z Piotrem Kosewskim, twórcą spektakli i uczestnikiem wielu konkursów interpretacji piosenki poetyckiej. Na scenie można go zobaczyć już we wtorek 14 lipca o godz. 21 na Kulturalnej Plaży w Sopocie, podczas przygotowanej przez niego rewii "Jutro będzie lepiej!".

Łukasz Rudziński: Jak to wszystko się zaczęło?

Piotr Kosewski: Byłem w szkole muzycznej, w klasie kontrabasu. Pochodzę z małej miejscowości na Mazurach i tak sobie wymyśliłem jeszcze w gimnazjum. Skończyłem ten nieszczęsny kontrabas i nie chciałem się dalej kształcić muzycznie. Jednak pewna nauczycielka nakłoniła mnie do spróbowania śpiewu operowego, na którym wytrzymałem dwa lata. Byłem też w Studiu Wokalno-Aktorskim przy Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie. Powiedziano mi tam, że jestem za chudy i nigdy nie będę aktorem. Gdy dowiedziałem, że w Akademii Muzycznej w Gdańsku otwierają Musical na Wydziale Wokalno-Aktorskim, zdecydowałem się na przyjazd do Trójmiasta. Byłem też przez chwilę na Śpiewie operowym, ale szybko przekonałem się, że to jednak nie jest moja bajka.

Po studiach oczywiście mogłeś przebierać w propozycjach, a telefon nie przestawał dzwonić?

- Przekonałem się jak to jest. Przez półtora roku pracowałem jako kucharz. Na szczęście w Sopocie powstawał Teatr na Plaży w obecnej formule. Małgorzata Brajner, z którą miałem zajęcia w Akademii Muzycznej, podpowiedziała mi, bym się zgłosił do szefa tej placówki - Michała Grubmana, a on, zupełnie mnie nie znając, zgodził się wystawić mój spektakl "Balladyna '68". Potem była "Medea, moja sympatia" z większą obsadą, następnie "Recital Piosenki (Nie)Poważnej", "Ząb, zupa, dąb" i rewia "Jutro będzie lepiej!" wspólnie z Sopockim Teatrem Tańca.

W Sopocie zaproponowałeś ze znajomymi coś nowego. Sięgnęliście do twórczości Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory przenosząc do teatru w całości ich muzykały sprzed pół wieku. Ten wybór to przypadek?

- Nie, po prostu kocham tę twórczość. Jeremi Przybora był niekwestionowanym mistrzem w swojej klasie, ale mistrzem zapomnianym, bo wiem, że jesteśmy jedynym teatrem w Polsce, który śpiewa jego piosenki. Państwo Wasowscy w swojej fundacji zabiegają o to, by promować tę twórczość. Ja już na studiach dużo śpiewałem Przybory/Wasowskiego. Uważam, że to genialne piosenki. Przybora potrafił pisać o rzeczach zbereźnych w piękny sposób, czego chyba najlepszym dowodem jest "Medea, moja sympatia". Mamy na spektaklach zarówno starszych widzów, jak i wielu młodych ludzi, którzy nie mogą uwierzyć, że teksty te powstawały w latach 60. Pierwszy z tych utworów pokazał mi Piotr Derlatka, który napisał książkę "Poeci piosenki 1956-1989. Agnieszka Osiecka, Jeremi Przybora, Wojciech Młynarski i Jonasz Kofta". Postanowiłem wtedy tę "Balladynę '68" odkopać, bo to kameralna rzecz. Uznałem, że będzie dobra na początek.

Bardzo szybko zacząłeś tworzyć spektakle...

- Miałem 16 lat, kiedy zrobiłem wraz z kolegami musical "Metro" w Olsztynie. Nauczyciele ze szkoły muzycznej pukali się w czoło, gdy słyszeli, na co się porywamy. Wszyscy byli przekonani, że nic nam z tego nie wyjdzie. Okazało się, że do olsztyńskiej filharmonii zaczęło przychodzić na nasz musical więcej osób niż na koncerty symfoniczne. Potem zrobiłem tam "Romeo i Julię" oraz pełną wersję "Metra", za zgodą Janusza Józefowicza i Janusza Stokłosy.

Stałeś się artystycznym everymanem. Dlaczego?

- Po części bierze się to z tego, że jak angażuje się w projekt artystyczny, to musi być zrobiony od "a" do "z" po mojemu. Wiem, że uzyskam dokładnie to, o co mi chodzi, jeśli sam się za to zabiorę. Wielokrotnie zdarzało się, że jak kogoś o coś prosiłem, nie było przygotowane na czas lub tak, jak trzeba. Od kiedy pamiętam, wszystko sam załatwiam i wtedy czuję się najbardziej komfortowo, choć to bardzo pracochłonne. Nie liczę na pomoc z zewnątrz. Oczywiście wolałbym móc się skupić tylko na spektaklu. Pewnie, że czułbym się lepiej, gdybym mógł przyjść, zrobić próbę, przekazać uwagi i iść do domu, a w praktyce samemu rozkładam też scenografię czy prasuję kostiumy. Ale ta praca uczy niezwykle ważnej w tym zawodzie pokory.

Spektakle są bardzo dobrze przyjmowane przez publiczność. Na twoje przedstawienia do Teatru na Plaży publiczność bije drzwiami i oknami. Pojawia się duma, zadowolenie i satysfakcja?

- Za każdym razem, gdy siedzę za kulisami podczas premiery, jestem bardzo samokrytyczny. Wtedy myślę, że to był beznadziejny wybór i będzie totalna klapa. Jednak po reakcjach widowni widzę, że jest inaczej. Odbiór publiczności od razu się czuje. Za każdym razem gramy przy pełnej widowni i stale pozyskujemy nową publiczność. Wiele osób, które do nas przychodzą, wraca.

Większą frajdę daje aktorstwo, reżyseria czy produkcja spektakli?

- Reżyseria, ale nie chciałbym rezygnować z aktorstwa. Czasami trudno to łączyć, akurat w zaproponowanych przez nas spektaklach w Teatrze na Plaży wydaje mi się, że można. Chciałbym jednak bardziej pójść w kierunku reżyserowania i spróbować swoich sił w teatrach instytucjonalnych. Zaproponuję im kilka tytułów, ale już nie duetu Przybora-Wasowski, bo te rezerwuję dla Teatru na Plaży.

Oprócz teatru jest też śpiew. Są konkursy interpretacji piosenek m.in. Agnieszki Osieckiej czy Wojciecha Młynarskiego, nagrody i wyróżnienia. Dlaczego śpiewasz na scenie?

- Tak naprawdę śpiewam od dziecka. Zaczynałem podczas szkolnych apeli - zawsze to jakoś ostatecznie było moje zadanie, a ja lubiłem i do dziś lubię to robić. Dlatego też kształciłem się pod kątem śpiewu. Nie chciałbym nie śpiewać.

Nie myślałeś o własnym teatrze, skrzyknięciu znajomych pod jakimś szyldem, pod skrzydłami fundacji lub stowarzyszenia?

- Lubię być organizatorem, ale strasznie nie lubię papierkowej roboty. Nie jest mi to potrzebne. Zdaję sobie sprawę, że jeśli nie będę pracował w teatrze instytucjonalnym, to pewnie w końcu się na to zdecyduję. Teraz o tym nie myślę.

Jakie masz plany na przyszłość?

- Chcę zorganizować w październiku lub listopadzie weekend, a może już tydzień twórczości Przybory i Wasowskiego. Marzy mi się festiwal poświęcony tym artystom, z konkursem na interpretację ich twórczości. Będę realizował stypendium artystyczne miasta Sopot - "Panna Tutli-Putli" Witkacego. Będzie to trochę operetka, trochę musical. Premierę w Teatrze na Plaży przygotujemy jesienią. Jest też kilka tytułów, o których myślę, jak dramat muzyczny "Jutro" Tadeusza Bairda. Marzę też o "Dwojgu biednych Rumunów mówiących po polsku" Doroty Masłowskiej oraz o "Ich czworo" Gabrieli Zapolskiej. Liczę, że uda mi się zmierzyć z nimi w którymś z teatrów instytucjonalnych.

Na zdjęciu: Piotr Kosewski w spektaklu "Ząb, zupa, dąb"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji