Artykuły

Fabryka tandety

"Stefcia Ćwiek w szponach życia" w reż. Krystyna Jandy z warszawskiego Teatru Polonia na XII Ogólnopolskim Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński oraz dp w Dzienniku Łódzkim.

Spektakl warszawskiego Teatru Polonia, należącego do Krystyny Jandy, "Stefcia Ćwiek w szponach życia" reklamowany jest jako żartobliwa opowieść o młodej samotnej kobiecie Stefci (w tej roli Agnieszka Krukówna), pędzącej szare życie, która, mieszkając ze starą ciotką (Zofia Merle) i hołdując starym tradycjom, znajduje szczęście i mężczyznę życia dzięki nauce angielskiego. Proza autorki Dubravki Ugresić jest dość popularna, jednak sceniczna adaptacja, usuwająca elementy pastiszu, bezlitośnie obnaża jej miałkość, wprost fantastycznie rymującą się z grafomanią.

Sztuka poraża nieporadnością dramaturgiczną i brakiem dbałości o zachowanie choćby minimalnego prawdopodobieństwa zdarzeń. Skutkiem tego na scenie, jak okiem sięgnąć, panoszy się teatralny złom, nie nadający się nawet do recyklingu. Publiczności, otumanionej telewizyjną papką najpodlejszych telenowel, to jednak wydaje się nie przeszkadzać: rechocze przy każdej zagrywce "pod niewybredną publiczkę", nie dostrzegając poziomu padających ze sceny komunikatów.

Może lekarstwem na "Stefcię Ćwiek" byłoby wtłoczenie jej w konwencję farsy (lub niepozbawianie cech pastiszu), bo usiłowanie grania przedstawienia jako komedii obyczajowej okazuje się żałosne. I jest to eufemizm. Takiego popisu niestosowności i artystycznego prostactwa dawno nie było okazji oglądać. Szczęśliwie spektakl wyprodukowano z prywatnych funduszy, więc utyskiwać na wyrzucanie publicznych pieniędzy nie można. Można natomiast dziwić się, że Krystyna Janda, aktorka z wielkimi sukcesami funkcjonująca w świecie teatru od lat blisko trzydziestu, zdecydowała się firmować to "coś" własną marką. Na dodatek nazywając "Stefcię..." teatralną biżuterią. Mnie biżuteria kojarzy się zawsze ze szlachetnością kruszcu, nie z fabryką tandety. A "Stefcia..." to taka fabryka.

Michał Lenarciński

***

- Spektakl ten zrobiliśmy dla przyjemności, zdając sobie sprawę, że to taka teatralna biżuteria - mówiła Krystyna Janda po spektaklu na spotkaniu z licznie zgromadzoną publicznością. - Tekst Dubravki Ugresić jest w ojczyźnie autorki pozycją kultową, ja od razu wiedziałam, że można z tego zrobić atrakcyjny dla widza spektakl, musieliśmy tylko znaleźć na to odpowiednią konwencję. I uznaliśmy, że najlepsza będzie taka, przy której sami będziemy się dobrze bawić. I tak było podczas pracy nad "Stefcią...".

Zadowolenie z pracy nad spektaklem wyrażali także aktorzy.

- Podjęłam się tego dla grania i dla pieniędzy - przyznała z uśmiechem Agnieszka Krukówna.

- W krótkim czasie zagraliśmy to przedstawienie już chyba 30 razy - dodała Zofia Merle. - Muszę przyznać, że w tradycyjnym teatrze, w którym repertuar jest bogatszy i przedstawienia częściej się zmieniają, rzadko się zdarza, żeby tak intensywnie eksploatować jeden tytuł.

Janda podkreśliła, że w jej teatrze tak będzie, przynajmniej na razie.

- Teatr Polonia prowadzą trzy osoby, nie mamy żadnych etatów, nie mamy stałego zespołu technicznego - wyjaśniła. - Nas na to nie stać. Nie możemy sobie pozwolić na zmienianie tytułu, i co za tym idzie dekoracji, co kilka dni. Daną sztukę gramy właściwie tak długo, jak długo przychodzą na nią widzowie, a do tego potrzebni są tylko aktorzy i osoby od świateł.

Zaraz po łódzkim przedstawieniu Krystyna Janda wyjechała na urlop. Zaczęła od Londynu, gdzie m.in. wybiera się na jedno z głośnych przedstawień. Ma zamiar nabyć prawa do sztuki, którą zobaczy.

dp

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji