Przed premierą Kandyda
Teatr Wielki w Łodzi na zakończenie sezonu przygotowuje premierę do tej pory nie wystawianego w Polsce "Kandyda" Leonarda Bernsteina. Oparty na powiastce filozoficznej Woltera musical po raz pierwszy pokazany został na Broadwayu w 1956 roku - rok przed "West Side Story". Dyrektor artystyczny Teatru, Tadeusz Kozłowski, zarazem kierownik muzyczny łódzkiego przedstawienia mówi: "Zdecydowałem się na wystawienie "Kandyda", aby wzbogacić repertuar naszego teatru o dzieło inne niż typowa opera czy balet. Mimo że w partyturze kompozytor nazwał "Kandyda" komiczną operetką, właściwie trudno wtłoczyć to dzieło w sztywne formalnie ramy. Musical? Operetka? Opera? Pop-opera? "Kandyd" wymyka się schematom, Bernstein absolutnie świadomie odszedł od konkretnej konwencji. Napisał swe dzieło na głosy solowe, stawiając przed śpiewakami wysokie wymagania, przykładem choćby trudna partia Kunegundy, wymagająca od śpiewaczki doskonałej techniki koloraturowej. Stąd też moja decyzja, aby wystawić to na operowej scenie. Wyreżyserowanie przedstawienia zaproponowałem młodemu twórcy Tomaszowi Koninie, który w tym sezonie zrealizował u nas świetną "Adrianę Lecouvreur" i przejmującego "Makbeta". Myślę, że i tym razem zaskoczy nas swoją inscenizacją. Zdecydowaliśmy się "Kandyda" nazywać musicalem."
Tomasza Koninę bardziej interesuje sama postać Kandyda niż zawarta w utworze Woltera satyra na optymistyczną filozofię Leibniza, będącą w modzie w okresie Oświecenia. Samą historię Kandyda i Kunegundy chce przetworzyć i przede wszystkim uaktualnić.
"Odstawiam filozoficzne dysputy na drugi plan - mówi reżyser. Dla Woltera ważniejszy był Pangloss, dla mnie - Kandyd. To nie wielki bohater operowy: Tannhauser, Samson, Rigoletto czy Borys Godunow. To nie heros, ale zwyczajny młody chłopak, który chce zrealizować swoje marzenia. Te marzenia są najzwyklejsze i najprostsze: dom, żona, dzieci. Fascynuje mnie w Kandydzie właśnie to, że nie zastanawia się, jak uratować świat, ale jak być szczęśliwym. Dlatego też historia głównego bohatera jest mi o wiele bliższa niż filozoficzne dyskusje. Ta wędrówka Kandyda po świecie w poszukiwaniu Kunegundy - taki szybki kurs dorastania i życia - jest dla mnie frapująca. W młodości wielu z nas stwarza sobie pewien obraz idealnego świata - wyobrażenie szczęścia - i przez całe życie dąży do tego, aby spełnić swoje marzenia. Tak robi i Kandyd; zresztą nie tylko on, bo i Kunegunda, Pakita czy Pangloss. Wszyscy im dłużej myślą o upragnionym szczęściu, tym ich wyobrażenia są bardziej utopijne. Kiedy osiągają już to, czego pragnęli, konfrontacja z rzeczywistością okazuje się nie do zniesienia. To przedstawienie o tym, że niekiedy lepiej jest marzyć niż realizować swe marzenia, bo może nas spotkać wielkie rozczarowanie."
Tomasz Konina jest także autorem scenografii do przedstawienia, kostiumy przygotuje Magdalena Wójcicka, projekcje filmowe i światło zrealizuje Marian Tarczyński, choreografię ułoży Sławomir Woźniak. Premiera odbędzie się 18 czerwca.