Czy szkoda wąsów?
Wąsy czy peruka, kontusz czy fraczek? - zagadnienie w osiemnastym wieku wcale poważne. Sto lat prawie trwał ten spór, dzieląc społeczeństwo na dwa obozy. I nie była to sprawa ani prosta, ani śmieszna. Konserwatywne, zwłaszcza na prowincji tłumy szlacheckie, owi Sarmaci z podgolonymi łbami, hołdujący ślepo tradycji, zarówno złej jak i dobrej oraz przeciwstawne im "stronnictwo" Fircyków z królem Stanisławem Augustem na czele. Boć strój, noszenia się z polska czy z francuska - to - najłatwiejszy do uchwycenia symbol istotniejszych przyczyn poważnego rozdźwięku. Przy szpadzie i kapeluszu stosowanym - orzeknie historyk obyczaju - przy peruce miało się i głowę umeblowaną z francuska, należało się do wolnomularzy, żupan i kontusz, szarawary i czapka, wąs i łeb wygolony łączyły się z pobożnością przesadną, z uszanowaniem węzłów rodzinnych, z głową opuchłą od Alwara, panegiryków i wina węgierskiego, z pogardą wszystkiego co nie szlachtą, lecz zarazem z lojalnością, skromnością, miłością ojcowizny.
Sarmatów oskarżano o zacofanie i tępotę umysłową, o hamowanie postępu, Fircyków zaś o zepsucie obyczajów, marnotrawstwo, karciarstwo. Oczywiście, oświeceńsza część społeczeństwa sympatyzowała z Fircykami, widząc w nich zwolenników postępu umysłowego i reform. Na walce tej zyskała literatura. Rzecznicy obu stronnictw piszą sztuki teatralne, pamflety, fraszki, satyry, ba, temat nie omija i powieści. Pan Podstoli Krasickiego sarkał przecież na peruki, sądząc, że "porzucenie, własnego, a obranie cudzego stroju, oznacza jakowąś preferencją; z nią pomału rośnie obojętność, a na koniec i wzgarda własnego kraju".
Modę łączono przeto bądź z zacofaniem, bądź z postępem. Pisarzy postępowych inspirował często dwór królewski. Widać to choćby na przykładzie najlepszej komedii Józefa Wybickiego. Bratanek króla, Stanisław Poniatowski, pisał do autora (1783), że jego "Kulig" zabawi publiczność, a "może po części pocieszyć rozsądnych ludzi za straty dawnych obyczajów narodowych", które "operacjom dobrej polityki i zważeniu oddać należało". Bohomolec, Zabłocki, Wybicki, Bogusławski, Niemcewicz, później Fredro, Kamiński, Korzeniowski - iluż to pisarzy wypowiedziało się na ów wdzięczny, bo aktualny temat. Wielu z nich trzymało się złotego środka, ganiąc wady i tych i tamtych, chwaląc cnoty jednych czy drugich, kiedy na to zasługiwali. Jak Naruszewicz. Spór nie ucichł w czasach Księstwa Warszawskiego ani Królestwa Kongresowego,skoro wystawiony po raz pierwszy w Warszawie w roku 1814 wodewil Ludwika Adama Dmuszewskiego "Szkoda wąsów" cieszył się długotrwałym powodzeniem.
Po której stronie były sympatie ówczesnej publiczności teatralnej? Odgadnąć to łatwo z tendencji komedyjki Dmuszewskiego. Późniejszy redaktor i wydawca "Kuriera Warszawskiego" znał gust publiczności stołecznej; gorliwie jej też dogadzał. Anegdotyczna kronika Warszawy notuje, że osoby znaczniejsze dostawały niekiedy specjalne egzemplarze "Kuriera" z powinszowaniami, drukowane na kolorowym papierze, jako że:
Jest "Kurierek" jak dziewica:
Kiedy składać ma życzenia.
Wtedy blade zwykle lica
Na różowy kolor zmienia.
Po czasach Oświecenia, po Warszawie pruskiej i francuskiej fraczek przestał gorszyć oczy swym widokiem. Mieszkańcom stolicy balwierz golił wąsy, goli je też i Dmuszewski w swym wodewilu. A bezwąsy bohater jego sztuki tym sympatyczniejszy, że to żołnierz, jak się zdaje, Kościuszkowski. Nie dziw tedy, że dość łatwą ma sprawę z kontuszowcem. Pokazano nam "Szkoda wąsów" w Sali Prób Teatru Dramatycznego jako wspólną własność Dmuszewskiego i Leona Schillera, który, jak wiadomo, kochał się w takich naiwnych bibelotach, odkurzał je, przerabiał, przystrajał po swojemu. Reżyser Irma Czaykowska przejęła od Schillera żartobliwość - bez jego sentymentu, ale przygotowała widowisko płynne, zgrabne i zabawne. Bardzo wiele smaku dodaje mu dowcipna scenografia Z. Strzeleckiego.
Aktorzy Teatru Dramatycznego radzą sobie ze śpiewem i tańcem (w układzie Barbary Fijewskiej) na ogół swobodnie i wesoło. Wiele efektu komiczngo wydobywają ze swych mocnych, dobrze ustawionych głosów Józef Nowak (Orgon) i Wojciech Pokora (sympatyczny, zabawlny wojak Erast). Uroczym zjawiskiem scenicznym jest Joanna Jedlewska, obdarzona oryginalną urodą, pełna lekkości, dowcipu i wdzięku subretka Dorotka. Urodą czaruje także Anna Wesołowska (Teresa). Wreszcie Jarosław Skulski - srogi obrońca wąsów, ogromnie śmieszny w naiwnych kupletach, śpiewanych "na ponuro". Zdzisław Leśniak (Arlekin) budzi podziw akrobatycznymi popisami, ale trochę może za dużo jest tego cyrku, zapożyczonego z innej konwencji stylistycznej. Ze stylem widowiska niezbyt harmonizują również kuplety Jerzego Jurandota.
Wspomnijmy jeszcze wdzięcznie orkiestrę, która pod kierunkiem Janusza Jędrzejczaka muzykuje w takt staroświeckich melodii, opracowanych przez Feliksa Rybickiego jeszcze dla inscenizacji Schillerowskiej.