Niedzisiejszy rytm
- "Czarodziejska góra", w której czas ma własną, metafizyczną miarę, w której w zupełnie niedzisiejszym rytmie rozważa się sens przemijania, moralności, zaskakująco celnie trafia w czas współczesny - mówi Wojciech Malajkat, reżyser przedstawienia w Teatrze Syrena w Warszawie.
To podwójnie elektryzująca informacja: "Czarodziejska góra" Thomasa Manna trafia na scenę. Na dodatek Teatru Syrena, wciąż kojarzonego z innym repertuarem.
- Syrena przeszła w swojej historii bardzo różne okresy. Jej tradycja jest piękna i bogata, ale odmienna od teatru, jaki noszę w sobie, od tematów, które od pięciu lat mojego tu dyrektorowania wprowadzam do dialogu z publicznością. Uważam, że w teatrze i sztuce wszystko ma swój porządek i chronologię, pewną konsekwencję. Teraz przyszła pora na "Czarodziejską górę".
Chyba nie tylko dlatego, że Syrena obchodzi 70-lecie, które wypada godnie, a nawet spektakularnie uczcić?
- "Czarodziejska góra", w której czas ma własną, metafizyczną miarę, w której w zupełnie niedzisiejszym rytmie rozważa się sens przemijania, moralności, zaskakująco celnie trafia w czas współczesny.
W obsadzie są m.in. Daniel Olbrychski, Antoni Pawlicki, Przemysław Bluszcz, Wojciech Zieliński. Udało się panu zbudować wspaniały zespół. Według jakiego klucza?
- Pana Daniela Olbrychskiego zaprosiłem z powodu jego talentu, oraz dla jego temperamentu oraz życiowego i scenicznego doświadczenia. Z kolei Antoni Pawlicki - moim zdaniem jest aktorem zupełnie w teatrze niewykorzystanym, dlatego wiodła mnie do niego ogromna ciekawość, a efektem jest wspaniała współpraca, pełna skupienia, odpowiedzialności. Przemysław Bluszcz... nie po raz pierwszy współpracuje z naszą sceną, ze znakomitym efektem, chociażby w "Karierze Nikodema Dyzmy".
Kolejne projekty będą równie ekscytujące?
- Wiele zależy od finansów, ale w tajemnicy powiem państwu, że myślę już o "Ferdydurke", "Dogville", a nawet o "Austerii". Ale proszę tego nikomu nie zdradzać.