Artykuły

Dwoje bez tlenu

"Beztlenowce" Ingmara Villqista w jego reżyserii w Teatrze Polskiego Radia. Pisze Janusz Łastowiecki w Twórczości.

Kilka lat temu pojawił się w Teatrze Polskiego Radia, by zrealizować tu swoje sztuki w zupełnie innym wymiarze. Dźwiękoszczelność radia dala mu nowe środki, zbyt często deprecjonowane przez ludzi kina czy teatru. Radio pozwoliło odtworzyć w dramatach sieci złożonych napięć. Każde słowo stało się w jego słuchowiskach walką. Każde słowo zostało przyjęte z precyzją zegarmistrza.

Ingmar Villqist, bo o nim mowa, sezon w teatrze radia rozpoczął jednym ze swoich najstarszych dramatów - "Beztlenowcami". Zaprosił do współpracy aktorów, którzy grali już ten tekst parę lat temu. To słuchowisko jest dowodem na to, że sztuka raz napisana nigdy nie umiera. Reżyser zaprosił słuchaczy do dramatu, z którym wchodził na sceny polskiego teatru. Teraz, po wielu latach jasny płomień dramatu, rozpalił się na nowo.

Bez tlenu żyć nie można. Istnieją co prawda bakterie beztlenowe, ale w tym konkretnym przypadku mowa o człowieku, dla którego powietrze to kwestia najbliższych sekund życia. Biologia nie zastanawia się nad takimi pytaniami, ale podjąć je może sztuka. Słuchowisko to studnia głosów, wymiana myśli i ciszy. Cisza w radiu łamie dialog. Porozumienie aktora i słuchacza w milczeniu to jak oddychanie bez tlenu. Teatr radia zna wiele podziemnych tuneli, gdzie takie zjawiska, jak doczesność, dosłowność i przewidywalność są z miejsca nie do przyjęcia. Radio działa intuicyjnie. Oferuje opowieść, która staje się jednocześnie historią tysięcy słuchaczy. Beztlenowo. Bez polepszaczy i respiratora. W październiku, gdy za oknem zaczaiło się "jesienne przędziwo", do uszu moich trafiła historia o dwóch takich, którzy chcieliby oddychać normalnie.

Villqist w jednej z rozmów powiedział, że ceni radio za to, że nie dzieli odbiorców na lepszych czy gorszych. Przygarnia ich do swojego ciepłego jak kominek słowa i szepcze tajemne zaklęcia, bez których trudno żyć: "Nasza wyobraźnia uruchamiana bodźcami akustycznymi jest nieskończoną przestrzenią. Najlepiej wie o tym każde dziecko, kiedy kuląc się pod kołdrą, nasłuchuje w nocy każdego skrzypnięcia mebla, parkietu, głuchego odgłosu na klatce schodowej. [...] Jeśli ta wyobraźnia jest do tego przygotowana wcześniejszymi opowieściami dziadka lub ojca czytającego przed snem jakąś baśń [...] no to mamy do czynienia w postaci tego szczękającego ze strachu pod kołdrą malca z potencjalnym odbiorcą słuchowisk [...] Ludzie kochają słuchowiska, bo uświadamiają im wolność, niezależnie od wykształcenia słuchacza i jego przygotowania do odbioru sztuki. A ten słuchacz (świadomy tego lub nie) staje się współtworzącym owo słuchowisko artystą"*.

Sytuacja, jakich wiele. Ich dwoje. Mag i Lars. Kochają się. Martwią. Tęsknią. Czekają. Jak każdy słuchacz. Początek... Muzyka, przy której przedzieramy się przez wysokie trawy. Słychać płacz dziecka. Marek Kalita i Jacek Poniedziałek (aktorzy słuchowiska) znają te dialogi doskonale. Mówią tym tekstem. Powiem więcej: oni tym tekstem są. I to słychać. Narastający płacz dziecka. Mało chwil dla siebie. Muszą przetrzymać "czas krzyku". Dziecko tkwi między nimi. Troska o nie utrudnia im autentyczność. Pierwszy - ten opiekuńczy, sfrustrowany tato. Drugi - zdenerwowany wszechobecnym chaosem. Kładą się do tóżka. Oglądają album ze zdjęciami. Zatrzymanie. Muzyka, która wywołuje nostalgię za "dawnym". Tyle tu powietrza we wspomnieniach. Morze. Plaża. Fale. Oddychamy. Słuchacz dostaje pozwolenie na odlot w swoje wymarzone światy. Błogosławiona moc słuchowiska radiowego.

Czas przeszłości szybko zanika. Włącza się syndrom wymiany napięć. Dziecko cały czas płacze, ale na drugim, trzecim planie. To, co w planie przeszłym, rywalizuje z teraźniejszym krzykiem. Karla. Jedno imię. Córka jednego z nich. Rozłam, Krzyk dziecka wtóruje ich grze. Zazdrość. Suche powietrze równoważy ich emocje. Butelka wody. Fale morskie wracają w środku bezsennej nocy. Oskarżenia. Każdy z nich kryje beztlenowe bakterie, z którymi nie mogą poczuć się wolni. Z dusznej "pościelowej rozmowy" wychodzą kompleksy. Wreszcie przychodzi moment. Moment słowa. Moment, który rodzi wyznanie. "Kocham cię". Jedno słowo, które nie godzi się na noc i próżnię. Wypowiada je Kalita wyczulonym głosem. To najszczersze struny spektaklu. Co prawda przysypane są gruzami niedomówień. Słuchowisko wieńczy krótki dialog jak udany sen. Coś się mieni. Jakiś błysk codzienności, od której tak bardzo uciekają i bez której nie potrafią żyć. Grę dwóch aktorów porównałbym do wąskiego korytarza bez ścian, gdzie każdy nieostrożny krok grozi upadkiem na głębokie dno. Myślę, że Poniedziałek i Kalita przeszli ten tunel bezszelestnie. Stało się tak dlatego, że poszanowali prawa synchronii, tak arbitralne w radiu.

Jeden z niezrozumiałych filozofów i antropologów literatury, Jacques Derrida, powiedział niegdyś, że tekst istnieje tylko i wyłącznie dzięki sobie. Jest zarazem żywicielem i pasożytem w obszarze samego siebie. Jest tlenem i jego brakiem zarazem. W radiowych "Beztlenowcach" Villqista każde słowo to walka bohatera z samym sobą. Dwoje zakochanych, Mag i Lars, żyją w przestrzeni bez powietrza, gdzie powiedzieć coś znaczy tyle, co przemilczeć, a wyciszyć tyle, co wykrzyczeć. Realizator akustyczny,

Andrzej Brzoska, przy opracowaniu muzycznym Tomasza Obertyna, wytworzył tło dla zagęszczonych emocji, jednocześnie nie przekrzywiając sensów i nie czyniąc z nich groteski. Myślę, że dramat odnalazł się w radiu równie dobrze, jak sam autor, dla którego to już szósta foniczna realizacja. Zjawiskiem wymagającym badawczego pogłębienia jest tożsamość aktorów z tekstem.

Oddech i potrzeba powietrza pojawiły się już w tytule i wydźwięku innego słuchowiska Villqista, "Oddychaj ze mną", za które reżyser otrzymał wyróżnienie w postaci nagrody Don Kichot w 2011 roku. W 2013 roku dwoje młodych aktorów, Anna Rokita i Michał Kościuk, odebrało nagrodę Arete za debiut radiowy w słuchowisku Villqista "Noc Helvera". Intuicyjność i precyzja, jaką przeszczepia dla radia Villqist, są wartościami, które to medium przywraca do zdrowo rozumianej tajemnicy fonicznej niewidzialności. We współczesnych mediach jesteśmy w wielu miejscach na raz, przestając rozumieć siebie. Kradzież słów, znaczeń dokonuje się na masową skalę. Teatr Polskiego Radia jest w tym całym chaosie apteką, która leczy z beztlenowości, każe oddychać. Można bowiem przy zapalonym papierosie słuchać radia i wiedzieć, gdzie się jest naprawdę.

* Całość mojej rozmowy z reżyserem dostępna na stronie Teatru Polskiego Radia. J. Łastowiecki, "O słuchaniu przy papierosie, opowieściach dziadka i enklawie dla umysłu, czyli Ingmar Villqist o pracy w Teatrze Polskiego Radia", [w:] (patrz link poniżej)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji