Artykuły

Marta Wierzbicka: Teatr bardzo mnie wciągnął

- Im jestem starsza, bardziej świadoma siebie i swoich umiejętności, tym poważniej angażuję się w graną postać. Zawsze starannie przygotowuję się do roli. Lubię robić wszystko na sto procent - mówi aktorka.

Widzom znana głównie z serialu "Na Wspólnej", gdzie od dziewięciu lat wciela się w postać Oli Zimińskiej. Z powodzeniem realizuje również swoją pasję aktorską na deskach teatru Capitol. W rozmowie z nami zdradza, dlaczego boi się horrorów i o jakiej roli marzy.

Odpoczywa Pani obecnie na wakacjach, ale widzowie przez całe wakacje śledzą losy Oli w "Na Wspólnej". Może Pani zdradzić czytelnikom "Telemagazynu", co się wydarzy w życiu pani bohaterki?

Marta Wierzbicka: Cóż... mogę tylko powiedzieć, że wątek Oli będzie kontynuowany i na pewno fani serialu nie będą zawiedzeni. Mamy bardzo dużo odcinków nagranych z wyprzedzeniem, ale niestety nie mogę zdradzać ich fabuły. Na pewno pojawi się wątek miłosny i wiele innych zwrotów akcji.

Czy to znaczy, że Ola wróci do Daniela?

- Będzie iskrzyć. Drobna nadzieja dla fanów na pewno się pojawi, ale więcej powiedzieć nie mogę.

Ola to postać, w którą wciela się Pani od...

- To już jakieś dziewięć lat z serialem "Na Wspólnej". Gram od 2006 roku.

To szmat czasu! Nie nudzi Pani ta rola?

- Zupełnie nie! Wątek Oli jest bardzo zróżnicowany, zawsze dużo się dzieje, pewnie dlatego nie zdążyłam się nim jeszcze znudzić. Ola to postać bardzo pewna siebie, twardo stąpająca po ziemi, a jednocześnie często wpada w różne tarapaty.

Z wiekiem podchodzi Pani inaczej do tej roli?

- Tak, im jestem starsza, bardziej świadoma siebie i swoich umiejętności, tym poważniej angażuję się w graną postać. Zawsze starannie przygotowuję się do roli. Lubię robić wszystko na sto procent.

Pani praca to jednak nie tylko serial. Zagrała Pani w sztuce teatru Capitol "Kiedy kota nie ma...". Jak się Pani czuje w nowej roli?

- Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego debiutu na deskach teatru. Nie minął jeszcze rok, odkąd wystawiamy "Kota...", a zagraliśmy już ponad 170 spektakli i wciąż jest olbrzymie zainteresowanie. Myślę, że to ogromny sukces. Moja przygoda z teatrem będzie trwać dalej. Zaczynam próby do kolejnego spektaklu, również w teatrze Capitol - "Dajcie mi tenora". To zabawna farsa w naprawdę dobrej obsadzie. Dla mnie to przede wszystkim kolejne duże wyzwanie, bo będę miała sporą rolę. Premiera "Tenora" przewidziana jest na listopad tego roku. Jesteśmy już po próbach czytanych, przed nami jeszcze te choreograficzne. Już się nie mogę doczekać!

Jak porównałaby Pani doświadczenie z serialu z tym teatralnym?

- To jest zupełnie inna bajka. Dreszczyk emocji, adrenalina. Nie będę ukrywać, że teatr bardzo mnie wciągnął. Odnalazłam się w tym. Bliski kontakt z publicznością jest niesamowity. W serialu jednak tego nie ma. Ja jestem zachwycona, bardzo mnie to pochłonęło.

Ostatnio podkładała Pani głos do gry "Until Dawn". Jakie są Pani wrażenia? Bo to nie pierwsze Pani doświadczenie z dubbingiem.

- Tak, wcześniej była "Alicja w krainie czarów". To film, więc mogłam podkładać głos pod obrazek i to było zdecydowanie łatwiejsze. W grze trzeba się bardziej skupić, podkładaliśmy głos tak naprawdę w ciemno. Myślę, że to było świetne zadanie aktorskie, zwłaszcza że nie przepadam za horrorami, a taki właśnie jest motyw gry.

No właśnie, z tą niechęcią do horrorów wiąże się jakaś anegdotka?

- (śmiech) Wszystko zaczęło się, kiedy byłam mała, a moi rodzice oglądali co środę "Z Archiwum X". Leżałam wtedy w łóżku i słyszałam tę charakterystyczną melodię, umierając ze strachu! Potem, mając jakieś 12-13 lat, razem z koleżankami zobaczyłyśmy film "The Ring". Przez pół roku bałam się spać w pomieszczeniach, w których był telewizor! To mi na szczęście minęło, ale do dziś nie jestem fanką horrorów, po prostu nie lubię się bać. Jest jeden horror, który uważam za arcydzieło, udało mi się przez niego przebrnąć, myślę tu o "Lśnieniu" Kubricka.

Jakie kino w takim razie lubi Marta Wierzbicka?

- Bardzo lubię być na bieżąco z nowościami kinowymi, nie przepadam jednak za komediami romantycznymi. Uwielbiam natomiast filmy Wesa Andersona, przemawiają do mnie estetyką, kadrami.

A gdyby pojawiła się propozycja zagrania właśnie w komedii romantycznej, podjęła by Pani wyzwanie?

- Myślę, że tak, dlaczego nie? Ja wszystko traktuję jako wyzwanie, a przede wszystkim jako kolejne doświadczenie. Z racji tego, że jestem amatorem, chętnie biorę udział w różnych przedsięwzięciach, po to by się jak najwięcej nauczyć.

Wymarzona rola?

- Na pewno chciałabym zagrać w filmie kostiumowym. Lata 20., 30. lub czasy II wojny światowej. Bardzo chciałabym się w sprawdzić w takiej roli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji