Artykuły

Z pamiętnika pensjonarki (V)

Spotkałam kiedyś chłopca, który wyglądał jak smutny kosmita. Miotał się w okolicy Sloane Square, gdzie i ja się, między wejściem do metra, teatrem i witrynami Chanel i Gucci, miotałam, mając do dyspozycji jakieś dziesięć funtów, ale ciesząc się orgazmicznie, że kipuję do tej samej popielniczki, co Sarah Kane - pisze Anna Wakulik.

Smutny chłopiec nazywał się David Harrower i napisał sztukę "Blackbird", po której czytaniu zawsze mam pensjonarski zawał i atak płaczu, i drugą, po której czytaniu mam, poza rzeczonymi, także atak zazdrości: Davidzie, stylisto, oddaj mi trochę talentu - syczę w poduszki na widok "Noży w kurach".

Również dziś, kiedy robię sobie zawroty w głowie papierosami w okolicach miasteczka Raciąż, a znajomy Józef pokazuje mi po raz piętnasty ogródek i mówi: "to jest jabłonka, to jest morela, to jest winogrono czarne, to jest winogrono białe; swoje lata mam, byłem w Olsztynie i w Asyżu, i zależy mi już tylko na tym, żebyś sobie czasem w Warszawie wspomniała te jabłonki"- również więc dziś przypomina mi się senna poetyka "Noży w kurach". Wieś na końcu albo na początku świata staje się metaforą ogromu spraw. Klasyczny trójkąt - on, ona i kochanek- jest tu skąpany w pejzażu, który narzuca tempo percepcji, tempo relacji, tempo scenicznego istnienia tej sztuki. Niejedną, oczywiście, dziejącą się w rustykalnym klimacie opowieść w dziejach literatury dramatycznej znaleźć można: pastwiska, gnój, łączki i stajnie zapisane bywają w didaskaliach dość często. Ale tym, co wyróżnia optykę Harrowera jest, zdaje się, to, że najpierw znalazł pewien rodzaj bycia trójki bohaterów, łączącej ich ciemnej relacji, dusznego świata wewnętrznego- i nieposiadającej własnego języka chłopki, i jej agresywnego męża, i młynarza-intelektualisty, uwodzącego mrocznym urokiem.

Umiejętność przełożenia scecyficznego rodzaju światów wewnętrznych, tego, jak spotykają się i oddalają, krzyżują i plączą, na istniejący, materialny świat pokazany słowami dialogu - cóż, Davidzie, to jest powód mojej w Twoim kierunku płynącej wartkim strumieniem miłości. Można zastanawiać się, o czym jest ta sztuka w szerszym planie- o przejściu ze świata bez języka do świata języka i kultury, o upodmiotowieniu kobiety, o różnych rodzajach namiętności?- ale niezwykłość całej tej konstrukcji najwięcej zawdzięcza językowi, który jest być może mieszanką fascynacji ludową poezją, mową wsi, teorii antropologicznych i wrażliwości autora.

Kto by pomyślał, że ten sam David napisał "Blackbirda", to maleństwo na dwie osoby, skonstruowane tak prosto i czysto, że można by powiedzieć "phi, każdy tak umie", a jednak doskonale wiadomo, że wcale nie, tak umieją wybrańcy. Wszystko jest w tej sztuce pytaniem: była miłość między dwunastoletnią Uną i trzydziestokilkuletnim Rayem, czy nie? Jest, teraz, podczas spotkania po latach między Uną dwudziestosiedmioletnią i Rayem pięćdziesięcioletnim, kiedy przechodzą od zdystansowanego wywąchiwania się, przez agresję, po kochanie się na podłodze? Co oni sobie nawzajem zrobili i kto kogo bardziej poranił? Klasyczne "tak mnie skrzywdziłeś, tak mnie zniszczyłaś" stają się tu zupełnie nieklasyczne.

W przeciwieństwie do "Noży w kurach", cały ciężar "Blackbirda" opiera się nie na kunsztownym i pełnym ornamentów języku, nie na rozpisaniu na dialogi pewnej myśli czy teorii, tylko na genialnym połączeniu postaci (czy widzicie państwo oczyma dusz swoich polską sztukę o pedofilii? ja widzę, i więcej patrzeć nie chcę, koniec dygresji) i na napompowaniu do granic możliwości przestrzeni między wypowiadanymi słowami. Wszystko jest tu proste

i realistyczne, a jednocześnie staje się metaforą: i spotkanie bohaterów w piwnicy, i bałagan oddający bałagan w życiach tej dwójki, i genialny moment, kiedy na scenę wparowuje dziewczynka- córka Raya? duch Uny? nowa Una?- i kiedy realne miesza się

z metaforycznym. Cudowne niedodefiniowanie ich relacji jest rdzeniem tej sztuki i być może to najbardziej w niej urzeka: nie mamy oto zwykłych kochanków, mamy kochanków, którzy w momencie nawiązywania romansu przekroczyli wiele praw, nie wiadomo, kim byli, i nie wiedzą, kim są. Czy nie zdarzyło się państwu coś takiego? Nie seks z dwunastolatką, ale miażdżące uczucie, które nie wiadomo, jak nazwać, bliskość z kimś, z kim być nie można albo można, ale nie mieści się to w katalogu zarejestrowanych przez system i kulturę relacji. I ta refleksja po całej wojnie, którą przechodzą podczas tej godzinnej sztuki Una i Ray: jak jedno zaangażowanie uczuciowe może naznaczyć całe życie.

Najbardziej kocham Davida za tę różnorodność: potrafi być i barokowy, i prościutki jak meble z Ikei; brutalny i romantyczny, elokwentny i oszczędny, wypowiadający uczucia głośno albo prawie w ogóle, jedną nutą, jednym gestem; dba o konstrukcję całości i o detal. Jak go nie adorować? W dniach kanikuły każdej pensjonarce przydałby się taki chłop.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji