Warto podjąć decyzję
Przygotowany przez aktorów Bałtyckiego Teatru program pt. "Majakowski jakiego nie znamy", należy do tych form kameralnych kontaktów, które cieszą się szczególną sympatią widowni - życie prywatne poety, sądy wydawane o nim przez najbliższych.
Urszula Jursa (Lili Brik), Stanisław Frąckowiak (Włodzimierz Majakowski) i Elżbieta Kisielewska (narrator) przygotowali program oparty na listach, wspomnieniach i fragmentach wierszy. Dzięki starannemu doborowi tekstów i aktorskim umiejętnościom, udało im się odtworzyć postać żywą, barwną, interesującą każdego widza. Warto tę propozycję pokazać.
Przy okazji oglądania tego kolejnego programu, przygotowanego przez koszalińskie środowisko teatralne, nasuwa się jednak pytanie: kiedy wreszcie koncepcja - ponawiana co jakiś czas - utworzenia aktorskiej sceny propozycji, stanie się realna? W wielu innych miastach dawno już uporano się z podobnym problemem., tu i ówdzie aktorzy dysponują nawet swoim własnym lokalem, własną małą sceną i małą widownią, która nigdy nie świeci pustkami. Kilka ostatnich małych form, przygotowanych przez aktorów BTD, świadczy o tym, że i oni sprostaliby zadaniu - przygotowują przecież programy interesujące, sprawne aktorsko i konsekwentne w realizowaniu przyjętych koncepcji. Rzecz jednak w tym, że można je oglądać od przypadku do przypadku - kiedy to gościnnie zaprasza się daną grupę z powodu jakiejś okazjonalnej imprezy. Nawet "Spotkania z Melpomeną" w koszalińskim Klubie MPiK, nie są tu rozwiązaniem - stali bywalcy Klubu zdążą program zobaczyć, natomiast inni - którzy systematycznie tu nie bywają lub oznaczony dzień nie jest im dogodny - spisują imprezę "na straty" Nie mówiąc już o tym, że szkoda aktorskiej pracy na jeden tylko występ.
Nie chodzi tu o zbytnią systematyczność działania Nie są potrzebne plany i budżety. Po prostu - gdy grupa aktorów przygotuje program, zaczyna się najgorsze: pokonywanie kłopotów organizacyjnych Nie aktorskie chyba zadanie starać się o pomieszczenia i widownię. Luźne związki z KTKO, w niektórych przypadkach pomagają w rozwiązaniu tych prozaicznych problemów, ale czy to wystarcza? O ile wiem, - jest to raczej firma wygodna o tyle, że poprzez jej konto łatwiej przeprowadzić wszelkie operacje finansowe.
Swego czasu była propozycja adaptacji zabytkowej kaplicy, w której od lat mieści się magazyn BTD, właśnie na scenę propozycji. Byłyby podobno nawet środki finansowe na remont budynku. Okazało się jednak, że nie ma chętnego - nie wyłączając samego BTD - na przyjęcie obiektu pod swoją administrację. Ot, po prostu w myśl zasady, że... od przybytku to i głowa czasem boli.
W ostatnich miesiącach środowisko teatralne nieco się ożywiło. I kto wie - byłoby pewno jeszcze bardziej skore do "pozoetatowej" pracy, gdyby wiedziało, że przygotowanie kolejnej propozycji teatralnej czy kabaretowej, nie wiąże się jednocześnie z kołataniem do właścicieli sal i z organizowaniem widowni. Być może najlepszym rozwiązaniem byłby tu wspólny patronat - teatru i KTKO Ale jak na razie - dogadać się tym kontrahentom bardzo trudno. Dlaczego?